Aktualności: W związku obecnie obowiązującymi przepisami RODO prosimy o zapoznanie się z Polityka prywatności i Polityką cookies pod adresem https://www.radiator-mototurystyka.pl/polityka-prywatnosci/
Maj 21, 2025, 03:20:53 am

Autor Wątek: Do krainy wikingów  (Przeczytany 38693 razy)

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 086
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #60 dnia: Marzec 01, 2021, 07:27:54 pm »
Cd. cz. 17


12.07.2016 - dzień 19 - wtorek

Chmura, którą widzieliśmy podczas wczorajszej trasy dotarła do nas nocą i dała upust swoim emocjom. Lało niemal całą noc. Skoro jesteśmy w krainie 1000 jezior, to należy wspomnieć, że tutejsze warunki są rajem dla komarów. Nie dawały nam spokoju podczas wczorajszego wieczoru ani spokojnie zjeść, umyć się, czy wykonać jakąkolwiek inną czynność. Setki, tysiące owadów żądnych krwi przy każdym uchyleniu zamknięcia namiotu wlatywało tłumnie do wewnątrz. Tu też trzeba sobie umieć radzić z ich natarczywością. Tamara znalazła receptę na ukąszenia i odpuszczała sobie nocne wyjścia za potrzebą.

Nastał kolejny dzień a komary równie tłumnie towarzyszyły nam podczas śniadania, w związku z czym ograniczyliśmy tą przyjemność do minimum.
Najgorsze było pierwsze zetknięcie z tymi rojami owadów. Od razu przypomniała nam się podróż przez zlokalizowaną za wschodnią granicą Finlandii Rosyjską Karelią >>> https://www.radiator-mototurystyka.pl/forum/index.php?topic=4566.msg4684#msg4684 , gdzie będąc w tym kraju w 2012 roku pierwszy raz walczyliśmy z takimi chmarami krwiożerczych owadów, które podczas picia herbaty z rozpędu wlatywały do ust. Czy smakowały? Każdy musi ocenić osobiście ;-)

Szybko zakończyliśmy tą nierówną walkę sprawnie wsiadając na motocykl. Chwila jazdy i dopadło nas ponownie natręctwo pogody - znowu pada deszcz. Po godzinie jazdy w oczyszczającej cieczy, przestało padać. Przejechaliśmy obok skoczni w Lahti, gdzie zawsze wieje deszcz, przynajmniej podczas zimowych skoków narciarskich. Dobrze, że latem jest tu zdecydowanie cieplej. Przyzwyczajeni już do tej pogody w kratkę, przegapiliśmy kiedy ponownie zaczął padać deszcz.
Deszcz i słońce.
Deszcz i słońce.
Deszcz i słońce ... i tak do Helsinek.

Podczas takiej pogody odechciewa nam się zwiedzania, w związku z czym przebijamy się przez stolicę Finlandii w poszukiwaniu odprawy promowej. Dotarcie do miejsca odpraw promowych było proste. Problemem stał się brak biletów na prom, których tutaj brak. Sprzedaż odbywa się w innym miejscu. Właśnie tu przy nabrzeżu dowiadujemy się, że musimy szukać terminala aby tam nabyć bilet do Tallina (stolicy Estonii). Dość znudzona monotonną pracą pani w budce kasującej bilety wskazała nam palcem jak mniej więcej trafić do terminala i chowając się zamknęła szybkę, zaszywając się w swojej kanciapie, mówiąc tym samym - szukajcie sobie sami.
W poszukiwaniu kierunku do terminali bardziej pomocny okazał się człek oczekujący na wjazd na prom. Tym samym sprawnie dotarliśmy do celu.
Na miejscu w pierwszej kolejności trafiliśmy na odprawę dla TIR-ów. Za drugim razem trafiliśmy we właściwe miejsce. Tu okazuje się, że najbliższy możliwy dla nas prom odpływa o 16:30. I w tym momencie dostaliśmy zagadkę, co robić z tak pięknie rozpoczętym dniem i sporym czasem do zagospodarowania skoro w okolicy brak atrakcji.
Idziemy więc na kawę, ciastka i do sklepów. O czym tu pisać? Po pewnym czasie wracamy.


W podobny sposób traktujemy towarzyszącą nam pogodę




Wystawa w jednym ze sklepów

Przeglądamy mapy i przewodnik. W pewnym momencie Tamara zauważa, że czas miejscowy, to godzina do przodu. Na odprawie mamy być 1h przed. Tym samym zostało nam 15 minut. Ja kompletnie nie zwróciłem na to uwagi, w końcu jestem na urlopie. Tym samym dalibyśmy a raczej ja dałbym ciała z odpłynięciem.
Zdążyliśmy :-)



Dopadła nas kolejna monotonia. Nabitych 0 kilometrów od dobrych kilku godzin. Podziwiamy więc to co widzą nasze oczy. Nasz prom, największy z okolicznych powoli dobija do brzegu. W pierwszej kolejności zaczął wypuszczać przywiezioną zawartość (ludzi i pojazdy). Działo się to w zorganizowany sposób. Całkiem sporo tych pojazdów. Na szczęście nie przyszło nam do głowy ich liczenie. Jedno jest pewne, tak dużym promem jeszcze nie płynęliśmy. Ten fakt uświadomiła nam ogromna liczba pojazdów (TIR-ów, samochodów, sporadycznie motocykli i rowerów) opuszczających naszą łajbę. Popatrzyliśmy za siebie i stwierdzamy, że w kolejce oczekujących na wjazd wcale nie jest ich mniej.


