Zacząłem opisywać już inny wyjazd a nie dokończyłem tego.
Czas dokończyć relację z naszego wyjazdu.
Wyjechaliśmy z plaży nad Morzem Czarnym. Późnym popołudniem dojechaliśmy do Transalpiny.

Droga nr 67c jest już wyasfaltowana praktycznie w całości od 2010 roku. Do tego czasu była drogą szutrową. Szutrów za to nie brakuje na bocznych drogach odchodzących od Transalpiny. Prace przy drodze trwają nadal. Wykonywane są betonowe rynny odprowadzające wodę oraz murki. Trasa wiedzie przez najwyższą przełęcz górską w Rumunii. Przełęcz Urdele osiąga 2145 m n.p.m. i łączy dwa miasta Sebes i Novaci. Zimą droga jest zamknięta dla ruchu drogowego.
Wspinamy się stopniowo do góry. Po drodze mijamy różnej maści samochody. W powietrzu unosi się zapach palonego sprzęgła. W pewnym momencie zacząłem się obawiać, że to nasze. Zatrzymujemy się co chwilę, by podziwiać widoki. Okazuje się, że to sprzęgła przejeżdżających bądź mijanych przez nas samochodów. Na każdym postoju maski samochodów idą w górę a wspaniałe widoki i klimat zakłócają dźwięki chłodzących wentylatorów.
Trasa bardzo widokowa. Trudno ją jednak porównać do Transfogaraskiej. Każda z nich ma swój urok i własny klimat.
Droga na Transalpinie wije się jak wąż. Duża część nie porośnięta lasami. Tu widoki są niesamowite.

Co chwilę mijamy motocyklistów. Sporo dodatkowych atrakcji. Najważniejsze są jednak widoki.
Wyjeżdżając coraz wyżej robi się chłodno, bardzo chłodno, zimno. Ubieramy wszystkie najcieplejsze rzeczy - nic nie pomaga.
Jedziemy jednak dalej rządki nowych widoków za następną i następną górką. Każdy inny :-)

Przejeżdżamy przełęcz. Zjeżdżamy w dół krętą drogą. co chwilę pod górkę. Dojeżdżamy do granicy lasu. Droga nadal kręta.
Tu jednak co jakiś czas z lasu wyłaniają się ludzie. O co chodzi ?
Najbliższe wioski i miasteczka oddalone o dobrych kilkanaście/kilkadziesiąt kilometrów.
Chwilę później w środku lasu pole namiotowe, następne i następne.
W czym tkwi tajemnica ?
Kiedy najeżdżamy na pojazd skupujący jagody - wszystko stało się jasne.
Zbieracze jagód skupili się w wielkich namiotowych osadach i penetrują okoliczne lasy w poszukiwaniu jagódek. Wieczorem w obozowiskach panowała wesoła atmosfera połączona z tańcami i piciem różnorakich napojów. Kilka razy zapraszano nas skinieniem głowy lub machnięciem ręką.
Pędzimy dalej - jutro musimy dojechać do celu.
Zmarzliśmy strasznie. Kiedy zjechaliśmy do Sebes zrobiło się znacznie cieplej. To był nasz najchłodniejszy dzień wyjazdu.
Nocujemy w przydrożnym motelu na stacji benzynowej.
Dzień 27 (ostatni)Do domu zostało nam ponad 800 km.
Kręte Rumuńskie drogi nie pozwalają na zbytnie przyspieszenie. Toczymy się więc powoli. Rumunia/Węgry/Słowacja.
Podziwiamy przydrożne widoki.

Do Lubaczowa dojeżdżamy późnym wieczorem.
Na tym kończę skróconą relację z naszego wyjazdu. Więcej szczegółów wkrótce.
Na koniec zdjęcie licznika :-)
Przed wyjazdem

Po powrocie
