Aktualności: W związku obecnie obowiązującymi przepisami RODO prosimy o zapoznanie się z Polityka prywatności i Polityką cookies pod adresem https://www.radiator-mototurystyka.pl/polityka-prywatnosci/
Grudzień 05, 2024, 10:31:35 am

Autor Wątek: Do krainy wikingów  (Przeczytany 36814 razy)

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #30 dnia: Lipiec 15, 2016, 09:37:14 am »
Dzisiaj mamy juz odpowiedź. Tutaj pada. W deszczu nie mamy humoru do zwiedzania. Jeziora? Mozemy wykąpać się w rzece, byle w sloncu. Ogladamy prognozy pogody i stwierdzamy, ze dzisiaj ruszamy do krainy słońca. Meldujemy się na chacie. Do pokonania niecałe 600 km.
Weekend w Lubaczowie.
« Ostatnia zmiana: Lipiec 15, 2016, 07:59:35 pm wysłana przez Glazio »

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #31 dnia: Lipiec 15, 2016, 08:05:41 pm »
Wróciliśmy.
Na podwórku zameldowaliśmy się o 19:02.
Właśnie ściągnąłem nagranie i zdjęcia z pobytu u Santa Claus czyli Świętego Mikołaja w Finlandii. Taką mamy pamiatkę.

Za detoks, który przeżyliśmy w Danii, Norwegii, Szwecji i Finlandii zafundowaliśmy sobie na Litwie za zaoszczędzoną gotówkę %. Właśnie udajemy się na degustację :D

Na relację i podsumowanie przyjdzie jeszcze czas. Jedno jest pewne, przejechaliśmy ponad 10 000 km o ile się nie mylę w 21 dni.
Policzę jeszcze dni bez deszczu. Dzisiaj również był.

Wróciliśmy do krainy słońca. Grillujemy i napawamy się upalnym wieczorem 18 stopni na plusie !
:D :D :D

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #32 dnia: Lipiec 17, 2016, 12:58:39 pm »
To tylko zajawka zdjęć wykonywanych aparatem podczas pogodnych momentów naszej trasy lub lekkiego deszczu.
Na początek bez opisu i komentarza. Wybrane foty z różnych miejsc na trasie.

DANIA



Latarnia na najwyższej wydmie nadmorskiej Danii z pozostawionym śladem RADIATORA ;-)




U Christiana ...


Śladem wikingów


Chata wikingów ...


Z odwiedzinami u najsłynniejszej syrenki. W Polsce oczywiście ta warszawska :-)


Najbliższe otoczenie syrenki ...

SZWECJA


Bardzo stare malowidła na skale ... więcej w późniejszym opisie :-)


Wciąga, przyciąga czy jak mawiają Czesi "Pozor, pozor, bede tryskał"...


W chacie z epoki ...

NORWEGIA


W kolejce do ...


Bardzo droga opera symbolizująca ...


Z wizytą u króla ...


Po przegranej naszych z Portugalią Euro wciąż trwa ... na tapecie ...


Urodziny mojego przyjaciela ... to główny powód tegorocznego kierunku podróży.


Jeden z wielu drewnianych kościołów ...


Pierwsze fiordy ...


Tak wygląda dno rzeki :-)


Jeden z wielu klimatycznych noclegów.


Temperatura wokół oscylowała ...


W drodze na Kjerag


Oto i on w chwilowej odsłonie chmur ...


Jeden z tysiąca wodospadów ...


... fiordów ...




O temperaturze napiszemy, nie możemy tego pominąć :-)




O noclegach też powiemy ... tutaj pod ...


Ciekawe budowle ...




Ciekawe miejsca ...








Popularni w kraju ...


Co jedliśmy, piliśmy ...


Najdalej w Europie ...

FINLANDIA


U Marty ...


Nasze maksimum ...


Polski biegun zimna ... ?


Białe noce ...


Uuuuuu ...


Koszty noclegów ...


Zatoka Fińska ...

ŁOTWA - kraje bałtyckie (zwiedzaliśmy dokładniej w ...) >>>

Wspomnienie z 2012 roku ...

[ Invalid YouTube link ]


Lektura na plaży ...


Jedno z miast ...


Potrawy ...


Kto ... ? RADIATORY :-)


Przecieramy oczy ze zdumienia ...






Zwierzęta i my ...


Odrobina bezdroży ...


Kiedy świeci słońce też PADA DESZCZ.

O deszczowej wyprawie, więcej WKRÓTCE !!!


Zaglądajcie :-)
« Ostatnia zmiana: Lipiec 17, 2016, 10:58:49 pm wysłana przez Glazio »

Offline Wiatr w Polu

  • Starszy użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 370
  • Karma: +9/-5
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #33 dnia: Lipiec 17, 2016, 05:43:08 pm »
Na jednym ze zdjęć widziałem Tamary cień. Czyli gdzieś kiedyś słońce nawet było :)

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #34 dnia: Lipiec 17, 2016, 07:38:00 pm »
Na jednym ze zdjęć widziałem Tamary cień. Czyli gdzieś kiedyś słońce nawet było :)

Słońce bywało. Najczęściej w Danii. W Finlandii prezent od Santa Claus. O tym wszystkim w swoim czasie ;-)

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #35 dnia: Sierpień 01, 2016, 05:35:21 pm »
Do krainy wikingów - 24.06.2016 - 15.07.2016 - relacja

Po wstępnej zajawce zdjęciowej, ogarnięciu paru zaległości wokół chaty, postanowiłem zacząć relację z wyprawy motocyklowej "Do krainy wikingów 2016".

Tegoroczny wyjazd podyktowany obietnicą daną dwa lata wcześniej, że przyjadę na czterdziestkę. Słowo się rzekło. Jedziemy na 40 urodziny mojego przyjaciela zwanego z czasów liceum "BB".

Wspominając ubiegłoroczny wyjazd Z patelni do piekła 24.07-15.08.2015 tym razem poszliśmy w zupełne przeciwieństwo. Kierunek północ - tam też musi być cywilizacja :D

Skandynawia nęciła nas od dłuższego czasu ale zawsze zastanawialiśmy się czy to odpowiedni kierunek na naszą kieszeń ? Podsumowując ubiegłoroczny wyjazd trochę mieliśmy pietra $.
Co tam. Żyje się raz a z każdego wyjazdu wracamy bogatsi o nowe doświadczenia, znajomości a przede wszystkim przygody i niezapomniane klimaty.

Do krainy wikingów ...
Po powrocie z wyprawy, nazwę rzecz po imieniu - deszczowa wyprawa do Skandynawii.
Dlaczego ? O tym dowiedzą się najbardziej wytrwali ...




STARTUJEMY !

24.06.2016 - dzień 1 - piątek



Wyjeżdżamy o godzinie 20:00. Stan startowy licznika 87 718 km. Spakowani wcześniej przeciągaliśmy wyjazd z domu ze względu na panujący upał. Tuż przed wyjazdem bierzemy odświeżający prysznic. Na darmo. Po założeniu ubrań motocyklowych od razu oblały nas poty. Mimo późnej pory wyjazdu, docieramy w okolice Wrocławia i nocujemy na jednej z przydrożnych stacji benzynowych.
Nawet przez myśl nam nie przeszło aby rozbijać namiot. Gdyby była choć mała chmurka lub grzmoty to na pewno pomyślelibyśmy o rozbiciu naszego wigwamu.





25.06.2016 - dzień 2 - sobota



Już przed 6:00 upał daje się we znaki, mimo że nie spaliśmy w namiocie. Zwijamy się sprawnie rozmawiając o nocnych atrakcjach - okoliczne mrówki broniły swoje udeptane ścieżki skoro świt. Po 4-5 godzinach spania jesteśmy jakby po uderzeniu młotkiem w głowę.



Szybkie śniadanie i w upale wyruszamy w dalszą drogę. Póki co odpuszczamy sobie Niemcy. Kierujemy się na północ rządni obejrzenia meczu reprezentacji Polski. Upał nie odpuszcza, momentami zmusza nas do przymusowego przystanku.





Dojeżdżamy do Wolina około 14:30, gdzie zaczynamy swoją przygodę z WIKINGAMI. W pierwszej kolejności poszukujemy miejscówki umożliwiającej obejrzenie meczu. Udaje się to w pobliskiej pizzerii, w której nie odmawiamy sobie degustacji serwowanej potrawy.









W przerwie mecz wqurzony na Milika udaję się na mały spacer aby uwiecznić na zdjęciach tutejszą wioskę wikingów (Wolin).











Właśnie w niej odbywa się znana w całej Polsce impreza. Studiując kiedyś w Szczecinie zawsze chciałem pojechać na Festiwal Słowian i Wikingów. Niestety, nigdy nie było mi dane ponieważ stały termin to środek wakacji, które najczęściej spędzałem gdzieś daleko na południu. Dla zainteresowanych nadmienię, że ów festiwal odbywa się w najbliższy weekend 05-07.08.2016.



Festiwal - program >>>


Jarmark - program >>>
Może ktoś się wybiera ?



Zaczyna padać deszcz. Wracam na drugą połowę meczu. W panującym upale, deszczyk daje przyjemne orzeźwienie. W regulaminowym czasie gry POL  1 - 1 SUI - dogrywka. Ciągle pada. Po serii rzutów karnych wygrywamy POL 5-4 SUI. Czyli gramy dalej. Na wszelki wypadek w notatniku mam rozpiskę rozgrywek Mistrzostw Europy 2016.

Po meczu jesteśmy świadkami strażackiego wesela. Syreny, straż na sygnałach, węże krzyżujące strumień wody. Potrafią się bawić, niemal jak motocykliści ;-)
W międzyczasie dowiadujemy się, że trafiliśmy na Dni Wolina. Będzie zabawa, będzie się działo ... Rozglądaliśmy się za różnymi miejscówkami na nocleg. Ostatecznie decydujemy się na lokalizację nazwaną plażą, kempingiem.






Co Wam przypomina wygląd Wikinga od tyłu ... ?

Plaża nie nadaje się do kąpieli (wiatry zepchnęły różne męty do brzegu) - zakaz kąpieli, molo pokrzywione z zakazem wchodzenia a kempingiem trudno to nazwać z powodu braku sanitariatów. Tak czy inaczej miejsce urokliwe z wykoszoną trawą, paleniskiem, wiatą, rzeźbami Wikingów i Słowian.








Efekt dzisiejszych upałów. Czy to ostatnie poty ?

Podjeżdża do nas Niemiec na rowerku jadący tak jak my dookoła Bałtyku lecz w przeciwnym kierunku. Pyta nas czy można tu przenocować. Kiedy oznajmiliśmy, że my nocujemy rozłożył również swój obóz. Miał podobną nadzieję jak my, że zażyje w tutejszym zalewie kąpieli. Po dojściu do wody, szybko zrezygnował. My wcześniej zaopatrzyliśmy się w wodę pod prysznic w pizzerii.


Nasz towarzysz Niemiec, na kempingu ... na poniższym zdjęciu w tle.


Po zalegnięciu w namiocie naszło mnie na wspominki okolicznych atrakcji - Jezioro Turkusowe, Dziwna (jedno z ujść Odry do Bałtyku, nad którą nocujemy) oraz pobliskie Międzyzdroje. Jeździłem po tutejszej okolicy na moim pierwszym motocyklu - Honda CX 500.


Jezioro Turkusowe - 1999 r.


Poczciwa Honda CX 500 - mój pierwszy sprzęt ;-)


Wolin z kompanem ze studiów - SATYM ;-) - 1999 r.


Międzyzdroje kilkanaście lat temu ;-) - 1999 r.


Dziki w Wolińskim Parku Narodowym - 1999 r.


Żubry w Wolińskim Parku Narodowym - 1999 r.

26.06.2016 - dzień 3 - niedziela



Rano wieje dość mocno i kropi deszcz. Nie spieszymy się. Staramy się przeczekać kapryśną pogodę. Ostatecznie zwijamy najważniejsze rzeczy i przenosimy się na śniadanie pod wiatę.







Żegnamy się z niemieckim rowerzystą i ruszamy na prom do Świnoujścia. Po drodze zbaczamy na chwilę do Międzyzdrojów.
Nagle zastajemy zaskakująco długą kolejkę na prom. Przywilej motocyklistów omijających samochody jest taki, że na pokładzie znajduje się komplet pojazdów ale tradycyjnie dla "małego" motocykla zawsze znajdzie się mały zaułek. Małe skinięcie, wymowny gest dysponenta zajmującego się załadunkiem i od razu wiedzieliśmy o co chodzi. Szybko wjeżdżamy na pokład.






To nasz pierwszy ale nie ostatni prom ...

Dalsza jazda to droga przez Niemcy. Kilkunastokilometrowy korek (prawdopodobnie powroty z weekendu). Jak daleko się ciągnął? Tego nie wiemy, ponieważ zjeżdżamy w inną zupełnie luźną drogę. Po jakimś czasie, nie wiedzieć czemu łapie nas senność. Po ciepłej zupie ucinamy sobie godzinną drzemkę na parkingowej ławce.