Nie przekraczamy linii, nie przekraczamy. Jedynie na zawołanie.


Jako pierwsi na prom wjeżdżają rowerzyści

Po wjechaniu na pokład promu i zakotwiczeniu motocykla (jednym pasem dwa) wchodzimy dalej. Pomiędzy TIR-ami nasze sprzęty wyglądały groteskowo. Na klatce schodowej widzimy pokład (piętro) na którym się znajdujemy. Zapamiętaliśmy pokład zacumowania naszego rumaka i na górę. Na samej górze, na otwartym pokładzie potwornie wieje. Robimy kilka fot i wracamy do środka, odrobinę niżej. Restauracje, place zabaw, perfumerie, ... , za dużo do wymieniania.







Płyniemy do TALLINA.

Mimo porywistego wiatru, wody Zatoki Fińskiej są dość spokojne. Może dzięki temu Tamara nie będzie miała choroby morskiej, co zdarzało się na wielu promach, również tych malutkich płynących przez cieśniny, np. Çanakkale - Eceabat >>> https://www.radiator-mototurystyka.pl/forum/index.php?topic=4566.msg4760#msg4760).

W oczekiwaniu na odprawę promową dziwnym trafem przegapiliśmy obiad stąd na promie robimy sobie przerwę obiadową. Zasiadamy w restauracji. Tu wyczytujemy, że nasz prom z Helsinek do Tallina ma do pokonania 80 km drogą morską a czas przeprawy wynosi około 3,5 h, co z kolei wydało nam się zbyt długo ale to może jakieś zabezpieczenie przewoźnika na wypadek kiepskiej pogody (np. sztorm). Tu nawiąże do mojego zboczenia związanego z wykształceniem. Tuż po starcie pierwszy raz na własne oczy zobaczyłem jak wygląda wybrzeże szkierowe. Przez kilka lat uczyłem typów wybrzeży morskich >>> http://www.wiking.edu.pl/article.php?id=143
ale zobaczyć na własne oczy to zupełnie inna sprawa.

Za: Encyklopedia PWN
   wybrzeże szkierowe, wybrzeże skjerowe, geol. wybrzeże charakteryzujące się bardzo licznym występowaniem niewielkich skalistych wysepek; powstaje w wyniku zatopienia przez morze obszaru polodowcowego z licznymi barańcami (mutony); występuje np. w Finlandii, Szwecji.



Ostatnie spojrzenie na Helsinki





Gęstość występowania najczęściej granitowych wysepek robi ogromne wrażenie. Zobaczyć je na Wyspach Alandzkich to dopiero byłaby frajda. Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego co zobaczyłem, dlatego postanowiłem dotknąć tego tematu.


Szkiery = mutony = barańce


Szkiery = mutony = barańce


Szkiery = mutony = barańce

Na promie jak to na promie, można pisać eseje a ja traktuję tą przygodę jak promy przez norweskie fiordy ale z większym rozmachem, bo i odległość większa.



Z upływem czasu zbliżając się do Estonii obserwujemy ciemną chmurę, w skrócie chmury i ląd. Po upływie około 1,5-2 h dopływamy do Tallina. Na każdym pokładzie/piętrze słychać głośny komunikat:
- prosimy pasażerów od pojazdów do udania się do swoich samochodów ...

Udajemy się więc w drogę powrotną na dolny pokład. Tutaj zaskoczenie, schody zakratowane, czynna jedynie winda, która przeżywa aktualnie oblężenie. Po odczekaniu swojego, uwalniamy z pasów nasz motocykl, zmierzamy do wyjazdu na ląd a tu wita nas potworna ulewa. Tak właśnie wita nas stolica Estonii. Dla przypomnienia 0:18-0:20 trailera z naszego filmu, więcej w dłuższej relacji filmowej >>>


Po nabrzeżu portowym przemieszczamy się ogromnie rozgoryczeni prześladującym nas deszczem. Ulewa z ogromnymi kroplami deszczu przeplatana z gradem sprawia, że miejscami widać asfaltowe potoki. Ulewa jest na tyle poważna, że bez konsultacji decydujemy się na dalszą jazdę aby jak najszybciej zgubić deszcz. Estonię zwiedzaliśmy dość dokładnie w 2012 roku, więc mała dla nas strata w pominięciu dodatkowych miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. Dla zainteresowanych odrobina Estonii z 2012 roku >>> https://www.radiator-mototurystyka.pl/forum/index.php?topic=4566.msg4667#msg4667
Jadąc w ulewnym deszczu przez całą Estonię chroniliśmy aparat i inny sprzęt przed wodą. Mamy jedynie ujęcia filmowe, o czym było więcej nieco wyżej. Podczas poprzedniego pobytu w tym kraju również towarzyszył nam deszcz ale z mniejszym natężeniem. Wówczas ten kraj zwiedzaliśmy lepiej przygotowani do warunków pogodowych i jeździliśmy w topornych ale skutecznych przeciwdeszczach.
Wyjechaliśmy poza rogatki portu. Na ulicach Tallina niemal powódź. Jazda motocyklem staje się niebezpieczna. Kompletnie już przemoczeni zatrzymujemy się aby założyć przynajmniej membrany (goretex :-( - wytrzymuje jedynie do 2h jazdy w ulewnym deszczu).
Jazda-deszcz, jazda-deszcz, jazda-deszcz, dobrze, że wieczór bliski. Po oddaleniu się od Tallina robimy szybkie zakupy w markecie i bunkrujemy się w małym hoteliku/pensjonacie.
Schniemy !!!





