Mario: - wpis z 13.05.2017Dzień 7.Przelot: 453 km
Trasa:Chiva-Pustynia Karakum- Bukchara.
Wczoraj dotarliśmy do jednej z perełek Szlaku Jedwabnego - Chivy.
Rano po solidnym śniadaniu ruszamy na zwiedzanie starego miasta. Od rana słońce pali niemiłosiernie. Jest ponad 30 stopni. Snujemy się po uliczkach starego miasta. W końcu widzimy golibrodę. Ja decyduję się skorzystać z jego usług. Po zabiegu chłopcy śmieją się ze nie był to dobry pomysł i mówią zebymzapuszczal brodę😁.
Wracamy do hotelu i podejmujemy decyzję, że jedziemy do Bukchary.
Z Chivy do miasta Urgencz jedziemy wjeżdżając z miasta do miasta. Urgencz wywarł na mnie mega pozytywne wrażenie. Miasto czyste, zadbane. Widać tu pieniądz. Natomiast droga w kierunku Bukchary już niekoniecznie. Uzbecki standard - szczątki asfaltu i dziury. Po Ok 70 km zieleń znika i wjeżdżamy na Pustynię Karakum. Nagle
Mega zaskoczenie i wjeżdżamy na gladziutkà autostradę. Upał niemiłosierny. Z podniesiona szybka w kasku nie da się jechać. Temperatura zaczyna przekraczać 40 stopni.
Po Ok 170 km zatrzymujemy się w przydrożnej knajpce. Wrzucamy coś na ruszt i zapytujemy lokalesow o paliwo. Mają. Bierzemy 50 l.
W moim motocyklu przy dodawaniu gazu zawory tak klekoczą jak nigdy. Ale nie ma co się dziwić skoro tutejsza benzyna ma może 80 oktanów.
Po zatankowaniu ruszamy dalej. Na pustyni nie ma nic. Nawet wielbłądów.
80 km przed Bukcharą autostrada się kończy. Po lewej stronie zauważamy stacje benzynowa. Zajeżdżany i pytamy czy jest benzyna. JEST! I to 91 oktan!!!!!
Zawiany lokales mówi ze od teraz droga do Bukchary jest słaba. Nie kłamał...
Im bliżej miasta tym mniej asfaltu w asfalcie a więcej dziur i wyrw. W końcu jednak docieramy do starego miasta. Meldujemy sue w hotelu i uchodzimy na zwiedzanie. Jest chyba jakieś święto bo muza gra i multum ludzi. Dowiadujemy się tez, że przejście graniczne pomiędzy Uzbekistanem a Tadżykistanem na Trasie Samarkanda-Duszanbe jest zamknięte. Będziemy musieli kierować się na poludnie w atronę Afganistanu i tam przekroczyć granicę. Google Maps pokazuje odległość 547 km z czasem przejazdu prawie 10 godzin. Wiec na dobra drogę nie ma co liczyć...
Dzień 8.Przelot:468 km
Trasa: Bukhara-Denov.
Wyruszamy z Bukchary przed południem. Wg mnie Bukhara nie ma takiego klimatu jak Chiva. Trochę za dużo cepelii. Ale uroku starego miasta nie można jej odmówić.
Przed hotelem Przemek zauważa ze ma pęknięty stelaż od kufra. Po drodze będziemy szukać jakiegoś warsztatu ze spawarką. Po kilku km widzimy auti servis. Człowiek robi robotę i lecimy dalej. Słońce grzeje coraz mocniej. Po Ok 50 km średniej drogi wbijamy się na nowa dwupasmówkę. Lecimy na luzaku albowiem już wiemy ze w Uzbekistanie coś takiego jak kontrola drogowa praktycznie nie istnieje. Zielone pola uprawne z okolic Bukchary zamieniają się znów w pustynię. Teren robi się trochę pagórkowaty. Po kolejnej setce km dojeżdżamy do jakiejś większej miejscowości. Zajeżdżany na stacje benzynowa ale benzin niet. Na kolejnej i następnych to samo. W UZBekistanie 99,99% jeździ na gazie. Stacji z gazem jest zatrzęsienie. Niektóre nawet na kilkanaście stanowisk. Natomiast z benzyna jest kłopot.
Po kolejnych km widzimy ładna nową stacje benzynową. Zajeżdżany. Wychodzi Mlody Uzbek i mówi ze benzin niet. Standard....
Ale po chwili dodaje ze w "Maszynie" ma 60 litrów 🙂. Otwiera bagażnik Łady rocznik 1981 i wyjmuje 2 banki z paliwem. Tankujemy i jedziemy dalej. Aczkolwiek tankowanie w UZB przedłuża die zawsze co minimum 45 minut.
