Co by pewnej tradycji stało się zadość, napiszę, jak było…
Wyjechaliśmy z Pawłem i Dżolantą dwoma autami. Z Lubaczowa zgarnęliśmy Edycję i Elcię i jakiś czas później „logowaliśmy się” w agroturystyce – spokojne miejsce, estetyczne pokoje, łazienka, kuchnia, mili gospodarze. Do Dębowego Dworu zdążyliśmy przed pierwszą prezentacją. Serdeczne powitania ze znajomymi, których jest tu mnóstwo, a których nie widzieliśmy przynajmniej od zakończenia sezonu. I oto pierwsza prezentacja: „Droga wolna” – tytuł doskonale oddaje przesłanie zawarte w tym filmie, które jest mi też niezwykle bliskie (jak chyba każdemu motocykliście). Film przypominał swoja konwencją telewizyjny reportaż był profesjonalnie nakręcony i zmontowany. (Tu mała uwaga: Byłem na wszystkich edycjach „Wypraw” i zauważam, że jeśli chodzi o poziom filmów i relacji, co roku poprzeczka idzie w górę). Druga prezentacja, to podróż motocyklowa do Afryki Zachodniej. Wyprawa najeżona wieloma przygodami i niebezpieczeństwami nie mogła nie zrobić wrażenia, a wojenne warunki Mali przysporzyły nawet dreszczyku grozy (nie będę opowiadał – kto nie był, niech żałuje). Prezentacjom towarzyszyła wystawa motocykli, z których jeden był szczególnie podziwiany – „wytatuowany” motocykl Game Over Cycles. Powiem krótko: Moim zdaniem, to dzieło sztuki. Co prawda nie znam się na sztuce, ale motocykl tak świetnie skomponowany, że zarówno całość cieszyła oko swoją harmonią i smakiem, jak i każdy, choćby najmniejszy, element. Kto się ze mną nie zgadza, w tego pierwszy rzucę kamieniem
Już w nocy zjazd „na bazę” i oczywiście długie, nocne motocyklistów rozmowy – chyba tylko o zwyczajach godowych stonki ziemniaczanej nie rozmawialiśmy. I wcale nie męczył nas rano kac morderca, bo obudzić się w tak wesołym towarzystwie, z myślą, że przed nami dzień wolny i kolejne prezentacje, to sama przyjemność.
Drugiego dnia relacji było więcej i znajomych też więcej. Zaczęło się od morderczej wyprawy na Mgadan i powiem Wam, że czytać o tym na forum, albo gdziekolwiek indziej, a słuchać człowieka, który to przeżył i tego doświadczył, to zupełnie inna sprawa. Dalej niesamowicie poruszający i pięknie zrobiony film „To nie koniec drogi” (prezentacja spotkała się z największymi chyba brawami). Później „Planeta Islandia” – tu poza niezwykłymi przygodami i lokalnym kolorytem zapierające dech w piersiach widoki. Kolejna była opowieść Głaziów, którą trochę już znałem, ale znowu – czytać, a słyszeć i zobaczyć, to dwie różne sprawy. Zwłaszcza piękne gleby widziane z pozycji kierowcy. Długo się zastanawiałem, dlaczego Głazie w trudnym terenie jeżdżą z odwróconymi do przodu lusterkami. Wyszło mi, że tu chodzi o to, żeby Tamara się w nich co chwilę nie przeglądała i nie dekoncentrowała

Całość zamykał film z podróży do Nepalu. W roli głównej „motocykle specjalnej troski” marki Royal Enfield i wesoła ekipa znana nam z wcześniejszych wypraw do Indii i na Saharę. Trudno się było nie pośmiać. W międzyczasie oczywiście przerwy na obiad, na pogaduchy, wymianę wrażeń i spostrzeżeń, na karpia, kolejne powitania i w końcu na… pożegnania. Na koniec Dzinio i Basia odholowali nas do miejsc zakwaterowania, a w niedzielę powrót.
Tak sobie myślę, że przeniesienie imprezy do Rudy Różanieckiej było dobrym pomysłem. Więcej miejsca, więcej przestrzeni, klimat nie taki „MDK-owski”. Zresztą z roku na rok uczestników coraz więcej. Atmosfera „bardzo motocyklowa”. W większości się znamy, dobrze rozumiemy. Podróżnikom może zazdrościmy, a może tylko (jak ja) podziwiamy. Gratuluję i dziękuję organizatorom. Zabiegani byliście bardzo i zajęci dopinaniem wszystkiego, tak więc nie było czasu porozmawiać, a nawet się pożegnać, ale jeszcze się spotkamy – to dopiero początek sezonu.
Na koniec przysłowiowa łyżka dziegciu do tej „beczki miodu”… Otóż jest jedna rzecz, która mi się nie podobała, wkurzała mnie i w ogóle zaburzała odbiór prezentacji i w dodatku rujnowała psychikę. I to należy koniecznie na przyszłość zmienić. Chodzi o motocykle. Należy kategorycznie zabronić przyjeżdżania na imprezę motocyklami. No bo wyobraźcie sobie. Jadę jak ten emeryt „polówką” (nawet nie swoją, tylko żony), a tu coś koło mnie robi wrrrrrr. Potem jeszcze raz i jeszcze – trzy motocykle. Widzę jej jeszcze przez parę sekund, jak jeden po drugim idealnie składają się z zakręt… i tyle. A serce krwawi. Bo w garażu stoją dwie gotowe do sezonu maszyny, a „emeryt” się puszką wybrał. Otóż w przyszłości należy stanowczo tego zabronić

Pozdrawiam.