Ukraińskie połoniny w piątek trzynastego
Nowinki motocyklowe, Wyjazdy weekendowe

Ukraińskie połoniny w piątek trzynastego

Skromny bagaż na weekend z ortezą
Skromny bagaż na weekend z ortezą

Piątek trzynastego – ukraińska część Bieszczad

W dacie podwójna trzynastka – piątek 13.09.2013 roku. Pogoda ? Pochmurno,  momentami deszcz. Prognozy na najbliższe dni bez większych zmian. Przepraszam – zapowiadają większe deszcze. Dla nas to żadna przeszkoda. Czekam na Jankesa i jedziemy zdobywać ukraińskie Bieszczady (jak ktoś woli Karpaty).

Z datą 13. piątek kojarzy mi się pewne zdarzenie, ale o tym już po powrocie. Niektóre fakty wydają się śmieszne dopiero z perspektywy czasu a w danym dniu wywołują ogromne emocje.

Dodajemy dodatkowe pasy
Dodajemy dodatkowe pasy

Niecierpliwie czekałem, co przyniesie dzień. Umówiona godzina z Jankesem to wielka niewiadoma. Obyśmy wyjechali. Tam dokąd jedziemy na pewno czeka przygoda.
Jankes miał być najpóźniej o 10.00. Jest 11.30, a jego nadal nie ma. W końcu nie wytrzymuję i dzwonię. Przygoda ucieka. Co słyszę ? Niezbyt optymistyczne wieści. Jeszcze nie dojechał a już porozlewał jakieś oleje, wziął za mało pasów do mocowania moto, w wyniku czego zatrzymuje się co chwilę i poprawia motocykle na lawecie. Oj będzie się działo. System mocowań – „Made in Jankes” (dwa pasy i opona jako dystans między nimi)!

Tuż przed wyjazdem zapodaję fotki sprzętów, które jadą na lawecie do Krościenka. Dalej rozciąga się niedźwiedzi raj 🙂
Po pierwszym spojrzeniu na motocykle od razu przypomina mi się pierwszy wyjazd z Jankesem.  Ja jak zwykle na dużo gorszych gumach i z mniejszym doświadczeniem w terenie. Po zjechaniu z asfaltu i gładkiego szutru zaliczyłem pierwszego dzwona. Próba wyjazdu z zaschłej koleiny (wcześniej błota) i leżę. Kilkaset metrów dalej powtórka. Tym razem patrzę na lusterko – pęknięte. Zaglądam do Jankesa – bez lusterek. Pytam gdzie ma swoje a on mi na to, że jak wjeżdża w teren to zawsze odkręca. Ot taka mała filozofia. Tak się uczyłem… Znając Jankesa dość długo mogę śmiało powiedzieć, że wie co robi. Jego sposób jazdy w terenie – nie powiem – gwarantuje moc atrakcji i adrenaliny. Na pewno będzie śmiesznie! Wiem, że jak nie zapytam to się nie dowiem co jest np. zbędne a co może się przydać. Dodatkowa trudność polega na tym, że chcąc się czegoś dowiedzieć muszę trafić w sedno z pytaniem albo polegać na sobie.

Dystans między moto made in Jankes
Dystans między moto made in Jankes

Cały Jankes. Z góry nigdy nie dowiesz się o wszystkich szczegółach. Jedna wielka niewiadoma! Każdy wyjazd jest zazwyczaj wielką niespodzianką. Znasz tylko zarys wyjazdu – najbardziej pikantne szczegóły odkrywasz już podczas jazdy.
Muszę powiedzieć, że w takiej niewiadomej też jest coś pasjonującego. Tak więc zaczynamy od małego spóźnienia.
Mając wcześniejsze doświadczenia z Jankesem ostrzegałem go, że jedzie z inwalidą. Jestem po zabiegu na oko, prawa ręka osłabiona po złamaniu, a do tego nie jestem w formie przez zakazy ćwiczeń wydane przez lekarza.

Jankes w końcu dojechał. Moje pierwsze spojrzenie na ogumienie i poczułem podstęp. Guma Jankesa – świeża kostka jeszcze nie śmigana. Moja niewiele odbiegająca od Jankesowej z małym wyjątkiem. Przebyła tysiące kilometrów po przeprawach na piaskach pustyni ! Nic to, dam radę.

