Mały Wielki Kraj (Słowacja 2012)
Bardziej spontanicznego wyjazdu nie pamiętam od czasów wypadu na UA 2010. Wyjechaliśmy z Krakowa 21.07.2012 (sobota), chociaż Monika i Jacek byli już w podróży od piątku. Pogoda w sobotę rano wyraźnie nie zapowiadała słonecznego dnia.
Pojechali:
Monika i ja czyli (Bohun), Yamaha XT600Z Tenere i Jacek, Yamaha XTZ750 Tenere
Zobaczyli:
Kopiec Kraka, Wieliczka(Rynek 3D), Jezioro Dobczyckie, Jezioro i zamek w Czorsztynie, Renesansowy ratusz i gotycki kościół św. Jakuba w Lewoczy, Zamek Spiski, Jezioro Liptowskie, Ruiny zamku Likawskiego , Sulovskie Skały, Wąwóz Maniński, Zamek w Terenczynie, Zamek Bojnicki, Zamek Orawski, Jezioro Orawskie
4 dni, 1100km, spanie wyłącznie na dziko.
Cel:
Naszym głównym celem było zobaczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, dlatego cała wyprawa odbyła się pod hasłem: „Nie ma czasu!” wciąż powtarzanym przez Bohuna. Mimo to nie zrealizowaliśmy wszystkich punktów, które były w planach.
Dzień I (21.07.)
Poranek choć bez deszczu nie zapowiadał dobrej pogody, tym bardziej, że całą noc padało. Mimo wszystko humory nam dopisywały. Po treściwym śniadaniu, spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy wyruszyliśmy na kopiec Kraka. Tam po krótkiej wspinaczce nacieszyliśmy oko widokiem na panoramę krakowską, dalej ruszyliśmy do Wieliczki. Zobaczyliśmy rynek i świetny streetart, który sprawiał wrażenie obrazu 3D (Rys.), to było pierwsze tzw. WOW. Kolejnym punktem było Jezioro Dobczyckie, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę, zrobiliśmy zdjęcie i ruszyliśmy dalej, bo jak wiadomo „Nie ma czasu!” 😛 Jadąc do Czorsztyna zatrzymaliśmy się przy stacji benzynowej na kanapki i herbatę. Po krótkim odpoczynku chcieliśmy wyruszyć dalej, niestety okazało się, że złapaliśmy gumę (Rys). Można powiedzieć, że mieliśmy szczęście w nieszczęściu, gdyż znajdowaliśmy się na stacji benzynowej i ok. 4 km od nas mieścił się sklep motoryzacyjny, do którego Jacek pojechał kupić nową dętkę i łatki, dzięki temu cała akcja przebiegła dość sprawnie. Gdy uporaliśmy się z naprawą pojechaliśmy dalej, po drodze złapał nas deszcz więc jazda była średnio przyjemna, ale ubraliśmy płaszcze i dzida do przodu. W międzyczasie pobłądziliśmy trochę, wtedy pomógł nam ksiądz, który miał na plebani dokładniejszą mapę.
Gdy dojechaliśmy nad Jezioro Czorsztyńskie, okazało się że tam deszcz w ogóle nie padał, ucieszyło nas to, bo nie uśmiechało nam się rozbijać namiotów na mokrej ziemi. Zrobiliśmy małe zakupy i zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. Wjechaliśmy na łąkę w pobliżu jeziora, jadąc tam zaliczyliśmy małego łazana i złamała nam się owiewka z przodu, ale dało radę ją skleić. Po rozbiciu namiotów rozpaliliśmy ognisko, upiekliśmy kiełbasę, posiedzieliśmy trochę nad wodą przy zachodzie słońca i poszliśmy spać.
Dzień II (22.07.)
