No i pojechałem sam
Za późno dałem znać, nie dziwię się. Ale od początku.
Środowy wieczór i noc spędziłem w podróży z Niemiec. W czwartek od rana trochę papierkowej roboty, biegania po urzędach, odwiedziny chrześnicy, ze śwagrami trza pogadać, a kiedy pojeździć?
Po dwóch miesiącach absencji, brakowało mi konkretnej dzidy w terenie
Wieczorkiem znalazła się chwila, odpaliłem Kata i przed siebie. Lubię to
W piątek rano Jasiek podrzucił mnie do Jarosławia, wsiadłem w pociąg relacji Przemyśl-Szczecin. Umówiony byłem w Warszawie na oględziny Afryki. Malowanie najbrzydsze ze wszystkich, model najcięższy ze wszystkich, ale coś mi mówiło, że będzie moja. Dlatego wziąłem kask i ciuchy motocyklowe ze sobą
W Warszawie, już przy oględzinach zorientowałem się, że w pociągu zostawiłem bluzę Radiatora
(Czekam na następną edycję). Przeczucia mnie nie myliły, właściciel bardzo w porządku, Afryczka miód malina, wieczorem wracałem już na dwóch kołach
Słoiki zjeżdżały na weekend do domów, korki niesamowite. Musiałem przyzwyczaić się do gabarytów zestawu, z kuframi pierwszy raz się między autami przeciskałem. Ale po coś kupiłem turystyczne ENDURO
Na wylotówce z Wawy na Terespol wjechałem na szerokie, ziemiste pobocze i ogień
Autem to bym tam z godzinę pewnie stał, a tak kilka minut i już jestem na krajowej siedemnastce
W Kołbieli przed rondem powtórka z rozrywki i dalej już było względnie. W Cieszanowie mimo późnej pory odwiedzam moją byłą Afrykę, ujeżdżaną obecnie przez Dylana, który robi szybkie porównanie Trójki z Czwórką i jadę do domu.
W sobotę Motoserce. Ale szybkie spojrzenie na plakat i odkrywam, że mam jeszcze sporo czasu rano, żeby pokazać Brzyduli okoliczne szuterki
Roztocze na dużym jest tak samo fajne, jak na wścieklaku. Błoto, piachy, kałuże po silnik, to środowisko dla Kata. Szutry, wąskie leśne asfalty, tutaj można nawijać kilometry na koła Afryki. I tak właśnie było
Odwiedziłem Dahany, kamieniołom i cerkiew w Bruśnie, przeleciałem drogą na Podemszczyznę, pamiętającą jeszcze asfalt z PRLu i skręciłem w stronę Lubaczowa. Pogoda była piękna, toteż na rynku z racji Motoserca w dwóch szpalerach ustawiło się mnóstwo motocykli. Rejestracja, upuszczenie kilku kropel krwi i można oglądać ciekawe konkurencje motocyklowe na płycie rynku
Nawet dzieciaki mogły się w tym roku wykazać. Brawo dla Czarnej brygady za organizację. Niestety nie mogłem zostać do końca imprezy. Obiecałem chrześniakowi, że do niego przyjadę. Kiedy zobaczył, że przyjechałem motocyklem zażądał przejażdżki
No to trzymaj się Młody mocno i jedziemy
. Później jeździła jeszcze jego siostra i kolega. Frajdę miały dzieciaki niesamowitą
W tzw. międzyczasie okazało się, że w niedzielny poranek będę mógł jeszcze pojeździć. Stąd ten temat
Kilka minut przed dziewiątą stawiam się w umówionym miejscu. Dziewiąta. Nikogo. Dałem jeszcze akademicki kwadrans dla spóźnialskich, ale nikt się nie pojawił. Nic to, jadę
Skierowałem się w stronę Budomierza, chciałem odnaleźć fajną, krętą dróżkę, którą jeździłem w zeszłym roku. Zanim mi się to jednak udało, zaciekawił mnie szlaban i słupki graniczne. Nic, że za zakazem były, przecież tu nikogo nie ma
Jak po chwili mogłem się przekonać, byłem w błędzie. Miła Pani Strażniczka poprosiła mnie o dokumenty
Chyba jej się motór podobał, wszak Brzydula ma elementy różowe w malowaniu
Po telefonie do dowódcy stwierdziła, że jestem grzeczny i puściła mnie tylko z pouczeniem
Po chwili odnalazłem kręty asfalcik, którym dojechałem do Huty Kryształowej. Szybkie odwiedziny alei lipowej i w drogę do Radruża. Na miejscu miałem szczęście, bo akurat cerkiew była otwarta i można było posłuchać opowieści starszej pani na temat historii Radruża, Galicji, a nawet Polski. Polecam gorąco tym, którzy jeszcze nie byli. Następnie szybki przelot przez Horyniec do Nowin, chwila zadumy w kapliczce i dalej leśnymi asfaltami do Niwek. Tam rzut oka na "tajne" radary i już jestem na rozdrożu na górze Brusno. W lewo 5km i jestem w domu. W prawo przygoda. Jaki kierunek wybrałem?
Jako że byłem sam, a jak jeżdżę sam, to zawsze mi coś szalonego przyjdzie do głowy, postanowiłem podjechać na Monastyr. Afra obuta jest w opony, którym bliżej do asfaltu niż kopnego piachu, a takiego na drodze do klasztoru jest całkiem sporo, więc tak, pomysł był lekko szalony
Nauczony doświadczeniem z soboty, że na siedząco kajne szanse, przejechałem szlak na stojąco, odchylony do tyłu, na trójce, na dużym gazie. Dało radę
Jeszcze tylko kilka kamyczków do pokonania na wzgórzu klasztornym i można zwiedzać piwnice
Zawsze lubiłem tu przebywać. Przywołuje refleksje o tych wszystkich miejscach, których już nie ma. A przecież Roztocze sto lat temu tętniło życiem. Zadumany dojechałem do Huty Lubyckiej, a stamtąd do Woli Wielkiej. W Jacków Ogrodzie chwila zastanowienia czy jechać asfaltem, czy może lasem? Rzut oka na zegarek, jeszcze chwilę mam, kierunek - las
Na lekkich po tej drodze zawsze świrujemy, Afrą jechałem dostojnie
W Jędrzejówce jak zwykle się pogubiłem, tyle tych uliczek tam mają. Koniec końców znalazłem drogę prowadzącą do dwóch masztów pod Narolem. Piękną panoramę miasteczka można stamtąd zobaczyć. Z Narola szuterkiem na Łówczę, potem kawałek "autostradą" Płazów-Brusno, szutrem na Rudkę i do domciu. Pogoda mi dopisała, mandatu nie dostałem, dobry motór kupiłem, banana mam od ucha do ucha, jak sobie o tym wszystkim pomyślę
Skleiłem krótki filmik: