Wspomnienie
Spotkaliśmy się po raz pierwszy na zlocie w Radawie. To dobrze pamiętam. Jakieś osiem lat temu. Fajna ekipa wtedy była. Zapytałem, dlaczego nie jeździ motocyklem. Powiedział, że kiedyś jeździł, prawko ma, dużo pracuje i nie ma czasu. Edycja jeździła. Zapytałem, czym by śmigał, gdyby miał czas… Już jesienią tego samego roku na Watrze Motocyklowej, także w Radawie pokazywał mi wydruki zdjęć „goldasów” z allegro, które godne były uwagi. Tak się zaczęła nasza znajomość i jeżdżenie. Przepastne kufry Gold Winga mieściły wszystko, co było potrzebne na zlocie i w trasie Ileż to razy na zlotach Agatka wołała do: Tatooo! Tatooo! A czasem, żeby lepiej dotarło, to Dziniuuu! W niedzielny poranek budziły mnie odgłosy ożywającego naszego małego obozowiska. Ktoś się zaśmiał, ktoś opowiedział dowcip, ale ja wypełzałem z namiotu dopiero na Jego pytanie: Wiatru, chcesz kawy? W życiu lepszej nie piłem i nigdy kawa mi nie smakowała bardziej, jak w te poranki. Knuliśmy wtedy wszyscy, gdzie się spotkamy za tydzień i zastanawialiśmy się, dlaczego nie ma tam jeszcze naszych namiotów. Kiedy kończył się sezon, jeździliśmy na wycieczki jednodniowe w Bieszczady, spotykaliśmy się u mnie na ognisku, albo w Sokole, czy w innych miejscach. Także w Sylwestra. A potem nastawała wiosna, a nią kolejne rozpoczęcia sezonu, wyjazdy, zloty. Ileż to kilometrów przemierzyliśmy? A z Czarnogórą jak było? To był nasz najdłuższy wyjazd. Po całym dniu jazdy w upale, kiedy cel był niemalże w zasięgu wzroku, w górach, na krętych drogach trafiliśmy na rzęsisty deszcz. Trzy motocykle. Ja tam się o mały włos nie wyłożyłem przynajmniej parę razy. Widoki wspaniałe, ale ślisko jak ch… Do celu, który mieliśmy osiągnąć szacunkowo za 2 godziny, dotarliśmy po 5 godzinach. Pytałem Dzinia wtedy, czy nie żałuje, że nie pojechał autem, bo była taka opcja. Sponiewierany, z bananem od ucha do ucha odpowiedział, że w życiu by się nie zamienił motocykla na auto w takiej podróży. Bo to nie to samo i zawsze doskonale to rozumieliśmy. Mam te chwile w pamięci. Kozy na drodze, jakieś kamienie wielkości ludzkiej głowy, spotkanie z policją, przystanek w Kafanie. Nasze wyjazdy wąskimi, krętymi drogami, gdzie od przepaści nie odgradzało nas nic. Może 20 cm kruchego asfaltu. Trudno jest mi sobie przypomnieć, kiedy jeździliśmy razem po raz ostatni. Dosyć dobrze pamiętam wyjazd 7 kwietnia 2019 roku. To było rozpoczęcie sezonu w Dukli. Z Chlebową i z Kaśką, która drzemała w trakcie jazdy w wygodnym fotelu Gold Winga. W Dukli spotkaliśmy też wtedy Agatkę z Pawłem. Później to już się spotkaliśmy chyba tylko na paradzie weselnej u Małego Dżonego i dzień potem na tym niby zlocie motocyklowym w Przemyślu. Czy to był ostatni raz? Nie wiem. Rozmawialiśmy jeszcze przez telefon. Pytałem, czy mogę jakoś pomóc. Odpowiedź była: „Sam muszę rozwiązać swoje problemy”. Rozmawialiśmy też wtedy o Gold Wingu – staruszku i innych motocyklach. Goldas był bardzo wysłużony i niezwykle zasłużony i trzeba go było puścić w inne ręce. Były plany na coś innego… Cóż plany sobie, życie sobie. Ostatecznie wyszły problemy, z którymi sobie nie poradziłeś. Niektórzy powiadają, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Ze można tak, albo inaczej, że w lewo, albo na wprost. Będąc dorosłym i dojrzałym człowiekiem wybrałeś swoje rozwiązanie. Może się i dziwię i nie dowierzam, ale ostatecznie uważam, że każdemu przysługuje takie prawo. Będzie nam Ciebie brakowało. Byłeś dobrym kolegą, towarzyszem podróży, przyjacielem. Po tamtej stronie unikaj autostrad, Szukaj bocznych, widokowych dróżek. Jeśli „tamta strona” istnieje, to tam się spotkamy. Wieczorem rozpalimy małe ognisko, zasiądziemy z Bogdanem, Januszem, Dziadkiem, Maćkiem, Bartkiem… Zapatrzeni w ogień snuć będziemy plany przyszłych wyjazdów.
Tekst: Wiatr w Polu
Dodaj komentarz
You must be logged in to post a comment.