Mała różnica w ogumieniu
Mała różnica w ogumieniu

Głazio: Czy mamy klucze, linkę itp?
Jankes: Klucze są, reszty brak.
Głazio: Zabiorę !
Jankes: Po co? To będzie lajtowa trasa.
Trochę się uspokoiłem.
Motocykle przymocowane dodatkowymi pasami i ruszamy w drogę. Kilkaset metrów dalej otrzymuję wiadomość. Trzeba wstąpić do PZU opłacić ubezpieczenie i wybrać zieloną kartę. Tu tracimy kolejne cenne minuty – jakieś pół godziny. Lecimy do Krościenka. W Krościenku zrzucamy sprzęty i w drogę.

Odcinek Krościenko - Turka
Odcinek Krościenko – Turka

Krościenko – Turka.
Jedziemy ukraińską drogą „asfaltową” (jak byłeś/aś to wiesz co to znaczy – w skrócie szwajcarski ser). Mijamy źródło Dniestru i przejeżdżamy przez rzekę. Jankes ma skrzywioną minę, ponieważ jedziemy grzecznie asfaltem. Na moje pytanie dlaczego słyszę odpowiedź, że nowa kostka i asfalt to tępienie ostrych krawędzi w jego oponie. W końcu zjeżdżamy z drogi. Nie posiadamy się ze szczęścia. Wspinamy się łąką pod wysoką stalową budowlę (nadajnik lub nasłuch).

Odcinek Turka - Sianki
Odcinek Turka – Sianki

Turka – Sianki.

Tu charakter naszej drogi zupełnie się zmienia. Mkniemy przez łąki i lasy. Miejscami ani śladu drogi, ale po wspaniałych pastwiskach jechało się niemal jak po autostradzie. Pamiętaj  – zdradliwej autostradzie! Mknęliśmy bez uszczerbku pokonując ślepo zakończone wzniesienia lub dróżki, o których miejscowi mówili, że tam nie da się przejechać. Najwyraźniej można. Daliśmy radę.
W okolicy wsi Sianki mogliśmy popatrzeć na źródła rzeki San. Znajdują się na terenie Ukrainy, na wysokości około 925 m n.p.m., na południowo-wschodnich stokach Piniaszkowego w Bieszczadach Zachodnich w pobliżu miejscowości Sianki. (Na granicy Polski i Ukrainy, przy monolicie granicznym 224 znajduje się źródło jego pierwszego lewego dopływu).

Mała rozgrzewka
Mała rozgrzewka

Sianki – Wołosianka Zakarpacka (spanie).

Przekraczamy granice województw (ukr. obłast). Szlaban jak na granicy. Przymusowy przystanek. Spis naszych danych z paszportów i dalej w drogę. Do miejsca, w którym Jankes upatrzył sobie nocleg docieramy po zmroku. Udajemy się na strawę do pobliskiego lokalu. Tam umawiamy się z Polakami na wspólny crossowy wyjazd  nazajutrz z rana.
Wracamy do naszych sprzętów. Ulewa. Odpalam KTM-a i okazuje się, że w moim sprzęcie nie ma świateł. No ładnie! Jak teraz dojadę do naszego lokum???  To raptem 600 metrów, ale pod górę po szutrowo- błotnistej drodze do tego w deszczu. Trzymam się blisko Jankesa. Tylko on ma światła. Czuję mały dyskomfort.  Sporo jeździłem po takich drogach i wiem, że jeden mały kamyczek może sprawić niespodziankę. Kompletnie nic nie widzę. Tak dobrze zapowiadający się wyjazd nie może się dzisiaj skończyć. Na szczęście dojeżdżam bez większych przygód.  Śpimy w bazie wysokogórskiej o nazwie Użok.
Piątek trzynastego nie pozwolił nam przejechać trasy, jaką zaplanowaliśmy. Wszystko zaczęło się od małego opóźnienia wyjazdu. Na zdjęciach przykładowe ścieżki dnia pierwszego. Zalegamy w łóżkach. Lało całą noc.

Przykładowa ścieżka, której nie ma
Przykładowa ścieżka, której nie ma

Wołosianka (tam gdzie spaliśmy)-Lyuta = przełaj.

Dzień drugi – pochmurny – sobota 14.09.2013.
Umówieni z kolegami na 9.00 jedziemy do punktu zbiorczego. Niskie chmury nie wróżą ładnych widoków i zanosi się na deszcz. Odpalamy maszyny, a tu zaskoczenie. Po nocnej zlewie KTM, na którym przyszło mi jeździć dziwnie się zachowuje. Dzień wcześniej na luzie świeciła zielona lampka. Odpalam go – świeci na każdym biegu, za to nie świeci na luzie. Kolejne zaskoczenie oprócz braku świateł to brak zegarów … po prostu nic.
Najważniejsze , że odpala i możemy jechać.