Po okresowej prohibicji (niemal 9 dni) delektujemy się estońskim piwem. Smakuje wyśmienicie.


Podsumowując dzisiejszy i poprzednie dni, co nam rzuciło się na oczy, tzw. okres wegetacyjny roślin, który wyraźnie uwidacznia się między krajami skandynawskimi a bałtyckimi. Dla przykładu, w Finlandii rzepak dopiero zaczynał kwitnąć, natomiast w Estonii kończy. U nas, tzn. w PL prawdopodobnie brak już kwiatów lub jest już koszony. Taka jest różnica między krajami północy i południa. Podobnie sytuacja wyglądała, kiedy jechaliśmy na długi weekend majowy do Serbii >>> https://www.radiator-mototurystyka.pl/8865/majowy-weekend-balkanach/ , gdzie na Węgrzech rzepak kwitł już na dobre a u nas w PL dopiero zaczynał myśleć o kwitnięciu.
To takie krótkie spostrzeżenia przy smakowitym browarze.
Dobranoc :-)

Cdn.

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 086
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #61 dnia: Marzec 09, 2021, 04:27:42 pm »
Cd. cz. 18



13.07.2016 - dzień 20 - środa

Nie spieszymy się z niczym. Przeszliśmy całkowicie w etap wypoczynkowy podróży. Korzystamy z promieni słonecznych a w dalszą drogę wyruszamy około południa. Nie wiedząc kiedy jesteśmy już w ŁOTWIE.

Naszym łupem na dalsze leniuchowanie w promieniach poszukiwanego przez nas słońca pada przydrożny parking, który otoczony lasem niemal wcina się w morską plażę. Dosłownie 10 metrów lasu oddziela nas od wydmy i piaszczystej plaży - Bałtyk, Zatoka Ryska.



Tu rozmawiamy z kamperowymi turystami z Polski. A wszystko zaczęło się od psa, który niemal w 100% przypominał "Medosa" (mieszańca posokowca bawarskiego z ogarem polskim), tj. naszego domowego psa, który ostatniej zimy opuścił nas na dobre. Fanatyczka zwierząt Tamara musiała zagadnąć właścicieli psa a rozmowy trwały ponad pół godziny. Ów podróżny, to turysta motocyklista z Tucholi ale z powodu problemów z kręgosłupem podróżuje kamperem.

Słoneczna pogoda sprzyjała wylegiwaniu się na plaży/wydmie. Po krótkim wylegiwaniu jemy zakupiony wcześniej obiad. Dziś podajemy pilaw (za wikipedia: Pilaw (tur. pilav, pers. پلو, polou, hindi पुलाव, pulaw, ros. плов, plow) – tradycyjna potrawa wschodnia, sporządzana z ryżu lub bulguru z dodatkiem warzyw, kawałków mięsa (baraniny, drobiu lub ryb) oraz dużej ilości ostrych przypraw) a po spożyciu ponownie udajemy się na kąpiel słoneczną. Korzystając z okazji idę sprawdzić temperaturę wody w zazwyczaj zimnym Bałtyku. Ku mojemu zaskoczeniu woda okazała się ciepła jak zupa a wszystko za sprawą porównania do kąpieli w jeziorze poza Kołem Podbiegunowym Północnym w pobliżu wioski Mikołaja >>> https://www.radiator-mototurystyka.pl/forum/index.php?topic=5972.msg11926#msg11926 .
Będzie ciepło :-)


Pies przypominający Medosa


Instrukcja obsługi - jag zwiedzać Rygę


Dziś zupa jest gorąca:-)


Kąpiel słoneczna w stroju kąpielowym


Amator kąpieli

W oddali niebo spowijają ciemne granatowe chmury. Skąd my to znamy. Z każdą chwilą zbliżają się do nas, w związku z tym pytam Tamarę, czy czekamy na deszcz tutaj (i tak nas znajdzie), czy wyjeżdżamy mu na spotkanie?
Czekamy.
Słodka poobiednia drzemka, pogawędka z rodziną turystów z Niemiec i wyruszamy do Rygi.

Oczekiwany wyjazd na spotkanie z deszczem niczym zaklęty ominął nas bokiem. Stąd zaskoczeni udajemy się na zwiedzanie starego miasta w Rydze. Zanim ruszyliśmy pieszo musieliśmy odstać swoje w korku, w którym w około 20 minut pokonaliśmy bagatela 400 metrów. Koniec końców stawiamy motocykl w najbardziej optymalnym miejscu aby uniknąć dalszego stania na drodze. Uprzedzając fakty, jak się okazało po naszym powrocie, stanęliśmy naszym motocyklem pod Ministerstwem Spraw Zagranicznych Republiki Łotewskiej.