Po kolejnych 100 km w jeździmy w góry. Droga srednia śle widać ze jest remontowana. Niektóre odcinki nowe i równe - niektóre dopiero wysypane tłuczniem. Wspinamy się coraz bardziej w góry do wysokości Ok 1300 m.n.p.m. Dojeżdżamy do punktu kontrolnego.
Sprawdzają nasze paszporty i wpisują do zeszytów wszystkie dane. Wypijamy po kawie i dalej w drogę. Widać coraz więcej stad kóz, baranów i krów. Mamy zamiar dotrzeć do granicy Tadżyckiej. Pniemy się do góry po czym zjeżdżamy w dolinę. Widoki zaczynaja robić się bajkowe. Ale gdy się kończy asfalt i robi się szarówka jest słabo. Ciężarówki i busiki wzbijają tumany kurzu, jadą na długich światłach oślepiając mnie. Nic nie widać. A droga wraca do standardów uzbeckich czyli wyrwy w asfalcie, jadące pod prąd auta - oczywiście bez oświetlenia. Plus wszelakiego rodzaju zwierzyna i wozy zaprzężone w osły. Na jeden zaprzęg mało co się nie nadziałem. Po twarzy tylko dostałem trzciną załadowana na powozie. W ostatniej chwili odbiłem na lewo.
W końcu dojeżdżamy do Denov. Typowo azjatyckie miast z całym tym harmidrem i klaksonami. Znajdujemy hotel w cenie 10 USD od osoby. Łazienka nas przerosła....
Wypijamy piwko i lulu..
Cdn.
Mario: - wpis z 15.05.2017
Dzień 9.Przelot:106 km
Trasa: Denov (UZ) - Duszanbe (TJ)
Na dziś plan był taki: szybki trip do Duszanbe i odpoczynek plus ogarnięcie sprzętów przed wjazdem na Pamir Highway.
Wyruszamy z Denov kilka minut po 9-tej. Temperatura przekracza już grubo 30 stopni. Kierujemy się w kierunku granicy Tadżyckiej.
W głowie mam przeczytane informacje ze na granicy Uzbeckiej mogą nas przetrzymac kilka godzin. Po drodze jak zawsze większość kierowców pozdrawia nas mrugnięciami światłami oraz klaksonami. Widać ze nie jest to udawane. Kilka km za Denov jest stacja benzynowa i maja paliwo 91 oktan!! Tankujemy do pełna i dzida w stronę granicy.
Dojeżdżamy. Najpierw zdjęcie tablicy rejestracyjnej motocykla. Potem foto motocykla razem z kierowcą oraz zdjęcie całej naszej grupy z motocyklami.
Myśleliśmy ze pogranicznik robi foto dla siebie i jak kretyni na foto trzymamy kciuki uniesione do góry...
Potem trzepanie bagaży oraz zdjęć w telefonie i aparacie. Jednak wszystko w miłej atmosferze. Ok. Możemy jechać na stronę tadżycką. Wychodzi pogranicznik i mówi ze naczelnika nie ma bo je obiad. Ok. Poczekamy. Po 1,5 h pojawia się naczelnik. Kilka zdań zamieniamy kurtuazyjnie. W końcu zabiera paszporty i ginie w czeluściach budynku. Jednak niedługo wychodzi i mówi ze musimy zapłacić Tax Road po 10 USD od łba. Ok płacimy.
Czekamy dalej. Po Ok 1,5 h zaczynam powoli się wkurwiać. Mam to w dupie. Kładę się na ziemi i zasypiam.
Wg mnie naczelnik przyciął 50 USD i każe nam czekać aby wymusić kolejna łapówkę.
Nie damy się 🙂.
Po Ok 4 h czekania mozemy ruszać. Zeronsorawdzania bagażu...
Wjeżdżamy do Tadżykistanu. Jakość drug mnie powala. Jest gładki asfalt i 2 pasy.
Jest tez sporo policji.
Wjeżdżamy do Duszanbe ale z racji remontu mostu gubimy drogę do hotelu.
Kręcimy się w kółko raz i raz wjeżdżając na ulice. Nagle zatrzymuje nas Milicja. Gość mówi ze widzi ze od jakiegoś czasu szukamy czegoś. Milicjant wola mnie i każe wsiadać do auta i mówi ze znajdzie nam hotel. Kręcimy się po okolicy dobre 20 minut ale mimo najszczerszych chęci milicjanta nie jest wstanie nam pomoc. Mówię mu żeby wracał z powrotem. Gdy dojeżdżamy chłopaki mówią ze namierzyl ich już pracownik hotelu ktory przyjedzie rowerem i nas będzie pilotował.
Dojeżdżamy fo miłego hoteliku. Na miejscu są 3 motocykle z Niemiec oraz 1 z Izraela. Plus ekipa wyprawowa z Dobaju i Szwajcarii.
Wszyscy jutro atakują góry Pamiru.
