Czarnogóra – mały kraj, ale tylko na mapie
Nigdy nie pisałem relacji z wypraw, ale ta była tak piękna, że mimo braku zdolności pisarskich postanowiłem podzielić się swoją radością, tak na świeżo, bo za tydzień, czy dwa pewnie już bym tego nie zrobił.
Pomysł na wyjazd do Czarnogóry narodził sporo przed wyjazdem, kilka przewodników, przeglądanie forum, YouTube i pomoc kolegów z forum – to wszystko przełożyło się na bardzo udany wyjazd i zadowolenie wszystkich uczestników.
2 tygodnie urlopu zamierzaliśmy przeznaczyć na zwiedzenie tego pięknego kraju. Wyjechaliśmy na 3 motorki: Ja (Andrzej) z żoną na XL700, Jasiek CB750, Maciek z Alą na Hornecie 900, Marin z Krysią który swoją CBF-ke zamienił w ostatniej chwili na C4. Dzięki temu na wyjazd załapała się moja córka Marta.
Wyjechaliśmy o 6 rano w piątek 30 Maja, dojazdówka była zaplanowana na 2 dni, pierwszy nocleg na Węgrzech w Roszke, przed Serbską granicą, w takich czteroosobowych domkach.
Trasa wyglądała mniej więcej tak:
Sobota wjazd na Serbię, w celu przyspieszenia podróży po równinie postanawiamy do Nowego Sadu dojechać autostradą ok. 115km, ta dodatkowa godzina przydała się, gdy przy skrócie przed miejscowością Uzice – AutoMapa wyprowadziła nas w „las”, na wieczór dojechaliśmy do Żabljaka.
W drodze pojawiały się już piękne widoki, nie wiedząc co jeszcze nas czeka – cieszyliśmy się jak dzieci.
W górach mieliśmy zaplanowane co najmniej 2 trasy. Jako że rano było dość pochmurnie, wybraliśmy trasę z mostem doliną Tary.
Duża różnica poziomów od 600 do 1600 m.n.p.m i była dość niska temp. 7-10 stopni, do tego na końcówce przed Żabljakiem złapał nas deszcz, niezbyt mocny, ale przy tej temperaturze … mówiliśmy, że równie dobrze mogliśmy jechać na Nord Cap – tylko tam to byłby ciepły dzień.
Widoki nas zachwycały i żadne zdjęcia tego nie oddadzą. Przeglądałem ich setki przed wyjazdem, a teraz patrzyliśmy i ….
Następny to Durmitor (prawie jak przełęcze w Alpach) i dolina Pivy, piękna w zasadzie przepiękna widokowa trasa, sporo podjazdów, od punktu D do H planowana była szutrówka – tak też nastawiłem kolegów od CB i Horneta, a było ponad 20 km drogi z pięknym asfaltem cały czas naprzemienne zakręty, bez kawałka prostej – byli rozczarowani.
Taka ciekawostka, jak spotkaliśmy motocyklistów z Polski nad morzem i pytaliśmy jak podoba im się Durmitor, usłyszałem „a co to jest Durmitor?”
Porażka.
Mieliśmy już trochę dość temp. 8-12 stopni i następnego dnia ruszyliśmy nad morze – temp. wzrosła do 25-30 stopni i zaliczyliśmy pierwszą kąpiel w morzu. Kwaterkę mamy 50 m. od plaży w Petrovacu.
Odcinek z Niksica do Cetinje był tak piękny, że mieliśmy przesyt. Takie przyjemności należałoby dawkować. Do tego doszedł widok Budvy z wysokości ponad 800 m.n.p.n – tylko podziwiać.
Po tak wyczerpującej trasie dojazdowej (190km ) następny dzień planowaliśmy lajtowo 126km, wyjechaliśmy o 9 i wrócili o 18 tej – tam nie da się jeździć szybciej, zdjęcia, kawa, zdjęcia, piwko, zdjęcia, obiad ……
Z atrakcji to widok na Jezioro Szkoderskie, zwiedzanie Starego Baru i najstarsza oliwka Europy.
W związku z trudnością przeliczenia dystansu na czas, następnego dnia posiedzieliśmy na plaży do 13 tej, obiadek i wyruszyliśmy na zwiedzanie starej części Budvy, śv. Stefan, i „przypadkiem” zaliczyliśmy jeden monastyr na wzgórzu powyżej śv. Stefan.