Niemcy też kibicują swoim ...

Pierwsze spore mosty i za jakąś chwilę znajdujemy się na granicy niemiecko-duńskiej. Droga zwęża się do jednego pasa a na jej końcu czeka na nas pogranicznik/celnik. Sprawdza nasze dokumenty i upewnia się czy nie ma z nami jakiegoś uchodźcy.

Półwysep Jutladzki
Kierujemy się w stronę miasteczka Ribe, od którego planujemy rozpocząć zwiedzanie Danii.



Od samego początku zaskakuje nas wygląd tutejszych osiedli mieszkaniowych wspaniale urządzonych, do tego co chwilę parkingi z toaletami, ławeczkami i informacją turystyczną. Minęliśmy kilka chat krytych strzechą i docieramy do Ribe.



To kto wybiera się na Festiwal Słowian i Wikingów do Wolina ?


Cdn...
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 25, 2016, 06:55:00 pm wysłana przez Glazio »

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #36 dnia: Sierpień 30, 2016, 08:20:24 pm »
Już teraz zdradzam termin i miejsce kolejnej edycji VII Nasze Wyprawy Motocyklowe.
Szczegóły w filmie z podróży "Do krainy wikingów".
To tylko zajawka tego co będzie na miejscu.
Deszczowa wyprawa również ma swoje uroki.


Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #37 dnia: Wrzesień 25, 2016, 07:20:01 pm »
Cd. cz. 2

Ribe - urokliwe miasteczko uważane za najstarsze duńskie miasto, obok istniejącej Hedeby, największego nordyckiego miasta czasów wikingów. Jedno z najładniejszych miast Danii, w którym zachowało się najwięcej średniowiecznych budynków.
Miasto leży w południowo-zachodniej Jutlandii, 60 km od granicy z Niemcami nad rzeką Ribeå uchodzącej do Zatoki Fanø należącej do Morza Północnego.

Odkrycia archeologiczne wskazują na osadnictwo z epoki żelaza. W połowie lat 800-nych miasto otoczono fosą. Za czasów pogańskiego władcy Agantyra w 856 roku bito tu srebrne monety co dowodzi o zamożności osady. Miasto było ważnym ośrodkiem handlowym i stało się najważniejszym portem Danii.

Pierwsze wzmianki o mieście odnotowano ok. 860 roku, wtedy biskup Ansgar (św. Oskar - apostoł Skandynawii) dostał pozwolenie na budowę pierwszego kościoła w Danii, po czym rozpoczął budowę drewnianej świątyni. Miasto zyskiwało na znaczeniu a w roku 948 stało się siedzibą biskupa. Współczesny wygląd murowanej katedry w Ribe pochodzi z drugiej połowy lat 1100-nych. Prawdopodobnie w tym samym czasie został zbudowany zamek Riberhus, gdzie często przebywali pierwsi królowie duńscy.

W 1043 splądrowane przez Słowian połabskich, później wielokrotnie trawione przez pożary, wielka powódź w 1362 i epidemia dżumy w 1350 nie były w stanie zatrzymać rozwoju miasta. Na przekór wszystkim przeciwnościom losu Ribe zyskało przywileje królewskie, w którym organizowano wiele wydarzeń duńskich monarchów. Renomę miasta podniosła koronacja króla Krzysztofa III w 1443 roku w miejscowej katedrze.

Od ok. 1600 Ribe zaczęło tracić swoje znaczenie, co związane było ze zmianą szlaków handlowych i upadkiem znaczenia lokalnego portu. Epidemie, sztormy, powodzie, zamulenie portu, doszczętny pożar trawiący całe miasto oraz inwazje obcych wojsk na Danię podczas wojen w XVII w. doprowadziły do zupełnego upadku osady w latach 1657-1660. Po tych zdarzeniach Ribe utraciło pozycję rezydencji królewskiej na rzecz Koldyngi, a miejscowy zamek królewski powoli popadł w ruinę i został ostatecznie rozebrany w 1685. Od tego czasu miasto traciło na znaczeniu.

Ribe z kwadratowym rynkiem i odchodzącymi od niego uliczkami, z kościołem na środku rynku (w czasach świetności było ich 13 i 9 klasztorów katolickich), zachowało średniowieczny układ architektoniczny. Najstarsze zachowane domy zbudowane zostały po roku 1580. Wąskie uliczki z oryginalną nawierzchnią brukową, stare domy o konstrukcji szachulcowej, koło młyńskie na rzece, tworzą specyficzną atmosferę tego miasta.

Ribe zachowało średniowieczny wygląd a na ulicach, w restauracjach słyszy się ludzi rozmawiających w różnych językach.
 


Zaparkowani na ulicy Damvej przy rzece Ribeå ruszamy w stronę zabytkowego centrum. Już na starcie zaskoczyła nas spora liczba łódek i kajaków na tak wąskim cieku będącym wąskim kanałem przy korycie rzeki. Wszystko zlokalizowane na zapleczu małych domków z ogrodami. Tuż za mostem stara zabudowa miasteczka z mozaiką kolorów. Piękne i czyste uliczki wyposażone w stare latarnie, które odpala latarnik wieczorową porą, zachęcając mieszkańców do spania.







Kiedy zachłysnęliśmy się pierwszymi urokami miasta, naszą uwagę  automatycznie przykuły nisko osadzone okna w budynkach mieszkalnych. Zupełny brak firanek, zasłon, rolet czy innych osłon dających odrobinę prywatności sprawiał, że wnętrza domów można było oglądać na przestrzał. Staraliśmy się zachować dyskretnie ale ciekawość wyposażenia wnętrz była silniejsza. Pretekst robionych zdjęć był dobrym momentem na dodatkowe spostrzeżenia. Co nas zaskoczyło ? Skromny, klimatyczny, często surowy wystrój gospodarstw domowych. Na parapetach nocne lampki, świece, zabytkowe butelki lub inne elementy zdobnicze.

Początkowo asfaltowa nawierzchnia szybko zmienia się w brukowaną włącznie z centralnym placem, w którego centrum zlokalizowana jest główna i jedna z najstarszych atrakcji miasta, Katedra Najświętszej Maryi Panny w Ribe (Ribe Domkirke - Vor Frue Kirke).



To najlepiej zachowana romańska budowla sakralna na terenie Danii. W środku miała miejsce koronacja króla Danii Krzysztofa III w 1443 r. oraz pochowano 2 królów: Eryka II i Krzysztofa I. Jest to kościół romańsko-gotycki biorący swój początek z drewnianego kościoła zbudowanego w tym miejscu przez biskupa Ansgara w połowie IX w. Obecna katedra powstała w XII i na pocz. XIII w. z późniejszymi dodatkami.
Przy katedrze swoją uwagę koncentruje jeden z pomników biskupa Ansgara (św. Oskara).


Obrzeża placu stanowią restauracje, domki z dominującym pruskim murem, po którym widać upływ czasu. Wszystko świetnie zachowane, odrestaurowane z wyraźnie powyginanymi drewnianymi belkami. Większość z nich to obiekty zabytkowe.



Po stronie południowej rynku stoi stary ratusz (Det Gamle Rådhus) oraz hotel stary areszt, w którym pokoje mieszczą się w starych celach.


Rausz i dawny areszt ...


Zabytkowe drzwi ratusza ...

Tutaj po raz pierwszy z ust Tamary padły słowa, że jest jej zimno. Byłem lekko zdziwiony, ponieważ miałem na sobie jedynie koszulkę i rozpiętą kurtkę motocyklową. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takiej rozbieżności w zewnętrznych odczuciach temperatury. Powiedziała to z pełnym przekonaniem wciskając się w komin wystający spod zapiętej kurtki motocyklowej.



Kawałek dalej za katedrą docieramy do głównego koryta rzeki Ribeå. Most będący tamą dzieli strumień rzeki na 3 wąskie gałęzie z mocnym prądem wodnym. Na odnogach wybudowane były koła młyńskie, które są w dalszym ciągu czynne, jako atrakcja turystyczna. To na głównej odnodze aktualnie w remoncie.



Odwracając się na moście w drugą stronę widzimy pomost dla statków. Aktualnie przystań jachtowa, dawniej port, z którego statki wypływały na Morze Północne. Znajduje się na niej kolumna powodziowa, na której zaznaczony jest poziom najwyższej sztormowej fali powodziowej z 1634 roku mającej tragiczne konsekwencje dla miasta i jej mieszkańców.

Idąc dalej w dół rzeki, po lewej stronie nabrzeża docieramy do pozostałości zamku Riberhus otoczonego wałem ziemnym i fosą.



Dalej, zamknięte już Muzeum Sztuki w Ribe, z pięknymi ogrodami położone nad trzecią odnogą wartkiej rzeki. Nad nią drewniane pomosty prowadzące do parku wodnego z przystanią dla ptactwa wodnego. To tylko dowód na to, że sieć kanałów wodnych daje podstawy do zlokalizowanej w mieście bogatej bazy łódek i kajaków umożliwiającej swobodne poruszanie się po mieście oglądając je z innej perspektywy.


Ogrody muzeum ...





Kościół i Klasztor św. Katarzyny założony przez dominikanów w 1228 roku. Po reformacji pomieszczenia klasztorne wykorzystywano na szpital a obecnie przystosowane na mieszkania dla osób samotnych.


Kościół i Klasztor św. Katarzyny


Ribe określane bywa mianem "miasta bocianów". Gniazda tych ptaków spotkać można na wielu kominach okolicznych domów. Samych ptaków jakoś nie widać. Za to łatwo napotkać tu gniazda innych ptaków, jaskółek.









Wracając do motocykla słowami "SKRZYPISZ" zaczepia mnie jeden z turystów. Owszem, podczas chodzenia moje buty skrzypiały dość głośno. Na to stwierdzenie odpowiadam "WIEM, TAK JUŻ MAM". Od tego zaczęła się dłuższa konwersacja. Nie rozmawiając zbyt długo zaprosił mnie na niejedno piwo, namawiał abym został na noc. Nie przeszkadzało mu, że jestem z żoną. Po prostu chciał mieć towarzystwo do obalenia czegoś z procentami. Ciągnąc dalej okazało się, że jest z Australii i bardzo cierpi na brak towarzystwa. Jedno jest pewne, bardzo wytrwale dążył do osiągnięcia celu. Gdyby nie fakt, że Tamara znikła mi z pola widzenia różnie mogłoby się to zakończyć. Tak czy inaczej i tak będziemy powoli poszukiwać miejsca na nocleg. Dalsza konwersacja zakończyła się wymianą serdeczności i każdy z nas podążył w swoją stronę. Idąc dalej rozmyślałem o tym co mówił Australijczyk. Dedukacje były bardzo rozbieżne.





Wyjeżdżając z miasta przejeżdżamy obok odwiedzonych przed chwilą zabytków. Widząc pojazdy przejeżdżające przez miasto sami postanowiliśmy zrobić rundkę mimo widocznego znaku zakazu ruchu. Dodatkowo przejeżdżamy obok zamkniętego o tej porze muzeum wikingów.

Kierujemy się na północ i tak jak wcześniej uzgodniliśmy zaczynamy rozglądać się za miejscem na nocleg. Za nami ponad 700 km drogi. Pierwszy dzień w Danii więc najwyższa pora poznać tutejsze zwyczaje. Już wcześniej zauważyliśmy bardzo dużą liczbę przydrożnych parkingów z zapleczem sanitarnym i innymi ciekawostkami. Jadąc dalej przyglądaliśmy się uważnie kolejnym. Zatrzymujemy się przy jednym z nich. Na miejscu zaplecze sanitarne, sporo ławek ze stolikami oraz bocznych ścieżek. Wychodząc nieopodal w najbliższym otoczeniu widać pola uprawne i pobliskie zabudowania. Kolejna dróżka jest ścieżką edukacyjną z tablicami informacyjnymi o tutejszej faunie i florze. Hmm ciekawe miejsce. Na miejsce noclegowe wybieramy polankę zlokalizowaną przy najbardziej zawiniętej dróżce, z której można wejść w ścieżkę przyrodniczą. Właśnie z niej wyszedł na spacer z psem jakiś tubylec przyglądając nam się z uwagą. Przy wjeździe na niektóre parkingi wyraźnie było widać napisy "No camping", umieszczane najczęściej w pobliżu kempingów. Na naszym parkingu nie było takiej informacji. Sprawdzaliśmy dwa razy.



Rozbijamy namiot a nam jakoś dziwnie. Mimo późnej pory na zewnątrz jest jaśniej niż przy pełni księżyca. Ani to dzień, ani noc a najwyższy czas na drzemkę w celu regeneracji.

Dobranoc

Cdn ...

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #38 dnia: Listopad 09, 2016, 07:33:21 pm »
Cd. cz. 3

27.06.2016 - dzień 4 - poniedziałek



Nad ranem budzą nas samochody zajeżdżające na parking. W pierwszej kolejności pojazd zbierający śmieci co wybija nas z dalszego wypoczynku. Zwijamy swoje toboły i ruszamy w poszukiwaniu sklepu. Wczoraj z powodu niedzieli większość z nich była zamknięta.