Ostatni kilometr pokonujemy spacerkiem oszczędzając tym samym czas. Na starówce zwiedzamy ... domek z wieżą, dwa koty, place, atlantę i karietydy, trzej bracia, dom z wieżyczką, koci dom, wielką i małą gildę w stylu secesyjnym,  ... po prostu architekturę. Na koniec szukamy jakiejś strawy. Pomijamy Blues Jazz Rockabilly, Peter's Brewhous oraz inne. Po prostu chcemy zjeść coś smacznego. Ku naszemu zaskoczeniu znajdujemy restaurację z PELMIENIAMI (restauracja z różnymi pierogami z zachętą w różnych językach m.in. PL) - "XL PELMENI Łączą".








Dwa koty na zwieńczeniu dachu






Blues Jazz Rockabilly




Peter's Brewhous



Czy to rodzima kuchnia łotewska? Nie. To pozostałość po dawnym ZSRR. Pelmieni zjemy na Litwie, Łotwie, Estonii, Białorusi, Ukrainie czy w innych krajach dawnego ZSRR. Ja z Rygą mam związane pewne wspomnienia z wycieczki w tych zimnych czasach, lata 80, kiedy to pierwszy raz widziałem tak kolorowe miasto, wszedłem do sklepu spożywczego, na którym widniał duży baner Coca Cola i z takim samym smakiem wypiłem ów napój w tych smutnych "szarych" czasach.  Jak przez mgłę pamiętam atrakcje architektoniczne, o których opowiadał nam przewodnik. Najbardziej w pamięci utkwiła mi właśnie Coca Cola, jej smak i kolory Rygi.
Wchodzimy.







Pelmeni. Tu spędzamy dość długą chwilę spożywając różnej wielkości pierogi i pelmeni, do tego z różnym nadzieniem. Poezja smaków, po którą wracamy kilka razy. Dominujący język obsługi to rosyjski.







Po tak apetycznym przerywniku powoli wracamy do motocykla zatrzymując się przy kolejnych atrakcjach. Na szczęście nasz pojazd ze skrzynkami nie został potraktowany jako pojazd wypełniony materiałami wybuchowymi. To na szczęście, ponieważ wokół kręciło się sporo policji, która zablokowała dość spory kawałek drogi.

Ruszamy w dalszą drogę.






Amator naszego kasku motocyklowego

































Gdzieś na starcie musiałem zgubić swoją rękawiczkę motocyklową pozostawioną na kufrze. Wracamy. Jest trochę rozjechana przez samochody ale patrząc na towarzyszącą nam pogodę, z całą pewnością może się jeszcze przydać. Obieramy kierunek jazdy na TUKUMS, w którym znajduje się ciekawy pałac. Widzieliśmy go na obrazku a na miejscu nie zrobił na nas większego wrażenia. Bardziej zainteresowały nas stare i opuszczone domy miasteczka.

Kolejna miejscowość, to KANDAWA zwana "Szwajcarią Kurladii". Skąd ten przydomek? Sami zachodzimy w głowę. No mamy może jedno skojarzenie - rzeka Abava i dość ciekawy most przez rzekę. Poszukując ciekawostek natykamy się ponownie na ogrom opuszczonych domów.





Słońce chyli się ku zachodowi. Przed nami kolejna ciemna noc. Mimo to obieramy kurs na kolejną miejscowość KULDIGA, zwana miastem wodospadów. Ciekawe czym nas zaskoczy po tym co widzieliśmy w Norwegii.

Po uprzednio zrobionych zakupach zaczynamy rozglądać się za miejscem na nocleg zjeżdżając co chwilę w poboczne dróżki wiodące do domów prywatnych. Niespodziewanie przy drodze znajduje się parking z tablicami informacyjnymi dla turystów a w głębi otwarty szlaban. Wjeżdżamy więc z ogromnym zainteresowaniem do nieznanej atrakcji. Jadąc różnymi rozgałęzieniami polnych i zarazem leśnych dróg docieramy na sporą i wykoszoną łąkę, w obrębie której znajduje się wiele stolików z ławkami rozlokowanymi w różnych odległościach od siebie. Część z zadaszeniem (w przeciwieństwie do skandynawskich), część bez. Jest nawet toaleta, tudzież drewniany wychodek a wszystko położone nad rzeką, która bardziej przypomina jezioro niż rzekę.

Rozkładamy swój nadal przemoczony namiot i delektujemy się urokami miejsca. Obserwujemy wyskakujące z wody ryby łapiące owady, odlatująca czapla i dzikie kaczki a wszystko to w Parku Krajobrazowym doliny rzeki Abawy (abavas senleja/Čužu purva dabas taka), która w wielu miejscach tworzy strome zbocza, posiada liczne wodospady oraz źródła, w tym również siarkowe. Około 300 metrów od naszego obozowiska znajduje się jeden z wodospadów. Urokliwy, brakuje mu jednak tej bryzy świeżości jak to miało miejsce w Norwegii.
Rozluźnieni odpoczywamy bo ...

NIE PADAŁO !!!











Wytrzymało cały dzień. To nasz drugi a z wieczorem wyjazdu trzeci (w pierwszy wieczór) dzień bez deszczu w podróży. Mamy się z czego cieszyć.

Dobranoc.