Tankowanie
Tankowanie

Docieramy do miejsca spotkania i co widzę. Same 400 ccm. Qrcze znowu trafiłem z deszczu pod rynnę. Co ja tu robię na 640 ccm ??? Przyglądam się oponom – moje najbardziej zjechane. Nic to – będę walczył na ile starczy mi sił. Jedziemy na tankowanie. Zatrzymujemy się pod jedną z bram. Kupujemy paliwo w pobliskiej chacie – każdy po 5 l. Zalewamy sprzęty i w drogę. Przed startem spuszczamy trochę powietrza z opon. Wtedy poczułem, że to będzie przygoda z ogonem.

Ciekawie zrobiło się już po pięciu minutach jazdy. Wielokrotnie przejeżdżamy strumienie i błota.

Pierwsza gleba
Pierwsza gleba

Jedziemy „drogą – strumieniem”, na jednym z błotnistych podjazdów łapię uślizg i mało nie trącam zadupkiem starszej pani. Zdążyłem tylko usłyszeć z jej ust „Jezu!”. Sam najadłem się strachu. Pierwsza adrenalina była mocnym, a zarazem szczęśliwie zakończonym zderzeniem z rzeczywistością.
Po prostu to był pierwszy sygnał tego, jak moja opona zachowuje się w błocie. Zabijała się w nim momentalnie.
Kawałek dalej kolejna zarzutka i leżę w błocie. Dwa koła wybrały tor jazdy w sąsiadujących koleinach – leżymy boczkiem. Sam nie mogę podnieść motocykla w tym bagnie. Jakiekolwiek zaparcie kończy się ślizganiem się moich stóp albo sprzętu. Czekam więc na wsparcie. Dwaj siłacze szybko postawili mnie do pionu. Wyjeżdżam. Patrzę na oponę – gliniany slick. U pozostałych widać wyraźne kawałki gum. Hmmm – czuję, że będzie ciekawie. Po pierwszych przejściach po nocnej ulewie dopada mnie myśl, że jak przegnę to mogę zaliczyć konkretnego dzwona. Kompletny brak kontroli nad sprzętem. Włączył mi się ogranicznik. I dobrze.

Osiłki
Osiłki

Kawałek dalej zjazd. Nie sądziłem, że da się tędy zjechać. Na sucho owszem. Widać, że jak mocniej popada to płynie tędy wartki strumień.

Jankes na łące
Jankes na łące

Po prostu stromy kamienisty zjazd. Chłopaki na lekkich KTM-ach poszli do przodu. Jankes walczy w jakiś krzakach w wybranym przez siebie skrócie. Po chwilowej walce też wydarł do przodu. Dopóki zjazd był kamienisty zjeżdżałem. Kawałek gliny i znowu leżę.

Czekam na pomoc. Tym razem pojawia się już tylko jeden osiłek –  Jankes. Tak też myślałem. Prędzej czy później będę im kulą u nogi. Chłopaki pojechali dalej (Napisali w korespondencji smsowej: „Nam też szczęście nie dopisywało, rozwaliłem pokrywę sprzęgła na kamieniach i musieliśmy mocno improwizować żeby wrócić na kołach”).

Łapanie oddechu
Łapanie oddechu

Po podniesieniu kolosa chcę startować, a tu nie odbija gaz. Myślę sobie – qrcze jeszcze i  to. Jesteśmy gdzieś w u*ranej d*pie a już tyle awarii. Zjeżdżam – zatrzymują się aby uwolnić gaz (to tylko jedna śrubka). Pytam Jankesa gdzie są klucze – w tej zabłoconej skrzyneczce. Otwieram pusta. Zrządzenie losu. Z Jankesem zawsze jest przygoda. A korciło mnie przed wyjazdem aby zabrać klucze, łatki do dętek i jakąś linę do wyciągania sprzęta. Trzeba tak było zrobić bez pytania. Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Jedziemy dalej. Walczę z manetką. Na górce widzimy kraza. Jedziemy – może właściciel posiada klucze. Niestety – nie.