Tuż po starcie natykamy się na bardzo popularny styl tutejszego budownictwa, domy, zajazdy, toalety, restauracje ... kryte strzechą. Dość popularny widok w Danii, co dla nas było zaskoczeniem.



Chwilę później przystajemy na moment aby sfotografować specyficzny styl budowanych poza miastami kościołów. Kwadratowa wieża murowana z cegieł, malowanych na biało, kryta dwuspadowym dachem z czerwoną dachówką. Za wieżą dalsza część świątyni z podobną bryłą ale bardziej leżącą.



Natykamy się na otwarty sklep, robimy zakupy a chwilę później zasiadamy do śniadania na jednym z licznych tutaj parkingów. Tu delektujemy się duńską wędliną wieprzową z wszechobecnych farm hodowlanych.









Uwieczniamy kolejny charakterystyczny element parkingowego krajobrazu. Oprócz toalet, ławek, koszy na śmieci, na każdym z parkingów znajdują się punkty informacji turystycznej w postaci tablic informacyjnych. Na nich mapy z oznaczonym miejscem aktualnego pobytu oraz najważniejszymi dla turysty obiektami danego regionu.





W poszukiwaniu najwyższej latarni morskiej wjeżdżamy do miasteczka Ringkøbing. W konsekwencji docieramy do wybrzeża, nad którym pomiędzy piaszczystymi wydmami zlokalizowane są liczne domki letniskowe. Wszystko nad zatoką a może inaczej zalewem przypominającym nasz Zalew Wiślany, który tutaj nosi nazwę Ringkøbing Fjord. Hmm takie nazwy mają kolejne zatoki kompletnie nie przypominające fiordów, o których tyle się uczyłem. Może dlatego, że ten tutejszy i inne okoliczne piszemy przez "j" zamiast "i".








Głaz na głaziku ...



Tutejsze szerokie piaszczyste plaże słynące z białych piasków przypominają nasze Bałtyckie plaże. Póki co każdego dnia walczymy z upierdliwym wiatrem, który tutaj mocniej daje się we znaki. Miasto jest jednym z największych portów rybackich w Danii z muzeum rybołówstwa. Z roku na rok staje się coraz bardziej popularne wśród turystów.

Chwilę później wjeżdżamy do centrum miasta, w którym natykamy się na rzeźbę Survival of the Fattest nazywaną "przetrwaniem najgrubszego". Przedstawia małego, wygłodzonego chłopca niosącego grubą, białą kobietę. Dzieło Jensa Galschiøta i Larsa Calmara powstało w 2002 roku jako symbol niewłaściwego zarządzania światowymi zasobami pożywienia.

Skąd my to znamy ?



Świetny symbol przedstawiający obfitych kształtów kobietę z cywilizacji zachodniej, siedzącej na ramionach wychudzonego afrykańskiego chłopca. Mimo raportów ONZ ilu z nas wie, że w Afryce z głodu umiera co 2 sekundy jeden człowiek, co daje 40 tysięcy osób dziennie oraz. 15 milionów ludzi rocznie - głownie dzieci.
Przejdźmy do kolejnych symboli rzeźby. Kobieta trzyma wagę - symbol sprawiedliwości a jej zamknięte oczy oznaczają degenerację sprawiedliwości dzierżonej w dłoni.

Oczywista niesprawiedliwość !

Swoista wiadomość do otyłej, wygodnej, bogatej części świata w celu zwrócenia uwagi na ludzi z krajów Trzeciego Świata tak licznie umierających z głodu. Temat rzeka !
Emaptia - obojętność. To słowa przeciwstawne towarzyszące nam na co dzień.
My wiele doświadczeń tego typu wynosimy z szeregu podróży. Dlaczego częściej ciągnie nas na wschód ... ? Tam musi być cywilizacja :D
Im uboższy kraj tym bardziej jesteśmy pewni udzielenia pomocy. Znacie to ?

To nie zawsze oznacza, że my mieszkańcy zachodu jesteśmy całkowicie wyzuci z uczuć o czym w dalszej części relacji.
Nasz przystanek pod pomnikiem został dostrzeżony przez innych turystów, którzy przechodząc obojętnie, zawracali fotografując rzeźbę. Czy poznają symbolikę rzeźby ?

Chwila w porcie, przegląd krajobrazu. Latarni morskiej nie widać, co odwodzi nas od dalszych poszukiwań. Mkniemy dalej.

W okolicy Søndervig naszą uwagę przykuwa spora koncentracja domów krytych strzechą. Wiele z nich postawiono na wydmach porośniętych trawą. Przystajemy na chwilę wędrując dalej na wzniesienia. Z powodu padającego deszczu nie ściągamy kasków.







Chwilę później mówimy na szczęście, ponieważ po osiągnięciu szczytu naszym oczom ukazało się Morze Północne a nas zaatakował silniejszy wiatr. Kolejne zaskoczenie to liczne bunkry na piaszczystej plaży, które automatycznie skojarzyły nam się z Albanią. Na ich tle dla kontrastu pojawiły się Segway'e a za naszymi plecami biało-czerwona budka, czerwony ponton i żółty pojazd LIVREDDER z drobnym napisem LIFEGUARD, wokół których kręcą się ratownicy.









Zatrzymaliśmy się na chwilę a tu takie niespodzianki. Szkoda tylko, że pogoda mało sprzyjająca do kąpieli. Po dokładniejszych oględzinach bunkrów okazało się, że wejścia do wnętrza zostały zasypane piaskiem, do tego widać ślady załatwianych potrzeb fizjologicznych. Idąc w pewnej odległości od siebie, nasze włączone intercomy wprowadzały w dezorientację mijających nas turystów. Może faktycznie wyglądaliśmy na kosmitów :D
Ciekawe miejsce w mało sprzyjającej pogodzie - chłodno, wietrznie a do tego w deszczu.





Jechaliśmy dalej w nasilającym się deszczu, uderzani podmuchami wiatru. Wjechaliśmy na największą wyspę Mors zlokalizowaną wewnątrz Półwyspu Jutlandzkiego. Przejeżdżając przez największy park botaniczny północnej Europy – Jesperhus dojechaliśmy do klifów. Wg naszego przewodnika poszukiwaliśmy Møns Klint (najwyższe nad Bałtykiem, białe kredowe klify o wysokości 130 metrów), które znajdują się w innym miejscu. Jakby nie było - klify są :D W Norwegii czekają na nas bardziej okazałe.















Deszcz towarzyszy nam od dłuższego czasu. Momentami zmienia się w ulewę ograniczającą widoczność do 50 metrów. W przerwach między opadami robimy krótkie postoje nad wybrzeżem oraz na przekąskę. Deszcz nie odpuszcza. Tu pierwszy raz stwierdzamy, że duńskie rozwiązanie z parkingami i ławkami jest rewelacyjne jednak przy tych opadach widzimy mankament tego luksusu - tobrak zadaszenia.





Nie zważając na kaprysy pogody mkniemy w stronę najwyższych wydm w Danii a zarazem najwyższej części klifu nad Morzem Północnym zwanych Rubjerg Knude. Z oddali widzimy sporych rozmiarów piaszczyste wały. Nie sposób je przeoczyć. Zatrzymujemy się na przydrożnym parkingu. Przestało padać, nawet wyszło słońce. Pogoda w kratkę.
Brak oznaczeń kierujących w stronę wydm okazał się nie lada problemem. Widzimy bramkę, przez którą wchodzimy na bardzo stary cmentarz. Parking, cmentarz a nawet las otoczony pastuchami pod napięciem sprawia, że ciągle wracamy do punktu wyjścia. Przejście pomiędzy drutami do łatwych nie należy, ponadto w stadzie krów znajdują się byki. Trudno stwierdzić czy będą pokojowo nastawione.





cdn ...

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #39 dnia: Listopad 09, 2016, 07:34:03 pm »
Cd ...

Z pomocą przychodzą nam Francuzi, którzy podjechali na parking samochodem terenowym i ruszyli w stronę innej, mniej widocznej bramki, za którą pojawiło się miejsce łatwiejszego pokonania elektrycznej przeszkody. Tak czy inaczej wtargnęliśmy na obce terytorium. Francuzi doskonale znali tą okolicę. Idąc wspólnie dłuższą chwilę dowiadujemy się o motocyklowej pasji naszego współtowarzysza. Tłumaczem była jego partnerka. Po dłuższym spacerze pomiędzy wysokimi krzewami naszym oczom ukazuje się kolejna bramka ułatwiająca przejście. Udeptaną ścieżką zaczynamy wspinać się w górę. Po wyjściu z zarośli nasze drogi rozchodzą się. My podążamy w stronę najwyższych wydm a oni w przeciwnym kierunku.











Wydmy, to spore górki zbudowane z grząskiego piasku. Średnia wysokość tutejszych waha się od 30 do 50 metrów. Najwyższa współtworzona z polodowcowym klifem osiąga 90 metrów wysokości. Dodatkową atrakcją tutejszych formacji jest zasypywana przez wydmy latarnia morska.
Pokonujemy wiele piaszczystych wzniesień i obniżeń, aż w końcu naszym oczom ukazuje się latarnia morska na Rubjerg Knude. Zbudowana 200 metrów od brzegu na trawiastym terenie otoczonym ogrodami w 1900 roku stopniowo zatrzymywała transportowany przez wiatr piasek. W latach 60. światła latarni, mimo usuwanego piasku przestały być widoczne spomiędzy wydm. To przyczyniło się do całkowitego wyłączenia latarni, która była dostępna do zwiedzania. Okoliczne budynki, w tym kawiarenka zostały zasypane przez piaski. Po innych pozostał jedynie gruz ponieważ ciągle postępuje erozja tutejszego klifu a latarnia jest coraz bliżej morza.


Latarnia w 1912 roku - fot. wikipedia


Latarnia w 2004 roku - fot. wikipedia

Latarnia w 2016 roku







Stromy klif znajduje się już bardzo blisko. Z cegieł osuniętych do morza części budynków, turyści tworzą napisy, obrazki ... stworzyłem te ja. Na niewielkiej półce między dwoma klifami zostawiam po sobie znak RADIATORA dla kobiet płatki kwiatu :-)
Jak długo przetrwa ? Być może do pierwszego sztormu - poniżej stromy klif.















Uprzednio przekonani, że do wnętrza latarni nie da się wejść zauważamy kogoś na samej górze. Kolejna ulewa, na nasze szczęście bez wyładowań atmosferycznych. Przed kolejnym deszczem chronimy się wewnątrz latarni. Chwilę później wdrapujemy się na szczyt po schodach z kratownicy. To dobra bariera dla osób z lękiem wysokości. Z samej góry można dostrzec wejście znajdujące się na samym dole. Znaleźli się i tacy, którzy przełamali strach, co z kolei okazało się olbrzymią barierą przy schodzeniu.









Na górze okazałe zwierciadła i wspaniały widok na okolicę. Pogoda zmieniała się z każdą chwilą. Do motocykla wracaliśmy bez deszczu, usatysfakcjonowani widokiem tego atrakcyjnego miejsca. Mało ważne stało się dostrzeżenie z latarni znacznie krótszej drogi dotarcia do obiektu.

Kusiło nas obranie kursu powrotnego na skróty, patrząc z góry wyglądało na niskie krzaki. Po zobaczeniu z bliska, nie ryzykowaliśmy przedzierania się przez wysoką gęstwinę. Do samego końca nie zbaczaliśmy ze ścieżki okazanej przez Francuzów.







Dalej w zmiennej pogodzie (słońce, deszcz) ruszyliśmy w stronę północnego cypla Jutlandii w stronę Skagen. Po drodze wypatrzyliśmy świetną miejscówkę noclegową na parkingu. Toaleta z ciepłą/wręcz gorącą wodą kusiła do pozostania. Patrząc na zegarek, dochodzi 20:00. Rozpogodziło się, zrobiło się ciepło ponieważ zaczęło świecić słońce. Nie zastanawiając się zbyt długo jedziemy do kolejnego punktu naszego wyjazdu ściągając uprzednio membrany z odzieży. Nie odraczamy tematu zwiedzania do jutra ! Stwierdzamy, że miejscówki nikt nam nie zajmie. Terenu pod dostatkiem a i tak nie zamierzamy się przeprawiać do Szwecji czy Norwegii. Skoro jutro mamy do pokonania odcinek drogi tam i z powrotem to ruszamy dalej. Martwi nas jedynie ciemna chmura przed nami o takim odcieniu jakiego dziś jeszcze nie widzieliśmy.