Cdn...
« Ostatnia zmiana: Marzec 14, 2021, 08:14:31 pm wysłana przez Glazio »

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 086
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #62 dnia: Marzec 14, 2021, 08:39:44 pm »
Cd. cz. 19



14.07.2016 - dzień 21 - czwartek

Nikt i nic nas nie budzi. Tamara wstaje pierwsza ponieważ zbudziło ją moje chrapanie. Prawdopodobnie, to efekt wczorajszego piwa. Zwijamy swoje toboły, wystawiając namiot do słońca do całkowitego wysuszenia.

Siedząc przy śniadaniu obserwujemy turystów spływających kajakami. Mimo wczesnej pory jest ich dość sporo. Z upływem czasu z pewnością będzie ich więcej. Schodząc do rzeki na jej dnie widzimy mnóstwo małży czyhających na okazję przepływającego pokarmu. Niestety od czasu do czasu mącimy im tą doskonałą widoczność. Woda jest wyśmienita i bardzo czysta. Niestety jej muliste podłoże zniechęca do kąpieli.






Liczna małże na dnie rzeki

Już czas. Ruszamy do obranej wczoraj KULDIGI. Na pożegnanie podjeżdżamy na ABAVAS RUMBA - pobliski wodospadzik/próg skalny, który muszą pokonać spływający kajakarze. Nic okazałego, jednak siedząc w dość wywrotnej łupince, wszystko może się zdarzyć. Przy szlabanie dokonujemy płatności za noc, co można było pominąć jednak poczuliśmy taki obowiązek.

Dojazd do Kuldigi był bardzo sprawny. Już na samym początku przy wjeździe do miasteczka pozytywnie zaskoczył nas piękny most, z którego widać dość rozległy wodospad. Za mostem zabytkowa zabudowa miasteczka w dość odrapanym charakterze. Widać tu ewidentnie brak zastrzyku gotówki na renowację obiektów.







Zsiadamy z motocykla i ruszamy na pieszą część wycieczki. Na początek piękny park z rzeźbami, dzikie kaczki jedzące z ręki i jeszcze więcej rzeźb. Dochodzimy do kościoła ewangelickiego, wewnątrz którego znajduje się mini muzeum. Zabytkowe organy, wejście drewnianymi i skrzypiącymi schodami na wieżę kościelną, w której znajdują się trzy dzwony bez serc a do tego zniszczone prawdopodobnie przez sowietów. Przy jednym z nich znajduje się zewnętrzne serce ala kowadło. Co nam się dzisiaj rzuciło na oczy. Na każdym kroku widzimy mnóstwo łotewskich flag, jakby dzisiaj było święto państwowe lub miasta. Urządzamy sobie jeszcze krótki spacer uliczkami zniszczonego upływem czasu miasta dochodząc do starego młyna, przy którym pozostawiliśmy nasz motocykl. Chyba Bóg i władze regionalne/lokalne zapomniały, o tym miejscu lub stało się tak mało atrakcyjne dla jego mieszkańców, że masowo opuszczają tą całkiem miłą w obejściu architekturę. Wystarczyłby lekki makijaż odrobina więcej życia, jakiś ogródek piwny i naszym zdaniem warto byłoby zatrzymać się tu na dłużej.

To takie ubolewania nad miasteczkami tracącymi swoją funkcję z różnych powodów. Widocznie na zachód od Rygi jest ich bardzo dużo.


Renowacja dachu okolicznego baru


Pierwsza z napotkanych rzeźb




Wodospad w Kuldiga








Rzeźby niczym z Wysp Wielkanocnych












Widok na miasteczko z dzwonnicy










Centrum miasteczka


Stary a raczej dawny młyn






Siedziba władz lokalnych


Głazy są wszędzie

W drogę.

Obieramy kurs na Litwę w stronę Polski. Jakość dróg stopniowo słabnie. Zaczyna się droga szutrowa., którą jedziemy około 50 km przekraczając granicę Łotewsko-Litewską. Wszystko mamy zapylone, nawet w ustach czuć pył a wszystko przez ruch drogowy, bo byliśmy jednymi z wielu użytkowników tej drogi. Zapylone koła, nasze spodnie, kufry i wszystko na nich.




To już Litwa

Dojeżdżamy do asfaltu i przystajemy na przydrożnej stacji benzynowej podsumowując to tak:

Głazio: kawałek szutrowej drogi a ile radości ...
Wiórku powiedz coś o szutrowej drodze, którą jechaliśmy.

Wiórek: Beznadziejna.

Głazio: Jak beznadziejna?

Wiórek: Beznadziejna !

A wszystko to przy konsumpcji pysznego kibina.
Chwilę po zatankowaniu przystajemy w przydrożnej restauracji.

Powód?

Dorwał nas deszcz a my nauczeni całą naszą trasą, wolimy się zatrzymać aby uprzedzić zaskoczenie i przemoczenie w celu ubraniu membran, które choć przez chwilę uchronią nas przed życiodajnym płynem z nieba.
Dla spragnionych - zbawienie, dla przemoczonych - udręka.

W restauracji
Cóż można powiedzieć. Zjedzone uprzednio kibiny na stacji benzynowej były zdecydowanie lepsze. Te nie miały startu. Próbujemy coś innego. Z powodu braku zeppelinów decydujemy się na bliny z mięsem (coś w stylu placków ziemniaczanych nadziewanych wewnątrz mięsem smażone na głębokim tłuszczu) podane z dodatkiem, śmietaną smakowały wyśmienicie. Palce lizać - pycha.

