Cd ...Chwilę później po pobycie w Szałasie umówiony wcześniej Gibon81 opuścił naszą grupę. Czyżby przewidział co będzie później ?
Po dojechaniu do przeprawy przez rzekę Tanew ...
Pierwszy ciężki w wodzie i nagle zaskakująca niespodzianka. Motocykl nie jedzie. Co jest grane. Rafał Bohun schodzi z motocykla i stoi w wodzie. Po podejściu do sprzętu wszystko stało się jasne. W motocyklu spadł łańcuch. Konieczne stało się wydzieranie sprzętu zakopanego w rzece.
W międzyczasie w zaparkowana w kopnym piasku płonąca babka Globusa postanowiła się położyć i runęła na tutejszą drogę nie pytając nikogo o zdanie. Ten mały przerywnik wymusił postawienie sprzętu na koła i automatycznie przeszliśmy do pomocy bardziej potrzebującego.
Linka była przydatna ale nie obyło się bez brodzenia innych uczestników wyjazdu w wodzie.
Łańcuch założony ale przeprawa wcale nie miała łatwego przebiegu. 4 metry przed wyjazdem tym razem motocykl zgasł. Honda zaczęła palić na jeden cylinder co stało się dla niego sporym utrudnieniem wyjazdu. Ostatnie metry to wyciąganie sprzętu na brzeg.
Udało się - przejechane :-)
To prawda, że Honda się nie psuje. Chwilę później odpaliła z początkowymi problemami ale chodząc na zróżnicowanych obrotach odparowało to co było przyczyną problemu i dalsza jazda mogła być kontynuowana.
Dalsza część to
Globus na płonącej babce w roli głównej. Nie licząc uprzednich gleb ta była najbardziej efektowna. Dopiero zaczynam kolejną część opisu i już nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
Zanim przejdę do sedna to tutaj posłużę się cytatem z wiersza Adama Mickiewicza z wiersza "Lis i kozioł"
"Już był w ogródku, już witał się z gąską;
Kiedy skok robiąc wpadł w beczkę wkopaną ..."Ten cytat opowiada jak wyglądała przeprawa Globusa na jego babce przez Tanew. Już prawie przejechał, największy nurt za nim, aż tu nagle niespodziewanie zalicza rzeczną glebę.
Na szczęście całe zajście miało miejsce już na płyciźnie. Motocykl leżący na boku ciągle napędzał tylne koło. Dopiero reakcja skąpanego w zimnej wodzie Globusa sprawiła, że wracając do pionu w ekspresowym tempie jak poparzony wyłączył zapłon. Zachłyśniecie się wodą mogłoby mieć z goła odmienny efekt.
Kopny piasek przez rzekę i przy dojazdach sprawia niespodzianki. Tutaj koncentracja skupiła się na jednym przejeździe. Jacek przemierzający koryto rzeki wielokrotnie wcześniej uderzony przeprawami poprzedników zachwiał się w pionie wjeżdżając do rzeki. To już było ? Tak ale przy innym stanie rzeki i tym razem przygasło patrząc na przeprawy poprzedników.
Ja z Dżoszłą przemykaliśmy przez rzekę na lekkich kilkakrotnie.
Po przeprawie ruszyliśmy dalej przed siebie mając na uwadze zaliczenie stacji benzynowej z powodu kończącego się napoju napędzającego mój pojazd. Bezdrożami podążaliśmy na wschód - tam musi być jakaś cywilizacja :-)
Nikt nie mówił, ze będzie łatwo. Błoto i bagienka towarzyszyły nam na każdym kroku. Po wjechaniu na nowy asfalcik zjechałem na pobocze. Nie wiedząc czemu chciałem oszczędzać i tak już konkretnie zjechaną kostkową oponę. Patrząc na zaniżone pobocze próbowałem wypatrzeć miejsca bezpiecznego powrotu na asfalt. Niestety nie zapowiadało się na to. Zamiast zwolnić i bezpiecznie powrócić na asfalt chciałem w pełnym galopie dokonać cudu. Wiedziałem czym to się mogło skończyć i tak się właśnie skończyło. Moja kostka dostała niekontrolowanego poślizgu na wylepikowanym brzegu nawierzchni asfaltowej po czym ja i mój motocykl szuraliśmy już na boku po asfalcie. Patrzyłem bezradnie jak ze sprzętu toczą się iskry. W głowie tętniła tylko jedna myśl - oby nie silnik, oby nie silnik. Po szybkim dotarciu do sprzętu okazało się, że motocykl sunął się na boku wsparty na aluminiowej osłonie handbara i bocznej stopce. Nie wiedzieć czemu (prędkość nie była mała) a ja nie doznałam żadnych uszkodzeń. Delikatne otarcie na lekkiej koszulce zarzuconej na wierzchu i żadnych innych śladów. To dało mi do zrozumienia, że ów asfalt musiał być bardzo świeży skoro sunąc się na jednym z boków praktycznie nic się nie stało. Jadąc dalej nie podejmowałem zbędnego ryzyka.