W połowie drogi łapie nas potworna zlewa. Jadąc motocyklem poniżej 60 km/h strumień wody nie pozwalał na dalszą jazdę, do tego od wewnątrz parował wizjer. Z otwartą szybą drażniące uderzenia kropel deszczu w twarz nakazywały zwolnić niemal do zera. Optymalna jazda możliwa była z minimalną prędkością powyżej 90 km/h dzięki czemu woda smagana strugą powietrza spływała z szyby kasku. Wszelkie jadące przed nami pojazdy zostawały za na mi daleko z tyłu ponieważ wycieraczki nie wyrabiały ze zbieraniem wody z szyb. Trudno to nazwać ulewą, to było zwyczajne lanie wody wiadrami prosto z nieba. Tu z kolei zaczął nas martwić rosnący poziom wody na asfalcie, zmieniający się w potoki. Asfalt to też dziwne określenie. W tym przypadku było to twarde podłoże znajdujące się pod warstwą 5, 10 a miejscami 15 centymetrów pod lustrem spływającej wody. W ciągu dwóch minut przemakamy na wskroś. Początkowo strugi cieknącej wody po ramionach dotarły do naturalnych zagłębień i wyrostków ciała ze zbiornikiem końcowym zlokalizowanym w butach. Kompletnie przemoczeni zsiadamy z motocykla wzbudzając ni to podziw, ni to litość chroniących się pod wiatą turystów. Nam wszystko było obojętne stwierdzając, że szczęśliwi ludzie cieszą się życiem zsiadając z motocykla w największej kałuży na parkingu. Wchodzimy pod wiatę do innych podróżnych wzbudzając w tej chwili przerażenie. Chwila naszego postoju na suchej przestrzeni sprawiła, że lejąca się z nas woda utworzyła pod nami dwie wielkie kałuże. Nie chcąc budzić dalszego przerażenia wracamy ponownie na deszcz kierując się pieszo w stronę obiektu, który chcieliśmy zobaczyć - Den Tilsandede Kirke - kościół pod piaskiem.
Chwilę później po próbach podsuszenia ubrań suszarkami w toalecie żal patrzących na nas turystów sprawił, że przestało padać i ponownie wyszło słońce.





Kościół pod wezwaniem św. Wawrzyńca będącego patronem żeglarzy zbudowano około 1375 roku. Od XVI wieku był stopniowo zasypywany przez przemieszczającą się wydmę. Wierni aby wejść do wnętrza musieli dokopywać się do drzwi. Z siłami natury walczono do 1795 roku, gdy z rozkazu króla Chrystiana VII kościół zamknięto z zakazem odkopywania. Obecnie z całego obiektu pozostała jedynie wieża będąca lokalną atrakcją. Widoczna z oddali od strony morza i porażająca bielą służy żeglarzom za punkt orientacyjny.













Przemoczeni ale usatysfakcjonowani atrakcjami dzisiejszego dnia wracamy na wcześniej upatrzony przez nas parking. Czaimy się jak inni (przyczajeni w kamperze Francuzi, tuż za nimi Niemcy w Samochodzie) czy można tu przenocować. Przecież wszystkim chodziło o to samo :D
Jemy kolację, rozgrzewamy się gorącą herbatą, dwoma a nawet trzema i udajemy się na spoczynek.
Dziwne, uprzednio nic nie czuliśmy a teraz, czyli po ulewie ewidentnie daje się we znaki smród jakby z fermy świń. Momentami zanika ale powraca wraz ze zmieniającym się kierunkiem wiatru. Od smrodu jeszcze nikt nie umarł, przynajmniej nie słyszałem o takim przypadku. Wcześniej nie mieliśmy okazji usłyszeć a teraz przy mniejszym natężeniu ruchu na drodze stajemy się wyczuleni na odgłosy okolicznych wiatraków. Jeszcze nigdy nie nocowałem tak blisko fermy wiatrowej. Teraz jestem w stanie zrozumieć mieszkańców narzekających  na dziwne dźwięki dochodzące z okolicznych budowli. Są wśród nas tacy, którzy mają zdecydowanie bardziej wyczulony zmysł słuchu.
Nie zważając na niedogodności napawamy się olbrzymim plusem tego miejsca noclegowego, dostęp do prądu oraz ciepła, wręcz gorąca woda w toalecie ogrzewana solarem zamontowanym na dachu.



Tym razem noc była zdecydowanie jaśniejsza od poprzedniej.

Dobranoc

Cdn ...

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #40 dnia: Grudzień 18, 2016, 09:20:36 pm »
Cd. cz. 4
 
28.06.2016 - dzień 5 - wtorek



Śpimy nieco dłużej zdezorientowani ciągłą jasnością. Gdyby nie spojrzenie na zegarek, nie wiedzielibyśmy która jest godzina. Nabieramy ciepłej wody i w ustronnym miejscu przechodzimy pod gorący prysznic.



Musimy zweryfikować plan naszej podróży ponieważ mamy wtorek a w czwartkowy wieczór jesteśmy umówieni w Røyken k. Oslo (w ten wieczór Polacy grają kolejny mecz z Portugalią w ME). Na upartego już dziś moglibyśmy znaleźć się w Norwegii przeprawiając się promem ale nie po to pojechaliśmy na wyprawę. Jedziemy po to by zobaczyć jak najwięcej miejsc kuszących nas najbardziej. Pominęliśmy słynny LegoLand, który ponownie znajdzie się w pobliżu naszej trasy (ok. 30 km na zachód). Na pewno kiedyś skorzystamy z okazji zabawowej atrakcji, jednak utrata całego dnia to aktualnie zbyt dużo. Weryfikując nasz plan i zamiar przejechania przez wyspy Fionię i Zelandię okazuje się, że do przejechania mamy jeszcze ponad 1100 km bez uwzględnienia zwiedzania. Właśnie teraz dotarło do nas, że Półwysep Jutlandzki wcale nie jest taki mały jak nam się wcześniej wydawało.





Zapowiada się świetna pogoda. Chyba jednak musimy liczyć się z tym, że deszcz będzie naszym towarzyszem. Zasiadając do śniadania w pięknym słońcu już po chwili musimy wszystko zwijać z powodu deszczu. Po chwilowych intensywnych opadach ponownie wyszło słońce.

Ruszamy w drogę. Słonecznie i deszczowo na przemian. Jadąc bez założonych membran przemakamy, wysychając co chwilę. Naszym oczom nie umyka specyficzna architektura tego kraju. Myślami jesteśmy przy tym, że znajdujemy się w zalążku/centrum KRAINY WIKINGÓW, którą tworzyli mieszkańcy Skandynawii  i Półwyspu Jutlandzkiego. Należeli do grupy Germanów Północnych (Duńczycy, Szwedzi, Goci i Norwegowie), i byli znani w zachodniej Europie pod nazwą Normanowie, o czym napiszemy o tym w dalszej części naszej podróży.





Przed nami pierwszy z wielkich mostów przez cieśniny duńskie. Pierwsza Cieśnina Mały Bełt (duń. Lillebælt) na Morzu Bałtyckim, położona między duńskimi wyspami Ærø i Fionią a Półwyspem Jutlandzkim. W tym wąskim przesmyku umiejscowionych jest wiele małych wysp. Mały Bełt przecinają dwa mosty:
- drogowo-kolejowy: Den gamle lillebæltsbro, jednojezdniowy i jednotorowy o długości 1 178 m, z 1935 roku,
- drogowy: Den nye lillebæltsbro będący autostradą łączącą Kopenhagę z Hamburgiem oddany do użytku w 1970 roku i ma podgrzewane obie jezdnie. Most o długości 1700 m z najdłuższym przęsłem 600 m, prześwitem 42 m z pylonami o wysokości na 120 metrów. Przejazd bezpłatny.
Robi wrażenie, a to dopiero zapowiedź tego co przed nami.



Wjeżdżamy na wyspę Fionia kierując się do najmniejszego miasta Danii Bogense, w którym zarazem chcieliśmy znaleźć najmniejszy domek w Danii. Na miejscu okazało się, że małych domków było zbyt wiele aby rozpoznać, który z nich był najmniejszy. Do tego brak jakichkolwiek oznaczeń. Z zebranych faktów wiemy, że domek ma 23 m². Niestety na dana chwilę nie wiedzieliśmy jak wygląda, posiadaliśmy wyłącznie suchą informację. Po całym fakcie znaleźliśmy go przy ul. Torvet 15 mijając go obojętnie.








Przykładowy kwietnik pod domem na starym mieście



Jedno jest pewne. Warto było tu przyjechać ze względu na urokliwe stare miasto z jego specyficzną zabudową. Do tego port, który zwiedziliśmy aż do samego końca, przysiadając pod morską latarenką. Naszej uwadze nie umkną też fakt obecności ogromnej liczby ulicznych rzeźb, które na pewno trzeba uznać za swoisty symbol Danii.








Falochron


Bogense - budynek przy porcie


Bogense - stary wiatrak


Bogense - rzeźba w porcie


Bogense - latarnia morska

Idąc dalej, po drodze natknęliśmy się na rodzinę Polaków z dziećmi szalejących na falochronie. Tu z kolei naszą uwagę przykuły tutejsze ceny, które oscylowały w następujących granicach - lunch typu burger to jedyne 110 dk, lodowy rożek 20 dk. Na daną chwilę są i tak niskie i są zarazem zapowiedzią tego co czeka nas w Skandynawii.


Bogense - wracamy na stare miasto





Ruszamy do kolejnego punktu naszej wyprawy. Pogoda, jak poranna zapowiedź. Słońce, deszcz i tak na zmianę. Po ostatniej zlewie słoneczko mocniej przygrzało. Zatrzymujemy się na strawę studiując mapę w wolnej chwili.



Odense i związany z tym miastem światowej sławy baśniopisarz, który na trwałe wrył się w głowie Wiórka był głównym czynnikiem przyciągającym. Działał na Wiórka jak lep na muchy, choć nie wiem czy to dobre porównanie. Koniecznie musimy tam pojechać i koniec. Ja osobiście nie miałem nic przeciwko. Miło zobaczyć miejsce dzieciństwa wspaniałego bajkopisarza. Może właśnie tu i teraz panująca atmosfera przyczyni się do stworzenia kolejnych wytworów wyobraźni. Może tutaj Wiórek dostanie natchnienia Hansa Christiana Andersena. Najwyraźniej tutejsze muzy mają mocniejszy wpływ na facetów, bo kto w końcu opisuje tą kolejną bajkę ?


Odense - kościół św. Jana / Skt. Hans Kirke

Nasza wyprawa złożyła się na okres sporej ilości remontów i prac budowlanych w mieście. To jednak nie przyćmiło jego uroku. Zaparkowani pod kościołem św. Jana (Skt. Hans Kirke), ceglanej budowli pokrytej czerwoną dachówką przyglądamy się siedzibie jednej z najstarszych parafii w mieście. Swojego czasu była własnością rycerzy zakonu św. Jana słynących z innej nazwy, kawalerzy maltańscy. Za czasów Andersena, najmniej prestiżowy kościół, w którym to został ochrzczony.


Odense - zamek rezydencki księcia Christiana Fredericka



Dalej przemieszczamy się pieszo obok zamku rezydenckiego księcia Christiana Fredericka, późniejszego króla Danii Christiana VIII, gdzie pracowała matka Andersena. Na tutejszym podwórzu mały chłopak bawił się z dziećmi innych służących oraz młodym księciem, późniejszym królem.
Przekora losu sprawiła, że miasto Odense po dziś dzień ma tylko dwóch honorowych obywateli pochodzących ze skrajnych szczebli społecznych. Są nimi król Fryderyk VII oraz Hans Christian Andersen.


Katedra św. Kanuta w Odense




Budynek przy katedrze św. Kanuta w Odense

Kolejne nasze kroki zawiodły nas pod katedrę św. Kanuta w Odense. Wielokrotnie przebudowywana, zmieniająca swe style architektoniczne uważana aktualnie za jeden z najpiękniejszych przykładów architektury gotyckiej na terenie Danii. Wewnątrz znajdują się grobowiec królewski i cudem ocalały pozłacany ołtarz główny będący dziełem snycerza Clausa Berga, który prawdopodobnie pracował w warsztacie Wita Stwosza w Norymberdze. Na tyłach klasztoru znajduje się park z ogrodem klasztornym, w którym stoi okazały pomnik Andersena.
To właśnie za sprawą rozkopanego miasta mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniego szlaku zmierzającego pod dom Andersena. Stojąc w tym miejscu przed okazałą ceglaną katedrą zastanawiamy się co jest powodem tych głębokich wykopów. Właśnie w tym kościele pobrali się rodzice Andersena na trzy miesiące przed jego narodzinami. Niegdyś przed katedrą (aktualnie rozkopany plac) znajdował się cmentarz, na którym pochowany został jego ojciec. Tutaj też młody bajkopisarz miał swoje bierzmowanie, po którym otrzymał skórzane buty. Był to niesamowity powód do dumy ponieważ przez ten prezent wspiął się na wyższy szczebel świadczący o jego statusie społecznym. To właśnie historie z życia wzięte przenosił w innej formie na papier. Dzięki temu wydarzeniu napisał bajkę "Czerwone buciki".


