Przed wyjazdem rozważania były długie.
Mieliśmy zaproszenie na ślub Haćów ale jeden z nielicznych długich weekendów w br. zmusił nas do wewnętrzej walki - gdzie się udać ?
Z racji faktu, że wybraliśmy wyjazd to właśnie Haćom dedykujemy tą relację.
Od roku jedno miejsce wciągało nas z ogromną mocą. przypominało o sobie niemal dzień w dzień. Póki co ciągle dzikie i szczególnie spokojne miejsce w górzystej Serbii wciągało nas niczym czarna dziura.
Jazda w stronę wspaniałych wodospadów była czystą przyjemnością a pobyt na miejscu rozluźnieniem.
03.06.2015 (środa)Wystartowaliśmy w środowe popołudnie o godz. 15:30. Po prostu droga. Nie interesowało nas nic tylko cel - wodospady Sopotnica w Serbii.
Noc spędzamy w przydrożnym hotelu przy autostradzie na Węgrzech.
Korzystając z tego typu noclegów na następny dzień mamy jakieś dziwne samopoczucie niczym kac. Tak też było nazajutrz.
04.06.2015 (czwartek)Dziś musimy dotrzeć do celu choć wiemy, że droga w Serbii będzie kręta a szanse na podgonienie nikłe.
Samopoczucie niczym kac po noclegu w hotelu towarzyszyło nam do późnego popołudnia.
Po ruszeniu okazało się, że nie mamy sprzęgła. Zjazd na pierwszą stację benzynową a tu okazuje się, że nie mamy płynu w sprzęgle. Dziwna sprawa. Wszystkie elementy suche a pod motocyklem nie było żadnej plamy. Cóż. Kupujemy płyn, uzupełniamy, pompujemy i dalej w drogę.
Po drodze nieci pobłądziliśmy, towarzyszyli nam motocykliści a do głównego celu docieramy po zmroku.
Przed dojazdem robimy zakupy ponieważ do najbliższego sklepu będziemy mieć ok. 20 km.
Pod wodospadami rozbijamy swój obóz, jemy kolację, na którą przybywa kot.
Noc pod znakiem wyładowań atmosferycznych rozświetlających całe niebo nawet we wnętrzu namioty. Potworna ulewa. Przywykliśmy do tego w ubiegłym roku
Kliknij i czytaj więcej >>> Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i klaksonówJuż nawet nie pamiętam ile razy potworna ulewa nasilała się w ciągu nocy - ja kojarzę 2 a Tamara 3. Widocznie miałem mocniejsze spanie.
05.06.2015 (piątek)Rankiem nad wodospadem i okolicą wiszą a może bardziej wędrują sobie chmury. Przejaśnienia, chmury i tak na przemian. Przyglądamy się okolicy jakie zaszły zmiany w przeciągu roku czasu.
Cerkiew na miejscu.
Domki na stromym stoku również.
Poniżej również bez zmian.
Wody też nie ubyło.
Ciekawy i wąski most przeprawowy również na miejscu choć obwałowania wokół nieco podniesione.
Nocna ulewa wyżłobiła mikro wąwozy w szutrowej drodze ale co powie nam zdjęcie. Nocą płynęły tędy potoki.
Chmury nieco się przerzedzają.
Czas na śniadanie.
Tak wygląda wyprawa po świeżą źródlaną wodę (około 20-30 metrów od namiotu).
Jedno spojrzenie i czas śmigać na kawkę/herbatkę :-)
Nasze obozowisko :-)
Jak widać widoki z naszego obozowiska są bardzo zróżnicowane.
Na pewno dzisiaj będziemy się tam wspinać !
Przy śniadaniu na początku spokojnie.
Po chwili zrobiło się bardziej tłoczno ...
... a wodą ciągle szumi i płynie.
Z góry przygląda nam się gospodyni.
a na śniadanie przybywa nasz nocny żebrak. Właśnie ten kot towarzyszył nam przy kolacji. Tym razem miałczał już z oddali.
Nie ma to jak zgłodniały gość. Noga w puszce z wyczyszczonej wcześniej konserwy i czyszczenie pojemnika po serze.
Głód był ogromny.
Gotowi do wspinaczki.
Ruszamy w drogę.
Wodospady nad nami i pod nami. Szum i czysta zimna woda wokół.
Opuszczona chata zabezpieczona przed latami słupem coby wisząca nad domkiem skałka nie opadła samowolnie.
Dwie trzecie widocznego z dołu wodospadu zdobyte.
Widoczna z dołu mała kładka służy kontemplacjom i jest wyśmienitą lokalizacją na przyglądanie, wsłuchiwanie się w kojący wodny szept.
Prawda, że wygląda na maleństwo? Przypatrzcie się jak podejdę bliżej!
Właśnie w takich miejscach można się przekonać jaka to potęga.
Wodospad jest bardzo okazał choć obejmując jego całość wygląda na zdjęciu niczym mały ciek.
Drzewne krągłości.
Póki co panuje tu taka cisza i spokój,ze nawet ptaki nie uciekają.
W oddali owczarki pilnujące stada krów.
Łapiemy każdy promień słońca.
Jeszcze dalej ciężarówka na budowanej drodze ...
... raczej serpentynie.
Docieramy do kolejnej partii wodospadów położonych powyżej.
Kojące duszę miejsce.
Właśnie to nas tutaj przyciągnęło.
Jak powiedziała Tamara - warto było tu przyjechać choćby tylko na pół dnia.
W pełni się z tym zgadzam i widzę, że żadno zdjęcie i film nie oddadzą uroku ani ogromu tych piękności. Po prostu tu trzeba być aby docenić ten cud natury.
Chociażby tutaj. Małe pytanie.
Z górki ...?
Pod górkę ...?
Stromo ...?
łagodnie ... ?
Płasko ...?
Niech to zdjęcie będzie zagadką a zarazem odpowiedzią. Zdjęcia nie odzwierciedlają specyfiki miejsca. Można je podkoloryzować, obrobić ale samo patrzenie na zdjęcie nigdy nie odda tego co widzi się w rzeczywistości.
Znów na dole pod obozowiskiem.
Teraz udajemy się na wodospady poniżej. Nasz główny widoczny w górze. Kolejne rozciągają się i rozpływają poniżej.
Docieramy do fermy pstrągów, gdzie po chwili czasu właściciel zaprasza nas do środka. Tama nie korzysta - ucieka. Ja owszem idę pooglądać jakie rybki tu hodują. Pstrągi, pstrągi i jeszcze raz pstrągi. Po oględzinach degustacja SLIWKI. O ile zazwyczaj krzywię się po domowych wyrobach ten mocny trunek był na prawdę wyśmienity.
Po powrocie do obozu Tamara delektuje się szumem i widokiem a może śpi ?
Chwilę później już w śpiworze.
Właśnie po to tu przyjechaliśmy aby chłonąć to miejsce do woli.
Pod wieczór ponownie ruszamy zdobyć wodospady a może pod naturalny prysznic ?
W promieniach zachodzącego słońca to miejsce nabiera dodatkowego uroku.
Po kąpieli.
Wieczorem zasiadamy do kolacji z czajną kobasicą oczekując na naszego żebraka.
W tym miejscu planujemy trasę powolnego powrotu na jutro.
Docelowo przyjechaliśmy właśnie do tych wodospadów bez dalszego planu podróży. Przedyskutowaliśmy kilka wersji i jutro ruszamy w powolną drogę powrotną.