Typowe kamieniste i strome podjazdy, które trudno nam było uwiecznić podczas jazdy
Typowe kamieniste i strome podjazdy, które trudno nam było uwiecznić podczas jazdy
Jeden z wielu podjazdów
Jeden z wielu podjazdów

Mkniemy dalej. Zajeżdżamy w ślepy zaułek? Stromy podjazd z kawałkami drzew. Jankes zsiada z moto i szuka choćby pieszej ścieżki. Zawracamy. Kolejne dwa ślepe zaułki sprawdza sam. Po „drodze” strumienie, kamienie, błota, kałuże (niektóre bardzo głębokie). Idzie całkiem  sprawnie, ale wszystko do czasu. Jedną z dróżek Jankes przejeżdża z wielkimi problemami. Ja obieram inny tor jazdy, ale mimo moich usilnych prób zjechania na lewo ściąga mnie w prawo. Grzęznę w bagienku – głębokość za kolanko. Tu właśnie przydałaby się lina. Tym bardziej, że z minuty na minutę sprzęt zapada się coraz głębiej.

Pozornie płytka kałuża
Pozornie płytka kałuża

Męczymy, męczymy i po jakiś 15 minutach udaje nam się wydrzeć gada. Za naszą przeprawą kolejne dwie bardziej okazałe kałuże. Szukamy opcji objechania. Zawracamy. Jankes przejechał. Ja gotów do powrotnej przeprawy, a tu nagle zza zakrętu wyjeżdża  wycieczka na konikach. Musiałem przeczekać konną przeprawę. Niektóre ze zwierząt  czuły strach widząc jakąś pomarańczową postać z kosmosu. Ich przerażenie było tak duże, że niektóre reagowały dość nerwowo. Przebrnęły. Ciekawe jakie będzie bagienko po konnej przeprawie. Czas na mnie.

Droga z widocznymi krąglakami - nie to co w błocie
Droga z widocznymi krąglakami – nie to co w błocie
Droga
Droga

Przeprawiam się i ja, jednak tuż za kałużą przednim kołem łapię uślizg na drewnianym krąglaku  i padam w błocie. Dalej dojeżdżamy do znaku zakaz ruchu. Mimo to przebijamy się. Nagle ludzie, spychacz i wielka wycinka drzew. Po konsultacji drogi z tubylcami zawracamy.
Dalsza jazda wiodła przez podobne przeszkody. Pokonywaliśmy wszystkie aż do następnego mojego ślizga w błocie. Dojechaliśmy prawie na szczyt połoniny Równej/Runa. Dalsza jazda była niestety niemożliwa. Trafiliśmy na przeszkodę z wielkich kamieni przypominające gołoborza z kosodrzewiną.

Droga
Droga

Jankes wyszedł ponad kosodrzewinę. Spojrzał na  połoninę, zrobił rozpoznanie terenu i nie znalazł opcji przejazdu. Zawracamy.
Zaliczam jeszcze jednego ślizga na błotku w tym samym miejscu co przed chwilą. Wysiłek i krople potu wylane podczas jazdy w trudnym terenie sprawiają sporo przyjemności, ale podnoszenie motocykla do nich nie należy. To dodatkowa strata sił. Powrót do drogi asfaltowej był dość mozolny i zajął dużo czasu, ale obyło się bez większych przygód. Po drodze robimy przystanek na jakąś strawę i jazda dalej.

Przystanek na konsumpcję
Przystanek na konsumpcję
Droga w chmurach
Droga w chmurach

Nasze tempo jazdy wzrasta z minuty na minutę. Zakręt za zakrętem, a Jankes wykłada się coraz mocniej. Na kostce można robić różne cuda ale wiem, że na asfalcie nie trzyma tak jak slick. Zwalniam przed każdym zakrętem nadrabiając na krótkiej prostej. Ponadto droga zaskakuje nas swoją nawierzchnią w postaci szwajcarskiego sera. Jedziemy drogą Vyshka a Lyuta. Kolejne mocne wyłożenie i Jankes zalicza tragicznie wyglądający ślizg z przewrotkami. Raz wygrywał motocykl, a za chwilę Jankes. Tak naprawdę widziałem tylko końcowe koziołki. Adrenalina jednak szybko podniosła mojego bohatera na nogi.