Góry Pamir M41Z facebook:
Jolanta Danak-Gajda Jak się oddycha na takiej wysokości?
Moto Pamir 2017 Project
Moto Pamir 2017 Project Trochę ciężko, ale da się przeżyć mieliśmy aklimatyzacja na 3.5 tysiąca także obyło się bez żadnych niespodzianek
Jolanta Danak-Gajda
Jolanta Danak-Gajda Dzięki, jadę tam w sierpniu
Kanion Szarynski i Jezioro Issyk kulDzień 10.Przelot: 469 km.
Trasa: Duszanbe-Chumdon-Wahdat-Kulab.
Dziś wyjechaliśmy z Duszanbe spokojnie, bez pośpiechu Ok godz. 10. Cel był ambitny - wjechanie na Pamir Highway i dojazd do Khorogu czyli 522 km.
Droga z Duszanbe najpierw prowadziła asfaltem od czasu do czasu przecinanego 500 metrowymi odcinkami z ubitego tłucznia. I tak na zmianę: kawałek fajnej nawierzchni i nagle z nienacka luźne kamienie. Gdy tylko wjeżdżamy na asfalt manetki odwijamy do oporu. Długo nie było trzeba czekać na spotkanie z Milicją. Milicjant jednak okazał się człowiekiem wyrozumiałym i puścił nas dalej bez mandatu. W Tadżykistanie na każdym wjeździe do miasta jest Check Point Milicyjny. Sprawdzane są paszporty. Milicji jest generalnie bardzo dużo. Na każdym kroku.
Jedziemy dalej. Droga zamienia się w trakt z luźnym tłuczniem. Kurzy sue niesamowicie. Co raz mijamy stada owiec pędzonych przez pasterzy na wypas. Temp nam spada do 20-30 km\h. Im wyżej wjeżdżamy rym robi się chłodniej. W końcu dojeżdżamy do kolejnego milicyjnego punktu kontroli. Sprawdzają nam paszporty i wizy. Mówią ze droga do Khorogu jest zamknięta bo zeszła lawina i jest dużo śniegu. Hmm... a kiedy będzie otwarta?
Na to milcjant: noooo, w czerwcu napewno.
Fuck.
Nagle wołają mnie do naczelnika.
Naczelnikiem okazuje się starszy jegomość, ubrany po cywilnemu i najwyraźniej nieźle już "zrobiony". Mówi ze nie maminej opcji jak wracać w kierunku Duszanbe i odbic w Wahdadzie na Kulab. No i 300 km drogi w kurzu i po kamieniach poszło w pizdu....
Wracamy. Mamy jechać drogą drugiej kategorii. Jeśli droga pierwszej kategorii wyglada jak ta teraz to jak będzie wyglądać tak dojazdówka?!?
Okazuje się ze ta dojazdówka jest nową drogą i ma nowy asfalt i kilka tuneli Wiec 160 km nadwyżki pokonujemy w miarę szybko.
Dojeżdżamy do Kulabu. Gdy zatrzymujemy się aby popytać o hotel momentalnie zbiera się wokół nas masa ludzi. Coś tam pokrzykują i gestykulują. Olewamy ich i szukamy hotelu w nawi. W końcu dojeżdżamy do hotelu. Szybki Check in. Potem piwko i lulu.
Jutro cały dzień jedziemy wzdłuż granicy afgańskiej. Od Afganistanu dzielić nas będzie tylko rzeka Panji.
Dzień 11.Trasa: Kulab - gdzieś na drodze M41.
Wyjeżdżamy rano z hotelu. Kierujemy się ku drodze M41 zwanej Pamir Highway. Z nizin zaczynamy wspinać się do góry. Nawierzchnia jest nędzna. Jeśli jest asfalt to jest mega dziurawy. Jeśli asfaltu brak to jest szuter z luźnych kamieni. Dojeżdżamy do pierwszego punktu kontrolnego. Od tej pory co kilkadziesiąt kilometrów będziemy rejestrowani w punktach kontrolnych rejestrujących przepływ osób w Gornobadaszanskim Okręgu Autonomicznym.
Nagle droga zamienia się w nowiutki asfalt. Jest niezłe. Ale nie na długo...
dojeżdżamy do rzeki Panj stanowiącą naturalną granicę pomiędzy Tadżykistanem i Afganistanem. Po kilku km pojawiają się pierwsze wioski afgańskie. Gliniane lepianki a obok nich kilka metrów kwadratowych poletka uprawnego. Co kilkanaście/kilkadziesiąt km niebieskie budynki które wg mnie są szkołami gdyż widać wokół nich sporo dzieciaków.
Jedziemy po wybojach, drogę co raz przecina mniejszy lub większe strumień które jak na razie pokonujemy bez większych strat.