Z powodu padającego deszczu nie chce nam się wsiadać na motocykl w celu pokonania kolejnych kilometrów. Taka pogoda w zupełności nam się przejadła. Cóż począć. Zakładamy membrany i w drogę.





Obejście restauracji


Nasz rachunek

Z upływem czasu deszcz nasila się ... ale to już było, nam również się znudziło. Jadąc łukiem w celu ominięcia Obwodu Kaliningradzkiego w pewnym momencie zjeżdżamy z drogi głównej do sklepu w Mariampol w celu zakupów (%). Wydaje nam się, że to już ostatnie większe miasteczko przed wjazdem do Polski więc warto coś przywieźć do domu aby w spokoju móc oddać się części koszernej trunków. Przechodząc uprzednio detox, sporo zaoszczędziliśmy więc tutaj nadrobimy kupując litewskie specjały. Tak też zrobiliśmy - bez szczegółów.
Zakupy w ociekających ciuchach motocyklowych, które wyznaczają mokry ślad naszej trasy w sklepie, to jak zwykle atrakcja dla miejscowych, więc miło nam było zrobić taką furorę, podobnie jak w szwedzkiej restauracji. Staramy się ze wszelkich sił aby pozostawić jak najmniej tego życiodajnego płynu w sklepie. Warto byłoby wymienić w stosunku 1:1 na % za free. Niestety złudne życzenie. Najważniejsze, że humor dopisuje.

Krótkie wspomnienie z krajów bałtyckich z 2012 roku z podróży motocyklowej "Siedem mórz ?" >>> https://www.radiator-mototurystyka.pl/6422/wyprawa-motocyklowa-siedem-morz/



W ulewnym deszczu wjeżdżamy do Polski. Rozglądamy się za noclegiem w godziwych warunkach, ponieważ nasz namiot już swoje wycierpiał a wolimy wieźć go na motocyklu jak jest suchy (mniejsza waga i suche rzeczy wewnątrz kufra).



Po drodze mijamy same porty, oczywiście dla tirów. Jedna spokojne inne głośne. W tym wąskim przesmyku między Obwodem Kaliningradzkim a Białorusią trudno nie zgadnąć w jakim kierunku podążają kierowcy największych pojazdów drogowych.
W jednym z portów, w barze bardzo tłoczno.
Szukamy dalej.
W Suwałkach awaria prądu - więc w tym porcie/pensjonie cicho.
Dalej ...

Koniec końców, zatrzymujemy się na nocleg przed Augustowem w Barze ABRO. Jest WiFi, bo w planie - dogłębna analiza prognozy pogody, która pozwoli nam lub nie miło spędzić czas na Mazurach, Suwalszczyźnie. Jedne prognozy odrobinę optymistyczne (właściciele lokalu), inne mniej (te w realu).
Tu dowiadujemy się o masakrze/zamachu w Nicei >>> https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamach_w_Nicei , gdzie zginęło 87 osób a ponad 200 zostało rannych.
Za wikipedia:
Podczas obchodów Dnia Bastylii, po końcowym pokazie sztucznych ogni, ok. 22.40, w pobliżu szpitala Lenval ciężarówka Renault Midlum prowadzona przez zamachowca staranowała bariery i wjechała w tłum ludzi.
Samochodem kierował 31-letni obywatel Tunezji, posiadający kartę stałego pobytu i pozwolenie na pracę we Francji, ...


...

W tych smutnych okolicznościach delektujemy się przepysznym piwem tutejszego baru.

Cdn (ostatnia część i podsumowanie) ...
« Ostatnia zmiana: Marzec 14, 2021, 09:11:21 pm wysłana przez Glazio »

Offline Glazio

  • Administrator
  • Hero
  • *****
  • Wiadomości: 3 086
  • Karma: +48/-3
Odp: Do krainy wikingów
« Odpowiedź #63 dnia: Styczeń 06, 2022, 07:41:20 pm »
Cd. cz. 20 - podsumowanie

   

15.07.2016 - dzień 22 - piątek

Dziś rocznica bitwy pod Grunwaldem. Pamiętamy obchody 800-lecia, na których byliśmy motocyklem dzięki czemu staliśmy znacznie rócej w korkach. Zawsze można powtórzyć ale ...

Po przebudzeniu patrzymy za okno i ....
ciągle pada.
Oglądamy prognozy pogody i niestety nie czeka nas nic obiecującego. Wręcz przeciwnie jutro ma być jeszcze gorzej, do tego u nas w domu rodzinnym około 500 km na południe świeci słońce. Trudno nam to przechodzi przez gardło ale będąc już tak blisko domu, po prostu mamy już dość tej deszczowej pogody. Przeciągamy dobę hotelową niemal do końca wychodząc do motocykla przed samym południem. Jak widać u nas nadzieja umiera ostatnia, mimo to humor zawsze nam towarzyszy. Rezygnujemy z pięknego planu zasiedzenia i zwiedzania Mazur. Może innym razem.
Do domu ponad 504 kilometry, więc przebijemy się jakoś przez tą chmurę deszczu, co czyniliśmy już wielokrotnie z lepszym lub nijakim skutkiem.
:-(



Pakujemy się, wsiadamy na motocykl i przejeżdżamy przez Augustów, co do którego mieliśmy dość ciekawe plany. Z żalem na sercu przez mokrą szybę kasku przyglądamy się pięknym jeziorom. Łykamy kolejne z nich, później Sokółkę i dojeżdżamy do Bohonik. Zatrzymujemy się we wsi zamieszkiwanej przez mniejszość tatarską. We wsi znajduje się meczet oraz mizar (cmentarz muzułmański).
Będąc swojego czasu w Kruszynianach mieliśmy okazję poznać tutejszych mieszkańców. Warto przyznać, że wielokulturowość w naszym kraju jest właśnie tu a ząb historii pozwolił zasymilować się Tatarom z rdzenną ludnością. Jednak o tym lepiej piszą inni.