Nad ranem obudziły nas jakieś kroki, po czym usłyszeliśmy słowa: „śpijcie, śpijcie” . Wstaliśmy o 8, złożyliśmy namioty, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy do zamku w Czorsztynie. Zwiedzanie poszło nam dość sprawnie, zamek nie zrobił na nas piorunującego wrażenia, natomiast widoki były całkiem imponujące. Następny punkt podróży (ratusz i gotycki kościół św. Jakuba w Lewoczy) znajdował się już na Słowacji (Rys). Duże wrażenie zrobił na nas zamek Spisk (Rys)i, niestety nie zobaczyliśmy go z bliska, wydawało nam się wtedy że czasowo się nie wyrobimy. Pojechaliśmy dalej w kierunku Jeziora Liptowskiego, w między czasie zatrzymaliśmy się na obiad i kawę. Wieczorem dotarliśmy na miejsce, zajrzeliśmy jeszcze do Tatralandii, gdzie mieliśmy super widok na góry. Potem małe zakupy i szukanie noclegu. Namioty rozbiliśmy na połoninie, z której widzieliśmy świetny krajobraz górski, Jezioro Liptowskie i część Tatr. Standardowo posiedzieliśmy przy ognisku, nacieszyliśmy oczy widokami i udaliśmy się do namiotów. Sen zakłócał nam swoim donośnym głosem jakiś zwierz, całe szczęście w końcu oddalił się od nas i mogliśmy zasnąć (w innym wypadku Bohun był skłonny pójść z nim na solo:P)
Dzień III (23.07.)
Pobudka o 6 rano po bardzo zimnej nocy, szybkie zwijanie namiotów i wyjazd w kierunku ruin zamku Likawskiego. Wdrapując się pod góręna której był usytuowany mieliśmy niezłą rozgrzewkę przed śniadaniem. Nie udało się nam wejść do środka, bo musielibyśmy czekać godzinę, a czas jak zwykle nas gonił 😛 Ruszyliśmy dalej, naszym celem były Sulovskie Skały i Wąwóz Maniński (Rys). Jadąc tam trochę błądziliśmy, ale wąwóz zrobił na nas ogromne wrażenie i warto było zadać sobie trud. Ciężko by było słowami opisać ten widok, to trzeba zobaczyć! Gdy nacieszyliśmy się widokiem, pojechaliśmy w kierunku zamku w Terenczynie, który udało nam się zwiedzić. Następnie udaliśmy się na obiad, muszę przyznać, że sporo naczekaliśmy się, a kebab z mikrofalówki w tak ruchliwym miejscu mocno nas rozczarował smakiem i wielkością, ale jak się później okazało porcje mini w Słowacji to norma 😛
Tego dnia chcieliśmy zobaczyć jeszcze zamek Bojnicki (Rys) i sporo mieliśmy jeszcze do przejechania, bo nocleg był zaplanowany w okolicy zamku Orawskiego. Szukając zamku znów pobłądziliśmy więc trochę czasu nam uciekło, a zmęczenie dawało się we znaki. Udało nam się zobaczyć zamek, uwiecznić go na fotce i dotrzeć wieczorem nad jezioro. Tym razem tez udało nam się znaleźć fajne miejsce na nocleg, z widokiem na zamek Orawski. Ostatnią noc (wyjątkowo zimną) na obczyźnie zwieńczyliśmy kiełbasą z grilla i piwem .
Dzień IV (24.07.)
Lenistwo straszne, postanowiliśmy sobie trochę odpuścić i wstaliśmy dopiero po 10 rano. Na śniadanie mieliśmy tylko snickersy i chleb, ale zawsze coś 😛 Po tak sytym posiłku ruszyliśmy do zamku Orawskiego. Wcześniej musieliśmy znaleźć kantor, bo pieniądze się skończyły. Niestety bilety można było kupić tylko z przewodnikiem, więc zwiedzanie zajęło nam sporo czasu, ale zamek robił wrażenie i warto było. Po obiedzie udaliśmy się nad jezioro Orawskie, niestety nie mieliśmy już czasu żeby dłużej tam posiedzieć, więc objechaliśmy je dookoła i ruszyliśmy w kierunku Krakowa. Po przekroczeniu granicy zatrzymaliśmy się żeby coś zjeść, w końcu porcje były konkretne, z pełnymi brzuchami mogliśmy ruszyć dalej. Wieczorem dotarliśmy na miejsce, zmęczeni i zadowoleni, bo mimo iż nie zobaczyliśmy wszystkiego, co było w planach wyjazd był bardzo udany.
Tekst M.Zaborniak
Dodaj komentarz
You must be logged in to post a comment.