Po takim wypoczynku kolejny dzień był bardziej ambitniejszy, NP Lovcen (1645m.n.p.m.), Kotor i zatokę Kotorską, powiem tak zjazd z Lovcen do Kotoru nie ma sobie równych. Tak stwierdził kolega – wydawało mu się, że w Grecji jeździł po stromych drogach, podobno alpejskie przełęcze nie były takie strome, a widok na zatokę …
W sobotę na 3 motorki wybraliśmy się na Albanię (kraju bunkrów, mercedesów …). W planie była legendarna droga motocyklistów SH20. Powiem tak, 63 km SH20 jechaliśmy ponad 4,5 godziny. Widoki genialne, cudowne, góry, dolina rzeki ….. tylko trzeba było bardziej patrzyć przed przednie koło, niż rozglądać się po okolicy.
Klimat specyficzny, krowy, kozy, owce pasące się gdzieś w górach – to już trochę było, ale tu doszły świnie, małe warchlaczki biegnące wzdłuż drogi, do tego wioski w górach w zasadzie odcięte od cywilizacji, małe dzieci biegnące za motorem – to trzeba przeżyć.
Poważny błąd tego wyjazdu – należało żonę zostawić na plaży w Petrovacu, i ona i ja bylibyśmy zadowoleni.
We dwójkę było ciężko.
A jak jechali Słowacy i Austriacy na Tenerach, GSach… to zatrzymywali się i robili zdjęcia jak na SH20 jedzie gość Hornetem z plecakiem.
Odcinek D-E-F był bardzo malowniczy z bardzo dużą ilością zakrętów, tyko już nikt nie miał siły się tym rozkoszować. Zasypialiśmy ze zmęczenia, dopiero mocna czarna kawa wykrzesała z nas trochę sił i dojechaliśmy zadowoleni – tego dnia zrobiliśmy 320 km, wyjazd 7:30,
powrót 20:30.
Następny dzień był zasłużenie wolny – plaża.
W poniedziałek wybraliśmy się wzdłuż Szkoderskiego, rybka w restauracji na wyspie Ada i parę godzin na czarnej plaży.
W zasadzie, to należałoby się powtarzać pięknie, ślicznie …. a z dodatkowych atrakcji, to Hornet złapał kapcia.
Wtorek, nie było chętnych na jazdę, to znaczy wśród „naszych”, ale znalazł się „Stanik” na DL650 z Rudy Śląskiej i zrobiliśmy ładną traskę, powtórzyłem Lovcen, Kotor – bo łany i jeszcze kawałek.
Odcinek D-E-F należałoby przejechać przynajmniej 2x, raz dla przyjemności jazdy i drugi raz aby oglądać krajobraz.
W środę wybraliśmy się rowerem na morze, wodnym rowerem oczywiście. Też było ładnie.
Czwartek i piątek to już powrót do domku, wracaliśmy przez Bośnię i Hercegowinę z noclegiem na Węgrzech (C).
Wszyscy wrócili zadowoleni, nasyceni górami, zakrętami i pięknymi widokami (niektórzy mieli przesyt), z nastawieniem, że jeszcze tam wrócimy. Zrobiłem 4380 km w 15 dni.
Z korespondencji z Andrzejem:
„Zawziąłem się i siadłem dzisiaj i napisałem relację z wyjazdu, choć nie było łatwo siedzieć, po 2 pełnych dniach w siodle”.
…
„W zasadzie chciałem powiedzieć, że korzystałem z twojego przewodnika i jechałem tą drogą za przejściem czarnogórskim i dalej Czarnogórą wzdłuż Tary na granicy bośniacko-czarnogórskiej i później skręciłem na Trse na Dormitorze – w całości jest droga asfaltowa, na części leśnej gdzie zapewne był szuter, jest nowy asfalt, później wjeżdża się na starszy asfalt i nim dojeżdża się do baru w Trsa. PIĘKNIE”.
Dzięki uprzejmości Andrzeja już wiemy, że droga przez Durmitor została wyasfaltowana. Jak widać z roku na rok ubywa szutrowych kultowych dróg motocyklowych. Przykłady dróg, na których pojawił się dywanik: Transalpina (Rumunia), Gruzińska Droga Wojenna (Gruzja) i kolejny przykład przygotowywanej do asfaltowania drogi SH 20 w Albanii.
Dodaj komentarz
You must be logged in to post a comment.