Po jakimś czasie Tomek mówi ze jego GS nie wkręca się na obroty. Zatrzymujemy się w jakiejś wiosce a nasz machanik wyprawowy Jarek ogarnia sytuację. Werdykt: padnięty przekaźnik od pompy paliwa. Ślina to na krótko i lecimy dalej. Droga wije suę wzdłuż rzeki na Polce skalnej. Wysokość waha się od lustra rzeki do kilkunastu i więcej metrów nad nią. Widoki przednie. Peleton rozciąga się. Po jakimś czasie okazuje się ze Tomek miał niegroźną glebę. Chcemy dziś dotrzeć do Khorogu (460 km) ale widzimy żebraczej będzie ciężko. Cały czas jedziemy na drogim biegu. Rzadko kiedy jest moment aby wrzucić trójkę. Grupa rozciąga się. Nagle wyjeżdżając zza zakrętu widzę leżący motocykl Darka. Podjeżdżam i widzę ze nie jest dobrze. Darek zaliczył glebę tak niefortunnie ze uderzył cylindrem w skalę uszkadzając pokrywę zaworów. Dziura ma kilka cm kwadratowych....
Słabo to wygląda. Czyżby wyprawa dla Darka miała się skończyć?
Robimy pranie mózgów. Nagle pada pomysł aby dziurę załatać wieczkiem od konserwy 😁. Potem pomysł ulega modyfikacji i dochodzimy do wniosku ze lepiej do tego się nada Menażka. Ale stoimy w takim punkcie, ze blokujemy drogę. Biorę Darka na hol i postanawiamy dotrzeć do pierwszej wioski.
Holowanie motocykla po prostej to pikuś. Pod górkę tez jest nie najgorzej ale z górki to już inna liga. Po tym jak luźna lina wkręca się dla Darka w przednie koło zmieniamy taktykę. Zjazdy pokonuje sam. W końcu docieramy do stacji benzynowej. Stacja to za dużo powiedziane. Buda z kilkoma beczkami paliwa. Pytamy się czy możemy się rozbić z namiotami. Gość mówi ze no problem.
Darek z Jarkuem zabierają się do klejenia pokrywy zaworów. Podchodzi gość ze stacji i mówi ze w sklepie w wiosce jest klej który nada się do takiej naprawy. Gdy przywozimy klej mówi żeby dać mu jeszcze bandaż dla usztywnienia konstrukcji. Wyglada teraz nieźle. Teraztylko trzeba czekać aby klej wysechł i jutro odpalony Moto i sprawdzimy czy nie ma wycieku oleju i czy motocykl bedzie mógł ruszyć w dalszą trasę.
Nagle słyszymy serię z broni maszynowej. Patrzymy się na się siebie i wcale nam nie do śmiechu. Gość ze stacji mówi:
No problem. Tadżykistan ma "mir" z Afganistanem i oni w tą syronę nie strzelają....
Hmmm.... miejmy nadzieję.
Rozbijamy namioty i lulu.
Dzień 12.Trasa: ? - Khorog.
Przelot: 260 km
Po wyjściu z namiotów robimy sobie małe śniadanko. Oglądamy pokrywę zaworów czy klej już dobrze związał bandaż z menażką 😀.
Wyglada nieźle. Teraz tylko trzeba mieć nadzieję, że wytrzyma ten zestaw podczas pracy silnika. Darek prostuje gmole i skręca motocykl do kupy. Gość ze stacji benzynowej przynosi nam butkę z gazem Wiec gotujemy czaj. Katem oka zauważam ze ten gość od czasu do czasu bierze lornetkę i przygląda się wiosce po stronie afgańskiej. Gdy pytam się co tam ogląda mówi, że widział już niejednokrotnie jak Afgańcy zabawiają się z kozą 😂😂😂. Nie wiem czy to prawda ale mówił to na poważnie.
Po odpaleniu motocykla Darka okazuje się, że wszystko jest Ok i możemy jechać w stronę Chorogu.
Cały czas jedziemy wzdłuż afgańskiej granicy. Ludzie z drugiej strony rzeki machajà do nas rękami z pozdrowieniami. Co jakiś czas zatrzymujemy się w check pointach gdzie po raz setny wpisują nasze dane do zeszytów. Późnym popołudniem dojeżdżamy w końcu do Khorogu. Zatrzymujemybsię w Homestay'u. Ja z Darkiem dostajemy pokój dziecięcy 😊. Idziemy na miasto coś zjeść ale momentalnie robibsię ciemno i wszystko jest zamknięte.
Postanawiamy jutro wstać wcześnie rano i dojechać do Murgab.
Dzień dzisiejszy był nudny ale męczący. Jeszcze nigdy przejechane 269 km nie zmęczyło mnie tak jak dziś. Może to zasługa wysokości na której się znajdujemy? Ok 2500 mnpm.