Po ślizgu w gotowości do jazdy
Po ślizgu w gotowości do jazdy

Kiedy zobaczył, że wyciągam aparat to od razu chciał jechać dalej. Motocykl zebrał jednak za dużo gleby z pobocza więc musiał go trochę oczyścić. Przed sporym uszczerbkiem uratował go pancerz, który miał pod modną crossową koszulką. Modna koszulka też przetarta. Pytam czy wszystko w porządku? Padła odpowiedź „Tak”. Widziałem jednak grymas bólu na twarzy. Nie wiem co i gdzie go boli. Najprawdopodobniej nie powie mi. Jeśli uderzył się w dolną część ciała, to poznam po sposobie chodzenia. Ruszamy dalej. Zatrzymujemy się co chwilę z powodu dziwnych dźwięków dochodzących z napędu Jankesa XR 600.

Droga
Droga

Po kilku postojach odnajdujemy przyczynę niepokojących dźwięków – to kamienie zebrane z pobocza, które dostały się pod osłonę łańcucha. Tankujemy i jedziemy dalej. Po drodze spotykamy parę z Ustki jadącą na dwóch GS-ach. Miłe pogawędki, wymiana kontaktów i w dalszą drogę.
Teraz jedziemy zdecydowanie wolniej. Dojeżdżamy do miejscowości Sil gdzie spędzamy noc w hotelu ze spa … Tu pojawiły się pierwsze oznaki bólu, które zobaczycie w filmie.

Spotkanie z rodakami
Spotkanie z rodakami
Spotkanie z rodakami
Spotkanie z rodakami
Spotkanie z rodakami
Spotkanie z rodakami

Sil’ – Połonina Równa

To dzisiaj zakładamy
To dzisiaj zakładamy

Dzień trzeci – pod znakiem wiszącej chmury – 15.09.2013
Poprzedni dzień z pogodą w kratkę „deszcz i słońce”. Dziś w okolicy połoniny Równa mleko w postaci otaczającej nas zewsząd chmury. Dzień pod nazwą „dzwony” zakończył się na nasze szczęście bez większych uszczerbków. Po odnowie sił w hotelu rankiem dłużej wylegujemy się w łóżkach. Pogoda nie zapowiada większych przebłysków słońca. Nie palimy się do ubierania przemoczonych ubrań. W końcu kończymy z ładowaniem naszych akumulatorków. Nie przyjechaliśmy tu po to, aby wylegiwać się w łóżkach.

Połonina Równa
Połonina Równa

Przed nami jeszcze perspektywa dojechania na szczyt połoniny Równej oraz spory kawałek do domu. Ubieramy się. Ubrania po wczorajszych wojażach ciągle mokre. Jest w tym jednak jedna pociecha – zakładamy świeże i suche skarpety. Suche będą przynajmniej przez chwilę!  Tego momentu nie cierpię najbardziej – suche rzeczy przemakają, a zanim nabiorą temperatury od ciała to przechodzą mnie małe dreszcze. Jemy śniadanie i jazda.

Początkowo mkniemy drogą asfaltową, która zmienia się w szutrową. Następnie wjeżdżamy w drogę z betonowych płyt.

Połonina Równa
Połonina Równa

Tu pojawiają się pierwsze niespodzianki w postaci wypłukanych wąwozików, podmytych i osuniętych płyt, przed którymi zatrzymują się samochody. Jeszcze rok temu wjeżdżały bez problemu na szczyt. My bez zastanowienia pniemy się w górę. Biorąc pod uwagę poprzednie dwa dni jest to najłatwiejszy odcinek. Rano przy śniadaniu słyszałem opcję wyjazdu strumieniem w górę połoniny. Jankes zazwyczaj mnie zaskakuje – ma milion planów w głowie. Chyba daje mu się we znaki wczorajszy upadek. Widzę, ze coś go boli! Wspinamy się pod górę w chmurze, która miejscami jest jak gęste mleko.

Połonina Równa
Połonina Równa

Jadę bardzo blisko Jankesa. Słyszę jego motocykl, ale go nie widzę. Kiedy zatrzymuje się niespodziewanie zaskakuje mnie i wymusza ostre hamowanie. Po dwóch takich zdarzeniach trzymam większą odległość. Im wyżej jesteśmy, tym silniejszy wiatr wieje i coraz większe krople deszczu padają na nas. Ja nie mogę jechać z zamkniętą szybką w kasku. Po otwarciu szyby krople deszczu piorą boleśnie w twarz.
Dojeżdżamy na szczyt. Co widać w tym gęstym mleku ? Betonowe niedokończone obiekty militarne ZSRR. To pozostałości budowanej tutaj niegdyś bazy rakietowej, w sąsiedztwie której znajduje się krzyż.

