Święta, święta i po świętach, więc zabieram się do pisania
Po Drodze Trolli czekała na mnie ciągłą jazda w dół. Dookoła rozpościerały się łańcuchy gór opatulone bijącą po oczach, grubą warstwą śniegu. Jazda w tym księżycowym krajobrazie chyba najlepiej oddaje olbrzymią różnorodność Norwegii. W zasadzie w oka mgnieniu krajobraz jak z wyprawy Kukuczki,
zamienia się w zieloną oazę spokoju!
Zapewne Ci, którzy przebrnęli przez relację o wyjeździe do Turcji, już zauważyli, że mam małego bzika na punkcie architektury
Jeżeli po drodze widzę coś ciekawego, kontrowersyjnego nic i nikt nie jest w stanie mnie zatrzymać przed zrobieniem przerwy na zdjęcia. W Norwegii zatrzymywałem się dosyć regularnie
Domki poukrywane w górach nie służą Norwegom jako pierwsze schronienie. Na co dzień większość mieszka w bardziej gościnnych rejonach kraju. Porozrzucane, samotne drewniane chaty, często tak stare jak nie jedno miasto w USA, są zaraz po fiordach najczęściej pokazywaną wizytówką Norwegii.
Jest się zresztą czym chwalić.
Niesamowity kontakt z przyrodą oraz wszędobylski patriotyzm- This is Norway!
Można sobie tylko go wyobrazić w zimie, przysypanego do samego komina, ciężką warstwą śniegu.
Zjeżdżałem coraz niżej w kierunku miejsca kolejnego noclegu.
Pewnie nie tylko ja, w trakcie wyjazdów motocyklowych, doświadczam tego dziwnego uczucia, jakby ktoś za nas czasami podejmował decyzje o wyborze drogi na kolejnym skrzyżowaniu... Często dzięki takim drobnym "podpowiedziom" nasza wycieczka otrzymuje gwóźdź programu. Miasteczko Valldal znajduje się dokładnie przy fiordzie, u wylotu drogi 63. Bardzo szybko odnalazłem camping, niestety właścicielka oznajmiła mi, że nie ma wolnych miejsc. Dookoła woda, skały i mało miejsca na piracki camping. Starsza pani poczuła się w obowiązku jakoś mi pomóc. Spanie w hotelu było wykluczone, bo zjadłoby moją dalszą wycieczkę. Chyba szybko to zrozumiała patrząc na mój motorek i mój strój
Wskazała mi wąską drogę, która odbijała w przeciwnym kierunku do promu, na który miałem zapakować motorek po drzemce. Trakt wiódł tuż przy fiordzie w kierunku gór, a na końcu miała być wioska z campingiem dla takich nieco uboższych jak ja. Ahoj przygodo zakrzyknąłem. Jeżeli ktoś z Was postanowi wybrać się na północ, koniecznie w Valldal skręćcie w prawo w kierunku Tafjord!
Droga prowadzi wzdłuż fiordu, łącząc kolejne odcinki wyciosanymi w skale tunelami, w których lubią przesiadywać owieczki
Tam po prawej stronie, na samej górze znajduje się domek!
Na końcu znajduje się senna miejscowość, której historia została naznaczona niesamowitą tragedią. O tym jednak nieco później. W Tafjord znajduje się jeden camping, obsługiwany przez przesympatycznego brodatego Norwega. Cena faktycznie była niewygórowana, ponadto za grosze nakupiłem moje ulubione Milky Way
trochę luksusu należy się każdemu! Po szybkim przygotowaniu obozowiska ruszyłem na zwiedzanie. Zaznaczam, że przed wyjazdem nie miałem pojęcia o istnieniu tej niezwykłej osady.
Miejscowość jest typowo rolnicza, choć kiedyś słynęła głównie z rybołówstwa.
Tak teraz będą domki
Chciałbym żebyście teraz dokładnie przyjrzeli się poniższym zdjęciom.
Teraz wyobraźcie sobie, że jesteście w tym sennym miasteczku, i nagle słyszycie odgłos wciskającej się pomiędzy skały wody. To nie jest ten rwący potok, widoczny na wcześniejszych zdjęciach, a 16 metrowa fala tsunami, która z olbrzymią prędkością zbliża się do Tafjord. 7 kwietnia 1934 roku z góry Langhamaren, z wysokości 700 metrów, odłamał się kawał skały, która stworzyła wodnego potwora na wysokość 63 metrów! Fala, która w ciągu kilku chwil dotarła do końca fiordu zabrała życie 40 mieszkańców i zniszczyła niemalże wszystkie zabudowania...
To jedna z największych naturalnych katastrof w Norwegii.
Warto w tym miejscu wspomnieć o nocy. Cóż zmarzłem jak cholera. Niestety mój śpiwór jak i karimata nie nadawały się na wycieczkę w góry. Temperatura spadła poniżej zera, a ja dygotałem z zimna w całym stroju na sobie. Jeżeli miałbym szukać minusów Tafjord, jednym z nich byłby ograniczony dostęp do słońca. Wysokie góry pozwalały na cieszenie się z jego ciepełka dopiero po 11.
Dzięki radom dwójki starszych gości z wypasionego kampera- notabene wyglądających jak Meriadok Brandybuck i Peregrin Tuk- udałem się wąską drogą w kierunku gór, a konkretnie do tamy Zachariasza :)ukrytej atrakcji Tafjord.
Mógłbym tu zamieszkać!
Kolejnym celem była Droga Orłów kończąca się przy Geirangerfjord. Wskoczyłem zatem na prom i sru w kierunku Eidsdal.
Promy niestety trochę kosztują, ale w sporej części Norwegii nie sposób się bez nich przemieszczać.
Droga Orłów to w zasadzie dalej trasa 63. Na drugiej stronie brzegu mijamy miasteczko i wspinamy się ku górze. Widoki świetne, pogoda w dalszym ciągu dopisuje.
Cóż na dalszą części zapraszam wkrótce. Czy warto zaczekać?! Na zachętę jak zawsze zostawię zdjęcie