Pojechałem sam. Jechało się super. Na miejscu, gdy zdjąłem kask jakiś chłopiec (ok. 10 lat) zawołał: ”O, Wiatr w Polu przyjechał”. Patrzę, no tak, spotkałem go wraz z ojcem rok temu w Jeziórku – trochę podrósł.
Mimo dobrej pogody mało maszyn. Wszak to dopiero początek zlotu. Rozbiłem namiot i… jaka radość! Przyjechali: Dzinio, Edycja, Elcia, Basia, Długi Janek, Głazio z Wiórkiem – ten zlot nie może się nie udać. Dzinio oczywiście autem wyładowanym po dach wszystkim tym, co jest niezbędne do przeżycia przez 10 dni nawet na pustyni. Znowu drewno, siekierka, kuchenka, krzesełka, stolik, kubki, kawa, herbata, wałówka… Nawet gitara, tyle że nie miał na niej kto grać.
Później dojechało jeszcze wiele osób. Między innymi Skwara z Kasią, Slayerki (2 sztuki), Agatka z Sebastianem, Bosy z Agatką, koleżanka z klasy Madzia oczywiście z małżonem, czyli z Aygorem i wielu innych znajomych, których nie będę już wymieniał.
Wieczór i noc spędziliśmy na długich rozmowach, opowieściach motocyklowych i nie-motocyklowych. W sobotę znowu piękna pogoda, a nawet upał. Wiele osób się kąpało, ale ja mam kategoryczny zakaz. Nie wolno mi pływać ani latać. Wichura zabrania mi tych dwóch rzeczy (i tylko tych), ponieważ uważa, że gdyby Pan Bóg chciał, żeby człowiek pływał lub latał, to dał by mu płetwy, bądź skrzydła 🙂
Po południu popełniłem fatalny błąd. Nierozważnie rzuciłem wyzwanie Edycji. Mieliśmy się zmierzyć w strzelaniu. Edycja jeździ na zawody, ale i ja nieźle strzelam. Po 5 strzałów do tarczy. Edycji poszło nieźle, ale byłem pewien wygranej: Ładuję wiatrówkę, zgrywam muszkę, szczerbinkę i cel, wstrzymuję oddech i poszło… Na koniec pewny swego idę po tarczę. Tylko dwa razy trafiłem (i to nie w tarczę, tylko w kartkę). Blamaż totalny – z 10 metrów! Mam swoja teorię na ten temat, ale i tak jestem d… nie strzelec, bo nie sprawdziłem ustawienia celownika. Po Edycji, a przede mną, jak zmienialiśmy tarcze, gość strzelał z tej samej wiatrówki do wiele bardziej odległego celu. Rewanż za rok. Byłem tak zdołowany, że nawet nie wrzuciłem nic do puszki, która tam stała (wolne datki). Jak wróciłem jakiś czas później, strzelnicy już nie było. Potem były konkursy, koncerty, zabawa.
O północy był striptiz. Podobno brunetka była niezła, a blondynka trochę sztywna.
Ja zostałem przy ognisku i upijałem się na smutno. Przypomniało mi się, że dopiero na bramie zauważyłem, że jeżdżę jeszcze z taśma izolacyjną na reflektorze (zdjąłem ją). Przypomnieli mi się ci, których znałem, ceniłem, z którymi rozmawiałem, i których nie spotkam już nigdy i nigdzie. Jak już nie mogłem więcej pić, poszedłem spać.
Rano znowu upał i dwie niemiłe niespodzianki: Ktoś zapierniczył wódkę i to nie ze stołu, tylko zabezpieczoną w kartonie koło samochodu. Druga niespodzianka, to catering – słyszałem przez „ściany” namiotu, że żurek choć zimny, jest dobry. O 9.00 catering się zwijał, żurek „wyszedł”, zostały bułki z ogórkiem i pomidorem 🙂 Nic to. Niedzielne przedpołudnia i tak są fajne. Siedzimy, palimy, rozmawiamy. Dużo śmiechu jest nawet z żaby i pająka. Żaba, która pętała się przy moim namiocie miała być piękna dziewczyną, która mnie w nocy nawiedziła, ja ją pocałowałem… i masz 🙂 Pająk uwił sobie sieć na kole MT – za chwilę będzie miał darmową karuzelę…
Wyjeżdżamy ok. 12 jako ostatni. Fajna droga, mały ruch, super się jedzie (szkoda, że tak krótko). W Leżajsku machamy sobie na pożegnanie i do domu. Potem przypomniałem sobie coś… Nikomu nie podziękowałem. Pomyślałem najpierw o Dziniu. Grzałem się przy jego ogniu, siedziałem na jego krzesełku, piłem z jego kubka, jadłem z jego stołu…. Jeśli przyjdzie Ci Dzinio czytać te słowa, to Wiatr w Polu Ci dziękuje. I nie tak bardzo za stół, ogień, kawę, oranżadę, którą Ci wyćkał. Dziękuję za to, że byłeś, że miałem okazję Cię poznać, że jesteś taki, jaki jesteś – równy gość. Życzę Ci, żeby spełniło się Twoje marzenie o Gold Wingu.
Dziękuję też wszystkim, z którymi miałem okazję pobyć, porozmawiać, pobawić się. Dziękuję za to że byliście, że mam zaszczyt zaliczać się do Waszych znajomych.
Tekst: Wiatr w Polu
Dodaj komentarz
You must be logged in to post a comment.