Ratusz w Odense



Chwilę później znajdujemy się pod Ratuszem w Odense wzorowanym na ratuszu ze Sieny. To za sprawą swoich dzieł, Andersen został jednym z dwóch honorowych obywateli miasta. Przed budynkiem znajduje się obszerny plac z kilkoma rzeźbami. Jedna z najbardziej okazałych, to prezent dla miasta od Miejskiej Fundacji Artystycznej o nazwie Oceania. Miejsce wspinaczki dla dzieci i nie tylko. Wśród dorosłych jest obiektem sporu, czy to kobieta a może mężczyzna. Okazałe piersi, kobiece rysy twarzy, brzuszny kaloryfer i brak genitaliów pozwalają na bajkowy opis. Czy przedstawiona postać w mieście bajek nie może być jedno z drugim (obojnakiem) ?


Rzeźba Oceanii w Odense


Oznaczenia i rzeźby w Odense (brzydkie kaczątko, Andersen, igła z cerownią i ołowiany żołnierzyk)

Ostatecznie udaje nam się dotrzeć pod dom Andersena.





Hans Christian Andersen - duński pisarz i poeta, najbardziej znany ze swej twórczości baśniopisarskiej. Urodzony 2 kwietnia 1805 r. w najbiedniejszej dzielnicy Odense, syn szewca i niepiśmiennej praczki ochrzczony w domu z powodu dużej śmiertelności noworodków a później powtórnie w kościele św. Jana. W prowadzony w krainę baśni za sprawą babci. Po śmierci ojca i powtórnym małżeństwie matki wyjechał w wieku 14 lat do Kopenhagi w celu zostania aktorem - bez powodzenia.
Swoją karierę zaczął jako śpiewak. W wieku 24 lat zadebiutował jako autor sztuki "Miłość na Wieży Mikołaja" (Kjærlighed paa Nicolaj Taarn). Od tego czasu pisał ich wiele popełniając wiele błędów ...
Niespokojny duch, zwiedził niemal całą Europę będący osobą biseksualną. W wieku 46 lat uzyskał tytuł profesora. Zmarł 4 sierpnia 1875 roku.


Pod domem Andersena w Odense





Baśnie Andersena, których sam autor nie traktował poważnie, uważając je jako zajęcie dodatkowe pisane raczej dla dorosłych a nie dla dzieci. To właśnie one przyniosły mu wielki rozgłos i sławę.
Ulice jego rodzinnego miasta usłane są rzeźbami z bajek (ołowiany żołnierzyk, igła z cerownią a drogowskazy uliczne opatrzone są głową brzydkiego kaczątka).
Pod domem rodzinnym Andersena spędziliśmy najwięcej czasu. Wewnątrz znajduje się mała ekspozycja jego dzieł i różnych rzeczy. Niestety budynek był zamknięty. Cały szlak Andersena oznakowany jest śladami stóp. Trudno zbłądzić chyba, że traficie tak jak my na rozkopane drogi. Droga powrotna do motocykla jest znacznie łatwiejsza. Przemykamy między turystami z różnych rejonów świata oraz sporą liczbą rowerzystów.


Butelkowe żyrandole w Odense

"Podróżować to żyć" jak mawiał sam Andersen. Tak i my ruszamy w dalszą podróż.

cdn ...

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #41 dnia: Grudzień 19, 2016, 08:58:14 pm »
Cd ...

Wyjeżdżamy z miasta Andersena i kierujemy się w stronę kolejnej wyspy - Zelandia. Cieśnina Wielki Bełt (duń. Storebælt), położona między duńskimi wyspami Zelandia (Korsør) i Fionia (Nyborg), którą przecina najdłuższy most wiszący w Europie i trzeci co do długości most wiszący na świecie zwany Storebæltsbroen. Długość całej przeprawy wynosi ok. 17 km i zastąpiła uprzednią przeprawę promową skracając czas przejazdu z 90 minut do 15 minut. Most budowano w latach 1988 - 98.





Rozpiętość części wiszącej mostu wynosi 2700 metrów, odległość między pylonami 1624 metry z prześwitem 65 metrów i pylonami o wysokości na 254 metry. Przejazd przez most jest płatny i wynosi: 240 DK (ok. 145 PLN) dla samochodów oraz 125 DK (ok. 75 PLN) dla motocykli do 3 metrów długości. Płacimy po przejechaniu przez most.



Po wjechaniu na wyspę Zelandię zjeżdżamy z autostrady w poszukiwaniu OSADY WIKINGÓW. Zatrzymujemy się na chwilę w zatoczce pod sklepem w Næsby. Studiujemy mapę dojazdu do interesującego nas miejsca, aż tu nagle słyszymy po polsku DOBRY WIECZÓR ! Mieszkanka wspomnianej miejscowości ucieszyła się na nasz widok i nie mogła się powstrzymać aby z nami porozmawiać. Żyje w tym miejscu od 20 lat i bardzo chciała nas zaprosić do siebie. Zaznacza jednak panujące tutaj zwyczaje informując nas, że trudno byłoby abyśmy pojawili się u niej w domu bez uprzedniej zapowiedzi wizyty u jej dużo starszego męża. Mając 70 lat co chwile zaznacza ogromną tęsknotę za krajem. Mówi o wykształceniu Duńczyków, ich niskiej kulturze, stwierdzając, że i tak tu nie zostanie. Trzyma ją tylko mąż. Na pewno przyjdzie ten czas, że wróci do Gdańska, choćby wpław, przez morze.



TU ŻYJE SIĘ ŁATWIEJ ALE MIMO DUŻO LEPSZEGO WYKSZTAŁCENIA I UMIEJĘTNOŚCI, ZAWSZE BĘDĘ NIKIM W OCZACH DUŃCZYKÓW. To w życiu ma olbrzymie znaczenie.
Takimi słowami w skrócie podsumowała swoje życie Polka na wieloletniej migracji !

Po dłuższej i bardzo miłej rozmowie pożegnaliśmy się z kobietą, która zaznaczyła, że muzeum do którego zmierzamy powinno być jeszcze otwarte. Była godz. 20:00 dlatego ta informacja bardzo nas zaskoczyła ponieważ większość muzeów zamykają znacznie wcześniej.




Mała łódź wikingów pod Muzeum w Trelleborg

Po dotarciu do Muzeum Wikingów w Trelleborg (ang. Museum of the Viking Age/duń. Museet ved Trelleborg) okazuje się, że sporych rozmiarów parking pusty a muzeum już zamknięte, jednak nie do końca. Zamknięty był nowoczesny budynek muzealny ale otwarty dostęp do pozostałych ekspozycji w naturze co tak na prawdę bardziej nas interesowało.
Dochodzimy do wielkiej zrekonstruowanej chaty wikingów robiącej olbrzymie wrażenie. Do tego łodzie WIKINGÓW, wały ziemne dawnej osady i makiety, na których przedstawiona jest cała historia i inscenizacja osady. Wszystko bardzo podobne do pierwszego osadnictwa w Polsce typu okolnica czy owalnica, które również były otoczone wałem ziemnym, z jedną różnicą. Do wioski wikingów pomiędzy wałami ziemnymi prowadziły cztery drogi zamiast jednej czy dwóch w naszym polskim historycznym osadnictwie. U wikingów chaty znajdowały się również poza wałami ziemnymi.


Rekonstrukcja chaty wikingów pod muzeum w Trelleborg








Makieta osady wikingów pod muzeum w Trelleborg




Wewnątrz osady wikingów pod muzeum w Trelleborg - umiejscowienia chat w postaci ułożonych kamieni w trawie

Kolejną zasadą lokalizacji osady Wikingów było położenie nad rzekami w pobliżu mórz. Tutejsza znajduje się około 3 kilometry od morza (a nasza uprzednia rozmówczyni wskazała nam rzekę w swojej miejscowości Næsby, którą Wikingowie spływali z tutejszej osady do morza) dając doskonałe schronienie po łupieżczych wyprawach. Jak to mawiał mój kolega wielbiciel Wikingów "gwałcić, łupić, plądrować" - takie przyświecało mu motto, życiowo zupełnie inny. Takie też dominują opinie o Wikingach. Czy prawdziwe ?


Rzeka przy osadzie wikingów w Trelleborg


Wewnątrz osady wikingów pod muzeum w Trelleborg z widokiem na chatę wikingów


Widok na rzekę i chatę wikingów pod muzeum w Trelleborg


Mała łódź wikingów pod Muzeum w Trelleborg

Wikingowie / Normanowie - Mieszkańcy Skandynawii, duńskich wysp i Półwyspu Jutlandzkiego, należą do grupy Germanów Północnych (Duńczycy, Szwedzi, Goci (Goci w Polsce >>>) i Norwegowie), znani w zachodniej Europie pod nazwą Normanowie. Od końca VIII w. do II połowy XI wieku podejmowali dalekie wyprawy o charakterze głównie rabunkowym i  zdobywczym, handlowym oraz kolonizacyjnym. Stąd znane jako wyprawy wikingów.
Ukształtowanie terenu, niewiele równin i niedostatek żywności z powodu przeludnienia po części wymusił wyruszanie na dalekie wyprawy. Oddani sztuce szkutniczej budowali okręty zwane langskipami, czyli długi okręt. Drewniane, smukłe i lekkie jednostki o napędzie wiosłowo-żaglowym z jednym  masztem i czworokątnym żaglem, osiągały prędkości 14-16 węzłów (ok. 30 km/h).
Langskipy nosiły swoje odrębne nazwy w zależności od liczby miejsc dla wioślarzy. Nazwy nadawane za sprawą rzeźb dziobowych.
Sneki (snekkary) posiadały 30-40 wioseł (podstawowa jednostka floty wikingów). Długość 17 m, szerokość 2,5 m, zanurzenie ok. 1 m, wysokość burty nad linią wody 1,7 m. Maszt o wysokości ok. 18 m, a powierzchnia żagla wynosiła od 50 do 130 m2. Na dziobie sneki rzeźba przedstawiająca głowę węża.
Skeidy mające 50-60 wioseł (okręty możnych wikingów). Długość do 30 m, szerokość 4 m, załoga ok. 100 osób.
Drakkary, najbardziej znane, posiadały 60-70 wioseł a największe nawet do 120). 60-wiosłowy drakkar o długości 42-45 m, szerokości 7 m i zanurzeniu do 2 m. Maszt o wysokości ok. 24 m, o powierzchni żagla 230-240 m2. Załoga ok. 260 osób. Cechę charakterystyczną drakkarów stanowiły rzeźby przedstawiające głowy smoków. Własność wodzów. Pełniły funkcje okrętów  flagowych floty wikingów.

Podstawą sukcesu wikingów były ich umiejętności żeglarskie i osławione długie łodzie. Największe okręty miały dziobnice w kształcie smoczych głów. Mniejsze też zdobiono tak, by dziobnica przypominała głowę groźnej bestii lub zwinnego ptaka a co najważniejsze aby budziła grozę.
Smukłe łodzie wikingów docierały na ogromne odległości. Na ziemie Rusi, Morze Kaspijskie, Morze Czarne. Na zachodzie ofiarami napaści padały Brytania, Irlandia, państwo Franków, Emirat Kordoby a nawet wybrzeże Włoch na Morzu Śródziemnym.

Najazdy Wikingów
Na początku fali najazdów wikingowie wyprawiali się po łupy i jeńców, ale od IX w. zaczęli szukać ziem, gdzie mogliby się osiedlić. Kierowali się głównie do Irlandii, Francji i Anglii. Założyli wiele miast w Irlandii. Największe znaczenie zyskała Normandia. Podbili Anglię w 1066 r. oraz bardzo odległą Włoską Pizę. Największe podboje to zasługa synów legendarnego Rangara, czyli Ivara Bezkostnego i Bjorna Żelaznobokiego.

Danowie (czyt. Duńczycy) wyruszyli w kierunku wybrzeża dzisiejszych Niemiec, Holandii, Anglii, Francji, Hiszpanii, południowych Włoch, Sycylii i wschodniej część basenu  M. Śródziemnego. To za sprawą wodza Rollina od 911 r. powstało Księstwo Normandii będące lennem królów francuskich.  Południowe Włochy wraz z Sycylią opanował Robert Guiscard, po 1057 r., zjednoczonych w 1130 r. w ramach Królestwa Obojga Sycylii, zdobycie Anglii przez Wilhelma I Zdobywcę w 1066 r. oraz założenie Księstwa Antiochii przez Boemund z Tarentu w 1098 r.

Swionowie/ Waregowie (czyt. Szwedzi) prowadzili swoje wyprawy w kierunku  Zatoki Fińskiej i Ryskiej korzystając z rzeki Newy, Jeziora Ładoga docierając do Nowogrodu Wielkiego a dalej Dnieprem do Kijowa  i Morza Czarnego. Stąd dotarli do Bizancjum (ówczesna Turcja) i Grecji oraz  przez Morze Kaspijskie do Iranu i Azji Środkowej. Ich podboje sprawiły, że mieli duży udział w powstaniu Rusi Kijowskiej. Opanowali Nowogród  Wielki w 862 r., a następnie Kijów w  882 r.