Koniec końców dojechaliśmy do poidełka czyli stacji benzynowej. W pierwszej chwili nie widzieliśmy policjantów zajętych motorowerzystami. Za to ich uwadze nie umknął wjazd naszej grupy. Ubłoceni, mimo uprzedniej kąpieli sprzętów w Tanwi skupiliśmy na sobie wszelką uwagę. Panowie policjanci z nieoznakowanego samochodu terenowego podeszli do pierwszego z nas. Na nasze nieszczęście ubrali sobie za obiekt do kontroli Dżoszłę, który z pośpiechu (na miejsce spotkania przybył ostatni) zapomniał zabrać ze sobą dokumenty. Nie to jedno zadecydowało o dalszym przetrzymaniu a fakt, że byliśmy bardzo brudni. Pierwsza uwaga policjantów skupiła się na zabłoconych tablicach rejestracyjnych, którą automatycznie przetarłem. Na nieszczęście tego pierwszego oprócz błota numery rejestracyjne pojazdu Dżoszła miał przysłonięte aluminiową puszką po napoju przytwierdzoną pod ekspanderem (czyli gumą).
Niestety ta przygoda zatrzymała nas tu na około pół godziny i zakończyła się mandatem.
Ze stacji benzynowej wyruszyliśmy w dalszą drogę a raczej bezdroża. Jadąc glinianym odcinkiem, który przemierzałem
trzy tygodnie wcześniej na ciężkim, zaliczając dwie gleby >>>, tym razem patrzyłem jak męczą się inni. Z uwagi na fakt, że tym razem do najcięższych należał motocykl Globusa, zamykając stawkę patrzyłem na to jak sam męczyłem się tu wcześniej na dużo gorszym ogumieniu.
Tym razem nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Inni na nieco lżejszych sprzętach odjechali nieco do przodu a ja byłem świadkiem jak Globus na płonącej babce:- zalicza glebę
kilkanaście metrów dalej
- taranuje ogrodzenie z drutu kolczastego
kilkadziesiąt metrów dalej
- wjeżdża w środek skróconego krzewu
...
i wiele innych ślizgów, które wytrącały go z równowagi.
Do tego wszystkiego na nasze trasie pojawiły się pozostałości po pierwszym tegorocznym śniegu.
Słońce chyliło się ku zachodowi a za nami zaledwie połowa gliniastego odcinka. Tym razem wszyscy zatrzymali się w miejscu kolejnej gleby Globusa. Jego płomienna babka tego dnia była jakaś narwana. Po prostu nie do okiełznania.
Wymęczony nieustającą walką łapał oddech dodatkowo zatykającym dech w piersi papierosem. To wręcz odwrotnie, dobry, konkretny, głęboki łyk świeżego powietrza bardziej postawiłby na nogi człowieka styranego drogą.
Wszyscy zaczęli odczuwać szybko nadchodzący chłód nadciągający wraz z zachodzącym słońcem.
Warto zatrzymać się na chwilę aby zobaczyć uroki
Roztocza Wschodniego w świetle zachodzącego słońca >>> Przez chwilę martwa cisza w tym urokliwym miejscu TU i TERAZ została przerwana przez coraz bardziej zziębniętych motocyklistów.
Po dalszych walkach w terenie dojechaliśmy do asfaltu, z którego zjeżdżaliśmy coraz rzadziej.
Jacek zadecydował, że musimy jeszcze podjechać na
DAHANY >>>. Podjazd na łąkę otoczoną lasem odbył się bez większych problemów. Tutaj uczucie chłodu było już bardzo odczuwalne. W miejscy postoju sam zacząłem dogrzewać dłonie od rozgrzanych tłumików.
To magiczne miejsce niemal w centrum Roztocza z każdym pobytem zaskakuje nas czymś nowym. Tym razem uroków dodawały promienie zachodzącego słońca. W ślad za moimi pozami dążącymi do uzyskania świetnej pamiątki w postaci zdjęcia w promieniach zachodzącego słońca podążyli inni. Trzaskaliśmy tu foty bez opamiętania. Wszystko przez wspaniałe kolory na horyzoncie. Czy te dość wymyślne pozy warte były poświęcenia, oceńcie sami.
To efekt tego, że po zakończonych wariacjach padały prośby o kolejne foty, jeszcze mój, i mój motocykl ...
Mimo postoju szybko obniżająca się temperatura i uczucie zziębnięcia sprawiła, że chęć powrotu do domów przeważyła szalę.