Za: www.kruszyniany.pl   http://www.kruszyniany.pl/szlak.html
Białostocki szlak tatarski zaprowadzi nas do Bohonik i Kruszynian. Są to najstarsze w obecnych granicach Polski skupiska wyznawców islamu. Pamiętają one pierwszych Tatarów sprzed ponad 300 lat, osadzonych tu przez Jana III Sobieskiego. Obecnie we wsiach tych mieszka niewielu Tatarów, ale czynne meczety i cmentarze muzułmańskie sprawiają, że oba te miejsca mają dla nich ogromne znaczenie nie tylko religijne, ale również symboliczne obrazujące historię wtapiania się tej społeczności w środowisko polsko-białoruskie, jak również siłę przetrwania tej małej grupy w obcym dla niej chrześcijańskim żywiole. Bohoniki i Kruszyniany stają się rojne i gwarne, pełne odświętnego charakteru podczas bajramów - świąt muzułmańskich, kilka razy w roku. Również okres wakacyjny ożywia nieco te biedne, jakby opuszczone podlaskie wsie. Turyści, studenci, letnicy i tatarska młodzież chętnie odwiedza te miejsca dla niepowtarzalnego klimatu polskiego Orientu. I nie tyle skromne muzułmańskie meczety, architektonicznie bardzo podobne do miejscowych cerkiewek, czy nie tak stare przecież muzułmańskie nekropolie przyciągają rzesze odwiedzających, ale panująca tu atmosfera kresów dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów - atmosfera tolerancji, zrozumienia i akceptacji różnorodności.

16 marca 2010 roku meczet w Kruszynianach odwiedził książę Karol, gdzie wysłuchał historii Tatarów w Polsce, a następnie w "Tatarskiej Jurcie" skosztował tatarskich potraw i obejrzał występ zespołu "Buńczuk".





Ciekawych głębszej lektury o dwóch małych wioskach tatarskich w Polsce zachęcamy do głębszej lektury. Pod podanym linkiem wspaniałe cytaty >>> http://www.kruszyniany.pl/szlak.html

To właśnie w drodze do Kruszynian - luty 2016 tuż przed kolejną edycją VI Nasze Wyprawy Motocyklowe >>> https://www.radiator-mototurystyka.pl/7649/vi-nasze-wyprawy-motocyklowe/
wstąpiliśmy do stadniny koni w Janowie Podlaskim. Zastanawiał nas zastany na miejscu wóz transmisyjny RMF FM. W kolejnych dniach poznaliśmy już inną rzeczywistość tego świetnie prosperującego obiektu.

Opuszczając teren Bohonickiego meczetu podjeżdżamy jeszcze do pobliskiej jurty ze wspaniałym orientalnym wystrojem. Z pewnością do zobaczenia na miejscu po dziś dzień.





Droga powrotna z opadami deszczu mijała nam interesująco. Ściana wschodnia PL za każdym razem odkrywa przed nami nowe tajemnice. Przystajemy przy pięknym obiekcie, św. Florianie strzegącym zabytkowej pompy strażackiej, polskich magazynach ropy naftowej płynącej rurociągami zza wschodniej granicy, przepięknej kapliczki krytej strzechą, docierając do naszej przeprawy promowej przez rzekę Bug (położonej najbliżej wschodniej granicy, Niemirów-Gnojno, przez którą przebiega Szlak Rowerowy Polski Wschodniej Green Velo ).











Niestety i tym razem nie udało nam się prze nią przeprawić z powodu zbyt niskiego stanu wody. Już wcześniej przydrożna straż graniczna miała na nas chrapę. Powód? Trzykrotny przejazd koło patrolu. Co się odwlecze ..., inni funkcjonariusze dopadli nas przy samej rzece zaczynając konwersację swoją ulubioną formułą:
Dzień dobry, Straż Graniczna, kontrola. Proszę dokumenty do kontroli:
- "prawo jazdy, uprawnienia jakie państwo macie, dowód osobisty, kontrolujemy ...".
Na początek zabrzmiało służbowo ale dalej było jedynie wesoło. Konwersacja o przeprawie:
- "najlepiej motocyklem przez rzekę ..., może kaski będzie widać ...".
Właśnie tu dowiedzieliśmy się, gdzie działa najbliższa przeprawa promowa.



Dojeżdżamy do Mielnika i przeprawiamy się promem zasilanym siłami mięśni dwóch panów na drugą stronę do Zabuża. Czekaliśmy chwilę na rowerzystów, którzy musieli pokonać więcej kilometrów do najbliższej przeprawy. Pełny prom dobił do brzegu ruszając w dalszą drogę powrotną.