Goci zaatakowali południowe wybrzeża Bałtyku, ziemie pruskie i słowiański, gdzie stworzyli i  zapoczątkowali rozwój silnych, samodzielnych ośrodków handlowych w Wolinie (Wikingowie na wyspie Wolin >>>), Truso (w ujściu Wisły), Wiskiauty (w Obwodzie Kaliningradzkim). Ślady ich podbojów można znaleźć na terenie Polski głównie na wschód od Wisły (Osada Gotów w Masłomęczu >>>). http://www.radiator-mototurystyka.pl/forum/index.php?topic=5712.msg6068#msg6068

Norwegowie swoje wyprawy kierowali na Francję, Anglie, Szkocje, Irlandie, Szetlandy, Orkady, Hebrydy, Wyspy Owcze, Islandie, Grenlandie, Amerykę Północną (Nowa Funladia i Labrador). Kolejno opanowywali: Wyspy Owcze i Szetlandy (ok. 700 r.), Orkady i Hebrydy (VIII/IX w.), wyspy Man, części wybrzeży Szkocji i Irlandii (IX w.), całej Islandii (ok. 874-930) oraz założyli osady na Grenlandii (981 r.).

W swoich podbojach wikingowie upodobali sobie szczególnie słabo bronione i bogate klasztory położone często na uboczu. Imali się różnych sztuczek wzorowanych jakby na tej o koniu trojańskim. Metoda na nieboszczyka była jedną z najbardziej skutecznych, wykorzystywana często przy podbojach wielu miast. Dla przykładu, nie mogąc sforsować murów włoskiego miasta Luna k. Pizy (myląc je z Rzymem) posłużyli się fortelem. Poganie (jeden wysoko urodzony wiking) udawali śmiertelnie chorych, przyjmując na łożu śmierci chrzest. Rozpowszechniona plotka o zgonie i ostatniej woli chrześcijańskiego pochówku pozwalała przedostać się pozornie martwemu wikingowi poza mury oblężonych zamków. Po otwarciu bram oblężonego miasta przez cudem ozdrowiałego wikinga, kolejne etapy podboju były już tylko formalnością.

Przykładowa tortura "Krwawego orła" polegała na rozcięciu ofierze grzbietu, odgięciu żeber i wyjęciu płuc. Po całej torturze martwa ofiara miała przypominać orła. Wspomniana tortura kwestionowana jest przez historyków. Fakty podbojów i sposoby osiągania celów przez wikingów pozwalają nam na własne interpretacje.


Łódź wikingów z ekspedycji drakkarem do Ameryki Północnej (www.drakenexpeditionamerica.com)



O sukcesach wikingów w latach 790 do 1100 roku decydowały szybkość przemieszczania, element zaskoczenia, przebiegłość i olbrzymia umiejętność wykorzystania lokalnych konfliktów. Ich największy atut to okręty. W tamtych latach mało kto spodziewał się ataku od strony morza lub rzeki. Okrutni, bezwzględni i morderczo skuteczni fascynują po dziś dzień mając swoich wielbicieli.
Po oględzinach osady Wikingów w Trelleborg, tutejszych makiet, i miniaturowych łodzi w porównaniu do powyższego opisu poznaliśmy tajemnicę ich sukcesów z zupełnie innej strony. Rodzime osady ukryte w głębi lądu przy rzece uchodzącej do morza (fiordzie)dawało poczucie bezpieczeństwa tym wytrawnym wojownikom. Jak widać ich podboje miały spory zasięg. Osadzając się na podbitych ziemiach przyczyniali się do rozwoju. Niektórzy mediewiści twierdzą, że pierwszy polski władca był potomkiem Normanów lub władców Wielkich Moraw. Wiking czy Słowianin? Niech tą ciekawostkę rozstrzygną historycy.


Krainy podboju wikingów

Patrząc na zegarek, jest godz. 20:40 i ciągle świeci słońce. Zastanawialiśmy się nad noclegiem w tym uroczym miejscu. Ruszamy jednak dalej. Wracamy na autostradę i połykając kolejne kilometry zatrzymujemy się na jednym z parkingów około 50 km przed Kopenhagą.



Kolacja i oględziny miejsca pod kątem przydatności do spania. Po dokładniejszej penetracji okazuje się, że przy wyjeździe powrotnym na drogę znajduje się dodatkowa odnoga drogi. Prowadzi szerokim łukiem za parking z ślepym zaułkiem. Tam też decydujemy się na rozbicie naszego obozu.

Cdn ...
« Ostatnia zmiana: Grudzień 19, 2016, 09:00:16 pm wysłana przez Glazio »

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #42 dnia: Marzec 10, 2017, 09:52:53 pm »
Cd. cz. 5
 
29.06.2016 - dzień 6 - środa



Nocleg w zacisznym miejscu na zapleczu autostrady pozwolił nam dobrze wypocząć. Francuscy Albańczycy nadal nie usunęli usterki w swoim samochodzie. Przy śniadaniu podziwiamy jak przetrwali noc. Dwójka w samochodzie ubrana jak na Antarktydzie z czapkami na głowach i jeden osamotniony śmiałek z podobną garderobą, zbierający się z trawy, który miał do dyspozycji kilka koców. Wracając do samochodu wyglądał na mocno wyczerpanego człowieka. Do powrotu zmusił go lekko padający deszcz. Życie wraca do normy, na drogach wzrasta ruch więc czas się zbierać. Po śniadaniu i ogarnięciu, ruszamy w stronę Kopenhagi. Szybko docieramy do celu. Zachmurzone niebo i przelotny deszcz to zapowiedź dzisiejszej aury ?
Jesteśmy dobrej myśli :-)





Wjeżdżając do stolicy Danii podziwiamy tutejszą architekturę. Kompozycja starego z nowym jest tu doskonałym przykładem połączenia historii z nowoczesnością. Kraj usiany tysiącami rzeźb i pomników znajduje potwierdzenie w stolicy. Nie szukaliśmy niczego szczególnego. Wg przewodnika podróżniczego "UCityGuides", chcieliśmy jedynie dotrzeć do najbardziej przecenianych atrakcji turystycznych na świecie. Mała Syrenka - posąg/postać z baśni Hansa Christiana Andersena. Pół-kobieta, pół-ryba, znajduje się w porcie w Kopenhadze. Pomnik ma 1,25 m wysokości, wagę około 175 kg i spoczywa ... a jakże, na Głazie :-)


Dania - kraj rzeźb ...

Dania - kraj rzeźb ...

Dania - kraj rzeźb ...

Dania - kraj rzeźb ...


Nasza warszawska syrenka ma swoją znacznie dłuższą i bogatszą historię. Stary herb Warszawy ewoluował od 1400 roku (najstarszy istniejący wizerunek herbu Warszawy) przyjmując swój ostateczny kształt w połowie XVIII wieku.
Dużo młodsza atrakcja Kopenhagi została zamówiona i ufundowana w 1909 roku przez syna założyciela browaru Carlsberg - Carla Jacobsena. Pomnik wykonany przez duńskiego rzeźbiarza Edvarda Eriksena odsłonięto  23 sierpnia 1913 roku. Opisywany symbol stał się tak popularny, że w wielu miastach na świecie powstały kopie posągu (Greenville w USA (stan Michigan), Kimballton w USA (stan Iowa), Osace w Japonii, Piatra Neamt w Rumunii, Solvang w USA (stan Kaliforni)).


Port w Kopenhadze



Kopenhaga

Kopenhaga


Dania - kraj rzeźb ...


Kopenhaska syrenka - główna atrakcja miasta


Znając te fakty śmiało możemy stwierdzić skąd ta popularność rzeźby wśród turystów z Japonii, których nowa dostawa przyjeżdża w krótkich odstępach czasowych. Okupują oni pierwowzór, który mogą podziwiać w Osace. Trudno się do niego dostać nawet w ulewnym deszczu, który ponownie nas dopada.  Rzeźba stojąca w porcie jest silnie obleganą atrakcją, otoczoną wieloma innymi rzeźbami.


Kopenhaga w deszczu

W strugach ulewnego deszczu opuszczamy Kopenhagę wjeżdżając na wantowy most drogowo-kolejowy Øresundsbron o długości 7845 m, przebiegający nad cieśniną Sund. Biegnie z Kopenhagi do szwedzkiego Malmö i jest najdłuższym na świecie mostem łączącym dwa państwa. Budowany przez Duńczyków i Szwedów został otwarty w 2000 roku a jego budowa ma się zwrócić po 35 latach użytkowania.


Most Øresundsbron łączący Danię ze Szwecją

Strugi ulewnego deszczu wspomagane silnym wiatrem dawały się mocno we znaki i sprawiały sporo trudności w utrzymaniu toru jazdy motocyklem na wprost. To właśnie tego typu pogoda skłaniała nas do sporadycznego wyciągania aparatu.

cdn ...

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #43 dnia: Marzec 10, 2017, 10:30:37 pm »
Cd ...
części 5

SZWECJA

Zjeżdżając z mostu na wybrzeże Szwecji, zatrzymujemy się przy szlabanie. Wspomniana wcześniej budowla musi się zwrócić. Dokonujemy płatności a przed nami największa atrakcja dzisiejszego dnia.

Ulewa zaczęła się na dobre. Pada tak intensywnie, że po asfalcie płyną potoki. Do tego ciężkie szare chmury nie wróżą niczego dobrego. Szaro, buro i ponuro w mocnym potoku kropel deszczu spadającym z nieba zastanawiamy się jak ocalić resztki suchych fragmentów ciała i odzieży.

Malmö
Zatrzymujemy się na pierwszym możliwym miejscu dającym schronienie przed ulewą. Z pozoru zwykła stacja benzynowa ale podczas ubierania membran (ponoć wodoodpornych) naszą uwagę przykuwa nieco inna od spodziewanej uroda "wikingów". Tutejsza ludność i klienci znacznie odbiegają od naszego wyobrażenia Skandynawów wpajanego przez lata nauki. Smagła cera, ciemne włosy urodą bardziej przypominają ludność śródziemnomorską. Wszystko stało się jasne po skinieniu Tamary trzymającej aparat. Przebierając się, odwracam się za siebie i już wszystko wiem, jesteśmy w skandynawskiej krainie muzułmanów.



Ruszając w dalszą drogę przez ulice Malmö zalane wodą, z każdym przejechanym kilometrem dostajemy potwierdzenie tego czego przed chwilą doświadczyliśmy. Wysocy, jasnowłosi, jasnoocy wikingowie o śnieżno białej cerze stanowią mniejszość tutejszej ludności. Być może poruszamy się i jesteśmy w nieodpowiednich miejscach aby ich zobaczyć ale taki obraliśmy tor naszej podróży.

Dalsza dwugodzinna jazda w ulewnym deszczu, w wodoodpornych membranach marki goretex zmusza nas do zatrzymania się choć na chwilę aby odziać się w prawdziwie wodoodporną odzież.
Tak, tak, każdy sprzedawca sprzedający produkt powyższej marki powie Wam, że jest to jedyna membrana dająca 100% wodoodporności, szkoda tylko, że nie miał takiej możliwości aby przetestować ją wspólnie z nami. Wcześniejsze zawody wodoodporności mogły być dziełem przypadku lub nieodpowiedniej konserwacji produktu (to kolejny argument, którym sprzedawca będzie mącił nam w głowie). Z uwagi na fakt, że wspólnie na motocyklu jeździmy od wielu lat, mieliśmy okazję testować różne produkty. Prawdziwy test i prawdziwy tekst nigdy nie jest mile postrzegany przez producentów. Z całą odpowiedzialnością obalamy mit 100% wodoodporności membrany goretex (kolejne chłodne dowody w dalszej części relacji).
Jakby ktoś chciał zmienić naszą opinię, to chętnie przetestujemy ów produkt, bez owijania w bawełnę. Wprowadzanie w błąd, taką właśnie wadę mają artykuły sponsorowane (małym druczkiem - portal nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułu). Spraye, impregnatory itp. to kolejne argumenty. Jak najbardziej, tylko jak mogą spełnić swoją funkcję podczas prawdziwej wyprawy, kiedy przemoczona odzież nie wysycha?

Nasza wodoodporna odzież poległa w ulewnym deszczu w normalnych warunkach drogowych w taką pogodę. Zacytuję swój opis, który napłynął mi pod końcówkę długopisu tuż po dotarciu do suchego.
"Malmö. Jedziemy dalej mimo sakramenckiej ulewy. Mijamy Helsingborg i zatrzymujemy się na jednej ze stacji benzynowych. Wszystko po otrzymaniu dodatkowej fali wody spod kół wyprzedzanego samochodu, którego wycieraczki nie pozwalały na jazdę szybciej. Chwila dezorientacji po otrzymaniu fali wody, czy jesteśmy pod wodą ?
Zziębnięci jazdą w ulewie w temperaturze + 13°C, udajemy się na strawę. Może przeczekamy tą nawałnicę".