Połonina Równa
Połonina Równa

Zwiedzam kilka budynków. W jednym z nich znajdują się spore hale, w drugim zalane wodą pomieszczenia. Miejscówki po imprezach i ogniskach wewnątrz budowli. Typowy widok wewnątrz ogólnodostępnych budynków bez własności. Na ścianach widoczne dzieła współczesnych artystów malarzy.
Podczas obchodu przypomina mi się to co mówił Jankes o podjeździe na połoninę Równa. bardzo przekonująco opowiadał, że spokojnie można tu podjechać bejcą (BMW R 1150 GS). Takie twierdzenia Jankesa zazwyczaj dzielę przez 2.

Połonina Równa - czekały na nas piękne widoki
Połonina Równa – czekały na nas piękne widoki

Moje przekonanie potwierdza się w 100 %. GS poradziłby sobie na wielu ścieżkach jednak śmiało mogę powiedzieć, że poległby w bieszczadzkich błotach. Do podnoszenia czy wydzierania tego gada z błota konieczny byłby sztab ludzi. Oczywiście można to zrobić w pojedynkę. Nasuwa się tylko jedno pytanie. Na jak długo wystarczyłoby sił ?
Wracam na szczyt do motocykli. Widzę maszyny, ale nie widzę Jankesa. Krzyczę, ale wieje tak mocno, że nic nie słychać. W końcu pojawia się mój bohater. Skrył się za kominem wentylacyjnym przed silnym wiatrem i nieustannie padającym deszczem.

Połonina Równa - czekały na nas piękne widoki
Połonina Równa – czekały na nas piękne widoki

Wsiadamy na sprzęty i zjeżdżamy z góry. Teraz czeka nas spory kawałek drogi powrotnej przez Lipowiec, Poljanę, Turkę do Krościenka.
W ten ostatni dzień pogoda nas nie rozpieszczała. Deszcz towarzyszył nam niemal do końca. Odczuwaliśmy chłód najbardziej w dłonie i przemoczone wcześniej stopy. Podczas tego wyjazdu zapadła ważna decyzja – moje wysłużone buty dożyły kresu.

Powrót w strugach deszczu
Powrót w strugach deszczu

Przemoczeni, zziębnięci dojeżdżamy do Krościenka, gdzie ładujemy sprzęty na lawetę i mkniemy do siebie. Ten wysiłek fizyczny pokazuje nam jakie są nasze słabości za to jest niesamowitym odpoczynkiem psychicznym od spraw codziennych.

Na koniec tych wywodów zarzucam propozycję wyjazdu na ukraińskie połoniny w sezonie 2014.

Termin i trasę ustalamy na forum >>>

Z uwagi na to, że nie jestem zwolennikiem nocowania w hotelach (hotel mam w domu) rzucam propozycję trasy z noclegiem w ruinach, namiotach itp. Zjazdy z trasy wyłącznie po jedzenie i paliwo.

Na podsumowanie części opisowej i zdjęciowej krótki film.

Niestety najbardziej pożądana kamera wysiadła w pierwszy dzień, więc pozostały tylko zdjęcia i filmy kręcone aparatem fotograficznym.
W związku z tym nie zobaczycie tutaj najtrudniejszych odcinków naszej trasy. Część z nich była tak stroma, że próba zatrzymania się groziła osunięciem w dół. Jakie mogą być tego konsekwencje ? Kto jeździł, ten wie.

Kilka zdjęć więcej na forum w temacie >>>

Powrót - niedaleko Krościenka
Powrót – niedaleko Krościenka

DSC_0445

03/01/2014

O autorze

Glazio


3 komentarze Do “Ukraińskie połoniny w piątek trzynastego”

  1. Marzenie taki ADV 😉 Ale jak to, KTM bez zepsucia się całą trasę zrobił?

  2. Tak się przytrafiło, że KTM, na którym jechałem przejechał całą trasę. Awarie były. Są opisane. Nie miały jednak wpływu na kontynuację jazdy 🙂
    Mimo małej wagi (ok. 160 kg) jest jest delikatnie za ciężki na taką trasę. Szwagier jadący na lżejszej XR i na lepszym ogumieniu nie chciał się nawet na chwilę zamienić. Tak więc nie miałem możliwości napisać coś o różnicy w jeździe.

Dodaj komentarz

styczeń 2025
P W Ś C P S N
 12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  
Reklama

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ

Redakcja
Radiator - Turystyka Motocyklowa
E: kontakt@radiator-mototurystyka.pl
W: www.radiator-mototurystyka.pl