Od tego momentu dobra pogoda towarzyszyła nam aż do samego domu w krainie słońca - Lubaczów wita.








Nasze litewskie łupy

PODSUMOWANIE


Dotarliśmy na Nordkapp choć pogoda dała nam w kość oraz ... a najbardziej nasz trzeci pasażer na dziko (przejechał z nami całą drogę w brzuchu Wiórka o czym dowiedzieliśmy się w trasie).

Jechaliśmy przez: Niemcy, Danię, Szwecję, Norwegię, Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę.

Oprócz terenów wikingów zawitaliśmy do Laponii



kupując pamiątkę z napisem Nordkapp w ginącym już języku lapońskim. Może ten zapis jest w jednej z wymarłych grup języków lapońskich, jak np. kemi >>> https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyki_lapo%C5%84skie
Różnymi grupami języków lapońskich posługuje się około 35 tysięcy Lapończyków, zamieszkujących Laponię na dalekiej północy Skandynawii.

Lapończycy posługują się głównie językami urzędowymi krajów, w których zamieszkują.


Czas trwania naszej podróży

Slajd z pełnej wersji filmu

W trakcie podróży mieliśmy okazję poznać historię wikingów oraz cele ich podróży, w tym rabunkowe.
Do perfekcji opanowali umiejętność znikających łodzi w głębi lądu.
Trasy ich podbojów sięgały daleko. Uważa się, że pierwszymi odkrywcami Ameryki Północnej byli właśnie wikingowie.





Na terenie Polski można wyodrębnić przynajmniej cztery miejsca powiązane z wikingami, co prezentuje poniższy slajd:


Nasz przebieg

Slajd z pełnej wersji filmu

Koszty naszej podróży - dzięki wykorzystaniu panującemu zwyczajowi w Skandynawii - allemansrätten
(dwie osoby na jednym motocyklu)
Zdecydowanie taniej niż wyjazd do Włoch >>> https://www.radiator-mototurystyka.pl/forum/index.php?topic=5873.msg9296#msg9296

Slajd z pełnej wersji filmu

Średnia temperatura naszego wyjazdu

Slajd z pełnej wersji filmu

Wyjechaliśmy we dwoje. Wróciliśmy w trójkę.

Przemierzając od zalążka cywilizacji wikingów, odwiedziliśmy J.CH. Andersena przejeżdżając na Półwysep Skandynawski najdłuższymi mostami w Europie. Osada wikingów pozwoliła nam zrozumieć tajemnice ich sukcesów. Naskalne petroglify dużo powiedziały nam o ich praprzodkach. Młot Tora zrobił na nas olbrzymie wrażenie przypominając zarazem o ich wierze przed przyjęciem wiary chrześcijańskiej.
Na progach rezydencji rodziny królewskiej szukaliśmy naocznych dowodów usilnie poszukując prawdziwych wikingów. Ślad jakby po nich zaginął. Mimo to wyraźnie widać spory napływ ludności z dość odległych krajów, więc różnorodność genetyczna jest dobrą wróżbą na ich przetrwanie, gdziekolwiek się ukrywają.

Trole i kręte drogi w Skandynawii wraz z obowiązującymi tu ograniczeniami prędkości (50, 70 km/h) pozwoliły nam się przekonać, że zasady obowiązują tylko zmotoryzowanych. Na deskorolce można przekraczać ograniczenia prędkości, jadąc nawet ponad 100 km/h.

W krainie fiordów, wszechobecnych wodospadów natrafiliśmy na dziko żyjące zwierzęta - owce oraz renifery a poszukiwania troli zawiodły nas do najdłuższego tunelu na świecie oraz na drabinę troli, po której to wspinając się zdobyliśmy kuzyna Głaza (Kjeragbolten) zaklinowanego w szczelinie skalnej na wysokości ok. 1000 m nad znajdującym się w dole fiordem.

Pogoda w środku lata deszczowa, czy śnieżna, to żadna różnica. Pogoda jest zawsze a ludziki z cukru dawno odpłynęły.

Jedno jest pewne, św. Mikołaj istnieje naprawdę, o czym przekonaliśmy się podczas naszej deszczowej podróży. To właśnie on był sprawcą naszej największej niespodzianki o czym przekonacie się czytając całą relację z naszej podróży, poznając przy tym wikingów oraz piękno i srogość tej krainy, która zmusiła ich do poszukiwań. Wielce prawdopodobne, że wikingowie już dawno znaleźli swój ciepły i miły zakątek albo świetnie skumali się z trolami, które wychodzą tylko nocą. Szukanie wikingów w panujące dni polarne po prostu mija się z celem.

Za nami:
- 10 620 km podróży,
- 22 dni podróży (z czego 3 dni bez deszczu, 19 dni z deszczem).

Całkowity koszt wyprawy:
- 7610 zł - dwie osoby (trzecia w łonie)/jeden motocykl BMW R 1150 GS.

Awarie, wywrotki czy obrażenia własne:
- brak.

Za to:

Średnia temperatura naszego wyjazdu to 11 stopni C

Koniec
The end
Das Ende
Slutningen
Slutten
Slutet
Loppu
Lõpp
Beigas
Pabaiga
« Ostatnia zmiana: Styczeń 06, 2022, 08:05:09 pm wysłana przez Glazio »