Jeszcze chwilę po bezdrożach dotarliśmy do pierwszego asfaltu, kolejny wodno-błotny odcinek, po którym asfalt towarzyszył nam do samego końca.
Podsumowanie wyjazdu:Uczestnicy:Rafał Bohun - Honda Africa Twin 750 - 7 gleb z czego dwie bardzo soczyste - uszkodzenia: połamana szyba, otarcia i obicia.
Wiadomość SMS na zapytanie o gleby:
"Około 7, w tym dwie konkretne. Jedna z szybą a druga przy zjeździe z asfaltu na szuter z lekką fisiówką co spowodowało zarycie gmolem i obrócenie o 180 stopni. Wszystko wtedy co czekaliście na mnie (pod pomnikiem na Kobylance). Przy tej glebie obyło się bez strat oprócz czasu.
Wodowania nie liczę, bo to nie gleba gleba. Po prosyu wpadłem w dół i to mnie zatrzymało a potem wiadomo".Globus - Super Tenere 750 (płonąca babka) - 5 gleb - kolejny raz skrzywiony lewarek hamulca nożnego (ciekawe ile jeszcze prostowań przeżyje).
Wiadomość SMS na zapytanie o gleby:
"Około 5 razy. Tylna wajcha od hamulca za każdym razem gięta pod kątem 90 stopni hehe i chyba tyle.
Pozdrawiam !"My też pozdrawiamy z tego miejsca :-) Na filmiku słyszałem, że urwało kierunkowskaz. Nie sprawdzałem.
Jacek - Honda Transalp 600 - 2 gleby, uszkodzenia: rozwalona płyta osłaniająca silnik, pęknięta owiewka.
Komentarz Jacka z FB:
"Ja miałem w sumie dwie gleby raptem. Innych nie liczyłem 😉
Jak wyjeżdżaliśmy z młodnik na łąkę a druga przed rzeką do tej kałuży co kręciłeś przejazd. Bohun z globusem prali najwięcej
Ale pewnie nie liczyli heheh
Hwheh za dużo tego jak na jeden wyjazd. Za to jest co wspominać. A globus na pewno więcej niż pięć miał".
Gibon81 - Suzuki DR 800 - bez gleb (przynajmniej nie widziałem). Szkody - urwany halogen. Wrócił do bazy wcześniej.
Dżoszła - KTM - bez gleb, uszkodzenia moralne za brak dokumentów - mandat na stacji benzynowej od policji z nieoznakowanego radiowozu.
Głazio - BMW G450X - 2 gleby asfaltowe z czego jedna soczysta z iskrami idącymi z handbaru i stopki bocznej (lekkie zarysowania). Szczegóły w powyższym opisie :-)
Z rozmowy z Jackiem na FB:
"2 asfaltowe - inne to szybkie puszczanie motocykla w celu złapania dobrych ujęć.
Pierwszy uślizg przy wyjeździe na asfalcie pod stacją w Cieszanowie a druga przy próbie wjazdu na asfalt z pobocza (tego się obawiałem, to przewidziałem ale nie zwolniłem aby zrobić to bezpiecznie).
Drugi widział Dżoszła jadący za mną i ktoś w lusterku jadący przede mną - jeśli dobrze kojarzę to Rafał więc może opiszą jak to wyglądało z ich perspektywy !!!
Pierwszy to takie pierdnięcie. Przy drugim bałem się, że dalej nie pojadę. Silniki w krosach maja bardzo delikatne skorupki. Na szczęście asfalt był równy za to dobrze się iskrzyło podczas szlifowania z podnóżki i handbara.
Małe ryski na tych dwóch elementach. To wszystko 🙂"Więcej grzechów nie pamiętam ...
Teraz proszę innych o rozgrzeszenie a raczej o ich wrażenia z wyjazdu Ja osobiście wyjazd uważam za bardzo udany. Mimo zjechanej opony kostki w lekkim zabawa wyśmienita. Tym razem było mi dane obserwować wyjazd z innej perspektywy. Mogłem zobaczyć jak sam się męczyłem trzy tygodnie wcześniej. Robiłem to z wielką gracją. Parłem do przodu a małe gliniane uskoki (koleinki) podcinały mi nogi, po czym padałem tak, jak profesjonalnie ścina się twardo stojącego na nogach. Waga mojego sprzętu nie do wyprowadzenia przynajmniej na tych oponach które aktualnie posiadałem, zmęczone po całym intensywnym sezonie. BMW R 1150 GS to waga ciężka, chyba najcięższy z enduro.
Poprzednia relacja >>>Teraz coś od Was chłopaki z soczystymi wrażeniami z wyjazdu :-)