Ku naszemu zaskoczeniu trafiamy rewelacyjnie !
Typowa szwedzka jadłodajnia skąd wzięła się nazwa SZWEDZKI STÓŁ (co Polacy rozumieją po Polsku). Mimo znajomości tego pojęcia często w takich miejscach w obcych krainach spotykamy napisy po polsku. Dlaczego ? Ponieważ Polacy mają swój sposób rozumowania i ulepszania tego co wywodzi się nawet z obcej kultury.

Na początek wyjaśnimy pojęcie "szwedzki stół".
Stół szwedzki, bufet szwedzki (szw. smörgåsbord) – sposób serwowania posiłków w hotelach, rzadziej restauracjach, polegający na udostępnieniu gościom kilkunastu potraw, z których mogą oni ułożyć pełny posiłek z uwzględnieniem własnych upodobań kulinarnych i dietetycznych. Korzystający ze szwedzkiego stołu mogą zazwyczaj najeść się do woli za zryczałtowaną kwotę.
Szwedzki stół jest również popularną formą organizacji przyjęć firmowych i spotkań biznesowych, ponieważ jedzenie nie przeszkadza w żaden sposób w rozmowach i nawiązywaniu kontaktów pomiędzy uczestnikami, inaczej niż tradycyjna organizacja stołu. Nazwa wywodzi się od szwedzkiej tradycji serwowania tego typu posiłków. W języku szwedzkim określa się je słowem smörgåsbord, czyli stół kanapkowy. Szczególną odmianą smörgåsbord jest julbord, serwowany w czasie świąt Bożego Narodzenia.
Anegdota, zapewne apokryficzna, wiąże szwedzki stół z Polską. W roku 1656, król szwedzki Karol X Gustaw, chcąc sobie zaoszczędzić trudów oblegania Zamościa, wprosił się na posiłek do Jana Sobiepana Zamoyskiego, chcąc przy okazji skłonić go do poddania miasta. Ordynat przyjął króla poza murami, wystawnie zastawionym stołem, ale – dla sprawienia królowi despektu – bez krzeseł. Odtąd przyjęcia na stojąco nazywano „stołem szwedzkim”.
Źródło: wikipedia


Poniżej skrócone wyjaśnienie skąd za granicą przy szwedzkim stole pojawiają się napisy po Polsku "Prosimy o nie wynoszenie jedzenia".

Inne przedstawienie tego co nasze (niechlubne) w artykule
Do syta po polsku
Z czym kojarzą się polscy turyści za granicą? Choć chcielibyśmy sądzić, że prezentują się z najlepszej strony, to jednak rzeczywistość przedstawia się zupełnie inaczej. Polacy za granicą słyną z precedensu wynoszenia jedzenia. Są zmorą hoteli i restauracji.
"Bo mi się należy"
Stosowany przez rodaków wybryk ma miejsce wszędzie tam, gdzie posiłki podawane są w postaci bufetu szwedzkiego. Oto zamiast najeść się do syta w stołówce, niektórzy robią kanapki na wynos lub wychodzą z napełnionymi talerzami.
- Zapłaciłem? To mogę wynosić tyle, ile wlezie. Dla mnie to żaden obciach - tłumaczy nam Piotr, który jeżdżąc na zagraniczne wakacje zawsze wynosi jedzenie z hotelowych restauracji".
Źródło: onet.pl

Cały artykuł przeczytasz na >>>

Właśnie dlatego, czasami wstydzimy się tego, że jesteśmy Polakami.

Nasze pojmowanie szwedzkiego stołu w skrócie:
- płacimy jeden raz określoną kwotę za talerz
- napełniamy talerz jedzeniem tyle razy ile zapragniemy
- potrawy różnorodne
- jemy do syta iiii ....
NIE WYNOSIMY (jedzenia), NIE WYNOSIMY !


Jak się zachować przy szwedzkim stole?
1. Do stołu szwedzkiego podchodzimy, kiedy gospodarz zaprosi. Zazwyczaj tworzy się kolejka, w której cierpliwie czekamy, nie wyprzedzając innych i nie przepychając się.
2. Sięgamy po talerz i widelec, układamy na nim po kawałeczku z każdego przysmaku wyłożonego na stół, spośród potraw rybnych, sałatek oraz dodatków – pieczywa, masła, serów.
3. Nie nakładamy na talerzyk zbyt dużo przekąsek. Lepiej jest podejść ponownie. Bardzo nieeleganckie jest „rzucanie się” na jedzenie, jakbyśmy pościli od tygodnia. Bywalcy, którzy zachłannie rzucają się na jedzenie i picie oraz wybierają najlepsze kąski są nazywani w kuluarach „buszującymi w zbożu” albo „odkurzaczami”. Dosyć niemiła etykietka.
4. Odchodzimy od stołu, zwalniając miejsce dla kolejnego gościa.
5. Po skonsumowaniu sięgamy po kolejny czysty talerz nakładając nań wedle smaków i chęci – gotowanego lub wędzonego łososia na zimno, owoce morza lub zimną, pieczoną wołowinę, gotowaną szynkę, kiełbasę, pasztet. Dokładamy sos, kiszony lub konserwowy ogórek, rzodkiewkę, pomidor. W czasie jednego przyjęcia zużywamy od 3 do 5 talerzyków i kompletów sztućców.
6. Podczas nakładania potraw powinniśmy kategorycznie unikać mieszania łyżką w salaterkach i półmiskach, „grzebania”, przebierania, czy wręcz odkładania z powrotem porcji, wcześniej już przeniesionych na talerz. Nakładanie potraw musi się odbywać wyłącznie za pomocą specjalnie do tego celu przeznaczonych sztućców, zwanych sztućcami środka stołu, nigdy zaś własnym widelcem lub łyżką.
7. Odkładając sztućce środka stołu po ich użyciu na półmiski, należy zadbać o to, by ich trzonki nie dotykały potrawy, nie maczały się w sosach, ale pozostawały poza ich zasięgiem, tak by pozostali goście mogli ich użyć bez obawy o ubrudzenie sobie rąk. Do dużych naczyń z daniami gorącymi, umieszczanych w podgrzewaczach, dla ochrony przed ubrudzeniem rąk i odzieży gości, stosuje się specjalne, pokaźnych rozmiarów sztućce o wyjątkowo długich trzonkach.
8. Warto pamiętać, że przyjęcia bufetowe, jak każde inne, są formą spotkania towarzyskiego, którego zasadniczym celem jest rozmowa. W żadnym wypadku więc nie wypada skupić się głównie na konsumpcji, polowaniu na kolejne przekąski i wypatrywaniu rzadkich smakołyków.
Źródło: www.urodaizdrowie.pl




WRACAMY DO RZECZYWISTOŚCI
Na wejściu płacimy 99 szwedzkich koron od głowy, dostajemy talerz i jemy co chcemy i ile chcemy ... ale nie wynosimy !
Spróbowaliśmy niemal wszystkiego. Ziemniaki, mięsa, sosy, boczki, naleśniki, surówki w różnej postaci, jednak najważniejsza i zbawienna przy przechłodzeniu organizmu okazała się gorąca kawa i herbata.
Początkowo po wejściu do restauracji każdy nasz krok oznakowany był kałużą. Trasa naszego przemarszu była okazała. Ostatecznie pod naszym stolikiem powstała spora kałuża, w której wody nagromadziły się z naszych ściekających ubrań.

Najedzeni, ogrzani, musimy ruszać dalej. Jutro jesteśmy umówieni w Røyken koło Oslo, do którego mamy około 600 km. Po drodze mieliśmy ambitny plan zwiedzania ale ze względu na aurę niektóre ze atrakcji odpuszczamy.

Ulewa nie odpuszcza i nawiązując do naszej wodoodpornej odzieży zakładamy na siebie worki foliowe chcąc mieć 100% pewność wodoodporności a co za tym idzie większego komfortu termicznego dalszej podróży.



W pierwszej kolejności dojeżdżamy do Hovs Hallar, obszar chroniony, stanowi część rezerwatu przyrody Bjärekusten (Bjärekustens naturreservat). Są to ciekawe formacje skalne o wysokości od 10 do 30 m opadające w kierunku. W niektórych miejscach tworzą strome urwiska, w innych kamieniste plaże.







Niestety deszcz nie odpuszcza. Co prawda udajemy się na skalne urwiska ale dalsza penetracja rezerwatu odpada ze względu na warunki atmosferyczne. Chlupiąca w wodoodpornych butach (goretex) woda  oraz ciążący od nadmiaru deszczu nasz ubiór motocyklowy sprawia, że nie zapędzamy się za daleko. W sumie moglibyśmy wejść do morza. Nie zrobiłoby to żadnej różnicy.  Staramy się pocieszać i podtrzymać dobry humor. Ponoć się przejaśnia ... już od trzech dni mamy takie wrażenie. Tak czy inaczej poczucie humoru daje nam kopa do dalszej podróży.










Duszenie wody z rękawiczek, które zaprezentowano w trailerze ...


Jadąc w ciągłym deszczu zbliżamy się do stolicy Szwecji Geteborga, tu jednak zbaczamy do Fjärås Bräcka, gdzie znajduje się cmentarzysko wikingów. Chowano tu ludność od epoki żelaza. Miejsca pochówku oznakowane są pionowo postawionymi kamieniami.





Na cmentarzysku znajduje się 160 zabytków, w tym cztery kurhany, 24 kamienne kopce, 7 owalnych cmentarzysk lub w kształcie statków oraz 127 stojących kamieni. Najwyższy z nich, zwany Królem Frode, osiąga wysokość 4,7 m i stoi tuż przy drodze. Mimo, że padający deszcz zelżał mieliśmy ogromny problem ze sfotografowaniem tego ostatniego. Powód ? Brak suchego miejsca w celu przetarcia obiektywu. Po kilku próbach poprosiłem Tamarę aby znalazła kawałek suchego gdzieś u mnie na plecach. W taki sposób cel został osiągnięty.


Po kilkukrotnych próbach wykonania zdjęcia udało nam się znaleźć kawałek suchej koszulki na moich plecach dzięki czemu przetarty obiektyw pozwolił na wykonanie w miarę ostrego zdjęcia Króla Frode, o wysokości 4,7 m



Padający ciągle deszcz sprawiał, że podróż stawała się coraz bardziej uciążliwa. W związku z tym zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem noclegowym. Dotarliśmy pod ruiny twierdzy Bohus jedną z najciekawszych atrakcji miasteczka Kungälv. Twierdza Bohus wzniesiona w XIV wieku, usytuowana na niewielkiej wyspie, na życzenie Haakona VI Magnussona, ówczesnego króla Norwegii. Pełniła funkcję ochronną szwedzko-norweskiej granicy. W XVIII wieku przekształcono ją w miejscowe więzienie. Aktualnie jest atrakcją turystyczną, wewnątrz której odbywają się różnorodne wydarzenia i imprezy.
Rozległy parking pod twierdzą był kuszącą opcją do rozbicia namiotu, jednak znak ograniczający długość postoju, wypersfadował nam ten pomysł.



Nieustający deszcz nadal nie odpuszcza. Przemoczeni, zziębnięci, intensywniej rozglądamy się za miejscówką do rozbicia namiotu. Okolice Geteborga nie rozpieszczają pod tym względem. Gęsta zabudowa to dodatkowy problem. Coraz częściej zjeżdżamy w boczne i zarazem w ślepe ulice. To do gospodarstw prywatnych, chwilę później przez drogę prywatną (ponoć monitorowaną), złomowiska i wiele innych ciekawych miejscówek. Wszystkie drogi ślepo zakończone. Było to dla nas sporym zaskoczeniem.

Po długich poszukiwaniach, w końcu znaleźliśmy miejscówkę nieopodal autostrady, drogi lokalnej i linii kolejowej. Wszystko w leśnej kępie, do której wiodła trudno zauważalna z drogi boczna ścieżka. Po śladach widać, że niegdyś używana. Wjazd na tą dróżkę możliwy dzięki wolnej przestrzeni między ciągnącym się wzdłuż drogi rzędami głazów.



Próbujemy rozgrzać się w namiocie. Gorące herbatki miały spore wzięcie.

Cdn ...
« Ostatnia zmiana: Marzec 10, 2017, 10:32:46 pm wysłana przez Glazio »

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 085
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #44 dnia: Marzec 19, 2017, 11:56:50 am »
Cd. cz. 6


 
30.06.2016 - dzień 7 - czwartek

Pada, pada i pada ...
Nigdzie nie jedziemy. W końcu musi przestać padać.




Lało całą noc, lało rano. Jesteśmy w stałym kontakcie z Bartkiem. Oni w samochodzie połykają kilometry a my ciągle kisimy się w mokrym namiocie, chroniąc się przed nieustającym deszczem. Dzisiejszy plan zwiedzania okroiliśmy do minimum. A miały być kąpiele w kryptodepresyjnym jeziorze Vättern (drugim co do wielkości jeziorze Szwecji)z innymi atrakcjami.
Przeklęty deszcz !
8:00 - pada
9:00 - pada
10:00 - nadal pada
11:00 - nawet się nie przejaśnia.
Mimo deszczu wychodzę z ciepłego namiotu zobaczyć co to takiego. Po widocznej autostradzie w wolnym tempie przemieszcza się coś bardzo hałaśliwego (jakaś wielka maszyna).
12:00 - ciągle pada. Nie mamy wyjścia. Jednak nie przestało padać. Musimy jechać !

Z lasu w Lilla Haby wyruszamy do dzisiejszego przystanku w Røyken. Do celu mamy około 260 km. Umówieni, aby sprawić niespodziankę z okazji 40 urodzin mojemu przyjacielowi Piotrkowi osiadłemu w Norwegii z rodziną. Na miejscu mamy się spotkać z Bartkiem, bratem Piotrka, który jedzie z rodziną. Wszystko uknute zostało dwa lata wcześniej z wyjątkiem wspólnego niespodziewanego wjazdu. Do tego dzisiaj kolejny mecz reprezentacji Polski w ME, gramy z Portugalią.

Stale kontaktowaliśmy się z Bartkiem w celu określenia jago aktualnego położenia. Zbliżał się do nas w ekspresowym tempie. Chcąc zobaczyć po drodze zaplanowane do zwiedzenia obiekty, ubieramy się w przemoczone ciuchy (kompletny brak suchej odzieży).
To okropne uczucie towarzyszy nam niezwykle rzadko. Tym razem ubieramy na siebie mokre koszulki i pozostałą odzież, z mokrymi skarpetami i butami włącznie. Takie uczucie na długie lata pozostaje w głowie jako trauma, której warto unikać. My to traktujemy z humorem jako przygodę.

Na początek zjeżdżamy z autostrady do Uddevalla, gdzie chcemy odnaleźć największe na świecie skupisko zwapnionych muszli w Skalbanker (Skalbanksvägen). Ciągły deszcz, brak oznaczeń kierujących do tej atrakcji, moknąca wyciągana mapa i niespodziewanie pomocny taksówkarz, który pokierował nas w odpowiednią stronę, dodając nam gratisową mapę. Zawiłe dróżki w mieście sprawiły, że zbyt długotrwałe poszukiwania wspomnianej atrakcji uważamy za zakończone. Każdy z napotkanych przechodniów wysyłał nas w zupełnie innym kierunku.
ODPUSZCZAMY !

Od nadmiaru wody odpuszczamy sobie również kolejną atrakcję związaną z kąpielą wodną w Lysekil. Intensywną kąpiel mamy od trzech dni i towarzyszy nam niemal każdego dnia w podróży.

NIE ODPUSZCZAMY !
Rysunków naskalnych w Tanum.
Dlaczego ?



Przyciągnęły nas tu ryty wykonane w granitowej skale tysiące lat temu przez praprzodków wikingów. Zespół petroglifów datowanych na epokę brązu/żelaza wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1994 r. Zlokalizowany na południe od Tanumshede. Odkryty przypadkowo w 1972 roku przez Age Nilsena, który chciał wysadzić skały.
Największa w Skandynawii płaska skała z petroglifami z nordyckiej epoki brązu, Vitlyckehäll, obejmuje obszar 51 hektarów. Około 3000 petroglifów z Tanum rozrzucone są skupiskami na długości 25 km wzdłuż dawnej linii brzegowej fiordu z epoki brązu, która została wypiętrzona z całą Skandynawią. Aktualnie petroglify są znacznie oddalone od linii brzegowej i wyniesione na wysokość 25 m n.p.m., co znacznie ułatwia dostępność tego wyjątkowego miejsca.


Malowane petroglify w Tanum


Petroglify w Tanum bez malowania


Zbiorowy grób/cmentarzysko w Tanum

Jak przystało na praprzodków wikingów, ludzie z nordyckiej epoki brązu/ żelaza byli wprawieni w obróbce drewna oraz uchodzili za świetnych żeglarzy. Potwierdzeniem ich zręczności manualnych są liczne ryty przedstawiające długie łodzie. Oprócz nich wśród malowideł znajdują się zwierzęta, wozy, sceny polowań, myśliwych, zajęcia rolnicze i wiele innych. Archeolodzy ciągle odkrywają kolejne petroglify sprzeciwiając się malowaniu na czerwono wcześniej zinwentaryzowanych rytów, co z kolei ma na celu uczynić je lepiej widocznymi dla turystów. Na daną chwilę brak jakichkolwiek informacji czy były malowane w momencie ich powstania. Najbardziej rozpoznawalne petroglify z Tanum to:
- "narzeczeni",
- "gigantyczny bóg z włócznią"
mając na myśli Odyna, którego cechą była włócznia - dla nas "człowiek z dzidą", będący zarazem największym rytem o oryginalnych rozmiarach 2,3 metra wysokości.


Petroglify w Tanum - człowiek z dzidą (Odyn) większy od największych łodzi


Petroglify w Tanum - człowiek z dzidą (Odyn) większy od największych łodzi


Petroglify w Tanum - człowiek z dzidą (Odyn) większy od największych łodzi


Petroglify w Tanum


Petroglify w Tanum


Petroglify w Tanum


Petroglify w Tanum


Petroglify w Tanum

Po oględzinach naskalnych malowideł udajemy się do wnętrza muzeum (wstęp wolny). Eksponaty, prezentacje multimedialne, wykładzina z mapą podbojów wikingów i wiele innych z możliwością zakupu pamiątkowych gadżetów.


Muzeum w Tanum


Muzeum w Tanum


Muzeum w Tanum


Muzeum w Tanum i odlewy praprzodków wikingów

Dalej udajemy się za budynek muzeum, gdzie znajduje się dodatkowa ekspozycja. Stare chaty ze skandynawskiej epoki brązu/żelaza wraz z wyposażeniem. Trzeba przyznać, że jest to doskonałe miejsce na naoczne przedstawienie historii tego regionu.
Jednym słowem, warto było tu przyjechać.


Muzeum w Tanum - wioska z epoki brązu/żelaza


Muzeum w Tanum - skandynawska chata z epoki brązu/żelaza


Muzeum w Tanum - skandynawska chata z epoki brązu/żelaza - wnętrze


Muzeum w Tanum - skandynawska chata z epoki brązu/żelaza


Muzeum w Tanum - skandynawska chata z epoki brązu/żelaza


Strzecha - mchy i porosty

Teraz dodajemy sobie odrobiny entuzjazmu. Przejaśniało się już od trzech dni, jednak przemoczeni z powodu ciągle padającego deszczu zaczynamy cieszyć się ze słońca, które w międzyczasie wyszło zza chmur zaczynając przygrzewać.
Czyżby nastał koniec naszej deszczowej udręki ?

Podczas dojazdu do ostatniego punktu naszego dzisiejszego zwiedzania towarzyszyła nam słoneczna pogoda. To dzięki niej podczas jazdy motocyklem nasze ubrania motocyklowe przedmuchiwane wiatrem delikatnie podsechły, pierwszy raz od kilku dni.

Jadąc w stronę Norwegii zatrzymujemy się na chwilę na jednym ze specyficznych cmentarzysk wikingów. W Blomsholm znajduje się cmentarzysko wikingów w kształcie smukłej łodzi mierzącej sobie 100 metrów długości. Miejsca pochówku oznaczone jednakowo, jak w zwiedzanym przez nas uprzednio Fjärås Bräcka >>>, czyli wysokimi pionowymi skałami wyrastającymi z ziemi. Silne podmuchy wiatru i falujące trawy w promieniach słońca dodały dodatkowej tajemniczości temu miejscu.


Cmentarzysko wikingów w Blomsholm


Cmentarzysko wikingów w Blomsholm


Cmentarzysko wikingów w Blomsholm


Cmentarzysko wikingów w Blomsholm


Cmentarzysko wikingów w Blomsholm


Cmentarzysko wikingów w Blomsholm

Nagle telefon !

Ciągle umawiamy się na spotkanie w Røyken, zgrywając je w czasie. Kto pierwszy dojedzie do tablicy miasta, czeka na kolegę w celu sprawienia większej niespodzianki. Z rozmowy telefonicznej okazuje się, że pędzący za nami Bartek jest w naszej okolicy. Nie wiemy dokładnie gdzie ale może być przed nami lub delikatnie za.
Ruszamy pospiesznie dalej !

NORWEGIA

Wjazd do kraju stanowi zwężenie drogi, na której celnicy wyłapują na boczne pasy głównie tych z obcymi rejestracjami, a na pewno z polskimi. W związku z tym, że poruszaliśmy się motocyklem to nie byliśmy tego świadomi. Przejeżdżamy sprawnie.

Mijamy lotniska, przejeżdżamy przez tunel Oslofjord - podmorski tunel drogowy przebiegający pod Oslofjord (pod fiordem), łączący Hurum, w Buskerud na zachodzie z Frogn, w Akershus na wschodzie. Jeden z najdłuższych podwodnych tuneli w Europie Północnej o długości 7,2 km, schodzi do 134 metrów poniżej poziomu morza. Wewnątrz ograniczenie prędkości do 70 km/h i jest egzekwowane przez kamery drogowe, podobnie jak opłata za przejazd tunelem. To jedna z zalet poruszania się w tym kraju motocyklem. Przejazdy przez tunele i inne płatne obiekty w większości pobierane są za pośrednictwem monitoringu - nie dotyczy motocykli.

Po wyjechaniu z tunelu wjeżdżamy w kolejne drogi wydrążone w skałach. Kawałek dalej objazdy, zablokowany pas ruchu z powodu osuniętych skał, kręte ale widokowe drogi z ulubionym znakiem ograniczenia prędkości 70 km/h.

Jesteśmy w Røyken, gdzie ponawiamy telefon w celu określenia przybliżonego czasu oczekiwania. Zdążyliśmy podjechać pod dom mojego przyjaciela ale zawracamy pod tablicę miejscowości, gdzie dochodzi do naszego spotkania z Bartkiem. W międzyczasie wymiana pozdrowień a po wcześniejszych rozmowach telefonicznych z Bartkiem i jego żoną Jolą, podczas których opisywaliśmy stan naszego przemoczenia stwierdza, że jesteśmy susi. Owszem ale tylko z zewnątrz. Chwilę później razem podjeżdżamy pod dom Piotrka wiwatując klaksonami. Gospodarza brak ! Czyżby wyjechał ?

Nie, po prostu nas się nie spodziewał ! Po jego wyjściu z domu, mina stwierdzająca nasze przybycie - bezcenna :-) Do tego zaatakowany gromkim STO LAT zaniemówił. Chwilę dochodził do siebie zanim wydusił pierwsze słowa. Okazja spotkania bardzo poważna, skończone 40 lat!


Spotkanie i gromkei STO LAT od 1:01 trailera filmu

Wesołe powitanie i szybkie przejście do rzeczywistości. W mokrych butach nie wchodzimy, narobimy zbędnych śladów. Ściągamy buty, mokre i zatęchłe skarpety, mokre od spodu ciuchy. Zasiadamy do stołu i ... wygrywamy POL 1 : 0 POR. Szkoda, że skończyło się inaczej. Tak czy inaczej nie ominęła nas kolejna dawka emocji z udziałem naszej reprezentacji. Przy okazji, popijając piwo dowiadujemy się o realiach przekraczania granicy szwedzko-norweskiej i przyczynach zgarniania między innymi samochodów z polskimi rejestracjami. Powód może być tylko jeden, konfiskata nadmiaru wwożonego alkoholu i innych artykułów.


Słońce towarzyszyło nam do końca dnia

Wjeżdżając do Norwegii, wiele towarów podlega opłatom celnym i podatkowi akcyzowemu lub wymaga specjalnych zezwoleń na przywóz. Limity dotyczące zwolnienia z cła i podatku akcyzowego wwożonych produktów.
W ramach limitu do wartości 6000/3000 koron norweskich możesz wwieźć do Norwegii bez cła i podatku akcyzowego następujące towary:

- napoje spirytusowe: powyżej 22% alkoholu, do 60% włącznie (1 litr),
- wino: powyżej 2,5% alkoholu, do 22% włącznie (1,5 litra),
- piwo: powyżej 2,5% (również mocne piwo) lub gotowe drinki/cydr powyżej 2,5% alkoholu, do 4,7% włącznie (2 litry),
- limit na napoje spirytusowe może zostać wymieniony zamiennie na słabsze alkohole,
- wyroby tytoniowe: 200 sztuk papierosów lub 250 gramów innych wyrobów tytoniowych oraz 200 sztuk bibułek papierosowych.


Drewniane domki w Norwegii i ich malowanie

Bartka sprawdzali ale nie przetrzepali. Tak czy inaczej, pijemy nasze, polskie :-)

Zakwaterowani, pierzemy nasze przemoczone śmierdziuchy, myjemy się i męczymy suszarkę do butów. Błogie lenistwo pod dachem.
A na zewnątrz znowu pada !

Cdn ...

 

SMF spam blocked by CleanTalk